2013-12-27
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Zewnętrzna motywacja czasami jest potrzebna.. (czytano: 1849 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: http://www.ptspuszczykowo.pl/
Przeczłapałam mój pierwszy maraton… jak na razie następnych nie było i nie wiem czy jeszcze będą. Bieganie polubiłam wbrew sobie – szczerze kiedyś tę czynność nienawidziłam.
Czas biegnie jak na biegach… czasami wydaje mi się, że dni mijają szybciej niż godziny a momentami mam wrażenie, że trwam w jakimś zawieszeniu czasowym i kilka godziny zamieniają się w dzień… długi i nigdy się nie kończący ;)
Jednak ostatnio zdecydowanie częściej mam dni śmigające z prędkością godną podziwu. I w tym całym biegu życiowym, pędzie ku nowej rzeczywistości nie mogę wykręcić czasu dla biegania. Nie skręcam czasowo, a wieczorami padam na twarz z totalnego wyczerpania… I pewnie te wyjaśnienia są kiepskie, marnawe jakieś, bo zwyczajnie brakuje mi jakiejś wewnętrznej motywacji i chęci, by wyjść z domu gdy za oknem jest ciemno jak w czarnej dziurze. W takiej sytuacji pomogłaby mi zewnętrzna motywacja jakiegoś biegacza czy biegaczki.
I stał się dzisiaj cud : ) Motywacja zewnętrzna się znalazła : )
Działa u nas PTS (Puszczykowskie Towarzystwo Sportowe). Coś się jednak dzieje w mojej okolicy. Biegowo też. W kwietniu tego roku przeczytałam artykuł w lokalnej prasie, że ma ruszyć pomysł wspólnych treningów – start na ryneczku. Dobra, przyznaję, że w kwietniu to ja byłam życiowo w totalnej czarnej doopie… rozsypana, rozpieprzona maksymalnie i bieganie to była ostatnia rzecz o jakiej myślałam. Zwyczajnie wpierdolona w życiowe bagno… z którego na szczęście wylazłam : )
I wracam do dzisiejszego CUDU – tym razem nad Wartą, a nie Wisłą ;) Sąsiad wysłał mi dzisiaj eskę, że dzisiaj zaczyna się pierwszy trening o 20.30 (wyjątkowo w piątek, normalnie będą we wtorek). Nie poszłam dzisiaj, bo wczoraj otrzymałam kolejny cios w plecy i zbierałam się dzisiaj po nim (ale w końcu jak człowiek otrzyma tyle ciosów to się już dość szybko zbiera, a więc mnie to zajęło tylko jeden dzień i stoję znowu na nogach niechcący wzmocniona).
No i wiem, że dzisiaj biegła dość mocna grupa i poddałam się, bo nie chciałam być na treningu zupełnie sama. Za tydzień jest Sylwester i treningu nie ma, ale jestem umówiona, że 7-mego stycznia będę na pewno : ) i będę zabezpieczać tyły ;) Czyli ja w całym i pełnym wydaniu biegowym : )
Odnalazłam mój strój biegowy i buty już odkurzyłam : ) Pomaszeruję jutro na krótki marszobieg. Znowu muszę zacząć od początku. Nie mam zamiaru wyznaczać sobie żadnych celów, żadnych limitów czasowych. No może jedynie taki, żeby znowu zmieścić się w limicie czasu na 10 kilometrów w jakiś zawodach. To w zupełności zaspokoi moje małe ambicje sportowe ;)
I cieszę się bardzo, że dostałam zewnętrzną motywację. Czasami tak w życiu bywa, że bez niej da się nigdzie ruszyć. Ta wewnętrzna jest tak słaba i wątła, że ma siły tylko na bieżące działanie i walkę z codziennością… tak jak właśnie przez ostatnich kilka miesięcy u mnie…
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora Marysieńka (2013-12-28,16:55): Reniu....dużo, bardzo dużo wytrwałości życzę :)
paulo (2013-12-28,17:44): trzymam kciuki :) jacdzi (2013-12-28,22:45): Bieganie w towarzystwie jest swietna motywacja. Trzymam kciuki za wytrwalosc!
|