2014-04-14
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Maraton Łódź (czytano: 2577 razy)
13 kwietnia wystartowałem w Maratonie Łódzkim i był to mój pierwszy start w tym roku. Specjalnie się do tego biegu nie przygotowywałem, był to start z treningu triatlonowego. Jednak formę biegową mam niezłą a z akcentów biegowych wynikało, że złamanie 4 godzin to będzie pikuś. Ustaliłem plan : do 21 kilometra biegnę z grupą na 4:00 a potem przyspieszę i na mecie zamelduje się z wynikiem 3:55. Pierwsze 10 km na luzie biegnę za balonikami, na 8 kilometrze niemiła niespodzianka, zgubiłem czujnik S3 od Polara. Kosztuje to coś pewnie z 300 złotych, więc manko niezłe. Na 12 kilometrze muszę skorzystać z WC, podbiegam do tojki, zajęta, czekam pewnie z 2 minuty, pół minuty poświęcam sobie no i baloniki odjeżdżają mi ze 450 metrów. Pewnie tu popełniłem błąd, bo dość znacznie przyśpieszyłem i za 4 km już ich miałem. Troszkę mnie to podmęczyło ale na 18 kilometrze było już okej. Półmetek mijam w 1:59, jest dobrze (ale nie do końca). Stwierdzam jednak, że trasa jest bardzo trudna, składa się z samych zbiegów i podbiegów (delikatnych oczywiście, ale jak się później okazało na maratonie potrafiły nadzwyczaj skutecznie wymęczyć), prostych odcinków jak na lekarstwo, więc rezygnuję z planowanego przyśpieszenia. Biegnę nadal za balonikami. Od 32 kilometra zaczynają się kłopoty, po pierwsze zaliczyłem glebę, tak po prostu bez przyczyny. Zaraz zjawili się koło mnie ratownicy, na szczęście nic mi się nie stało, tylko delikatnie zaliczyłem szlif na dłoniach. Od 33 kilometra baloniki zaczęły mi powolutku uciekać, czterogłowe zaczęły boleć i to z kilometra na kilometr coraz dotkliwiej . Taka mała ściana :-)) Na 35 kilometrze zdaje sobie sprawę, złamanie 4 godzin, czyli ten przedstartowy pikuś, jest niemożliwy. Biegnę tempem 6’15”, walczą nogi, walczy głowa aby nie przejść do marszu. Włączam starą płytę : po co biegać, po co mi kolejny maraton, po jaka cholerę tak się męczyć, że to już na pewno mój przedostatni maraton, pewnie byłby ostatni ale Kraków mam już opłacony. Metę przekroczyłem po 4:02:57. Nie abym się tłumaczył, ale trasa maratonu musiała być bardzo ciężka, nigdy w końcówce maratonu wśród biegnących w okolicach 4 godzin nie widziałem tylu spacerujących. Aha ... już mi przeszło Kraków nie będzie moim ostatnim maratonem, chyba że tak postanowię na 35 kilometrze w Krakowie.
Foto : niepełna ekipa z Leszna
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora DamianSz (2014-04-14,23:56): Marku niech Cie ta "porażka" wzmocni i zmobilizuje. Ja wciąż wierzę, że złamie kiedyś 3 h a teraz cieszę się, że ukończyłem Orlen z wynikiem 3:57 i nic mnie nie boli. Bo jeszcze kilka dni temu kuśtykałem. ps. w CM nie biegnę, ale może przyjadę pokibicować Truskawa (2014-04-15,06:26): Doskonale znam ten stan!Wynik fajny. Nie ma co narzekać i tylko 7" słabszy od zakladanego. A mogło być tych minut o wiele więcej sądząc z opisu. Super! Marfackib (2014-04-15,09:59): Moi drodzy, ja wcale nie traktuję tego maratonu jak porażkę, czy coś w tym stylu, przecież to dla mnie tylko i wyłącznie dobra zabawa :-))) żiżi (2014-04-15,21:36): Kraków ma swój urok a Łódz faktycznie miała ciężką trasę-miło było Cię i całą ekipę z Leszna spotkac:)
|