Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA   GALERIA   PRZYJAC. [18]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
maurice
Pamiętnik internetowy
Małymi krokami do wymarzonego 2.30

Maurycy Oleksiewicz
Urodzony: 1982-03-03
Miejsce zamieszkania: Łódź
46 / 48


2013-10-14

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Pierwsza ściana w maratonie (czytano: 1781 razy)



Jeszcze przed weekendem zgadaliśmy się z Krzyśkiem Górnym z Kalisza co do wspólnego startu na wynik w okolicy 2h34m [3:39/km]. Ustaliliśmy wolny początek, szarpnięcie na początkowym zbiegu i w konsekwencji lekką nadróbkę na połówce. Otwarcie wyszło aż za wolno w 3:46, ale już zaraz się rozkręciliśmy. Bardzo szybko wszystkie kobiety z elity zostały za naszymi plecami, a my wchłonęliśmy Szymona Knoblocha, z którym biegliśmy dalej we trzech. Wiatr specjalnie nie przeszkadzał, ogólnie pogoda była niemal idealna. Dziesiąty kilometr minęliśmy w 36:26 i szczerze mówiąc liczyłem na większy zapas gdzieś o 20s. Po 15km było 54:43, czyli niemal idealnie na życzeniowy wynik, ale o nadróbce nie było już mowy, zwłaszcza że zaczął się trudniejszy etap trasy. Na jednym z niewielkich podbiegów koło 18km odpadłem od chłopaków, nie byłem w stanie mięśniowo utrzymać lekko podkręconego tempa. Półmetek przeciąłem z wynikiem 1:17:15 i znając profil trasy i moje coraz cięższe nogi przestałem się łudzić nawet co do 2:36… Słabłem coraz bardziej, gdzieś koło 27km doszła mnie Rosjanka, wskoczyłem jej na plecy, ale po 20metrach odpuściłem – nie byłem w stanie utrzymać jej tempa. Na pokonanie kolejnego 28km potrzebowałem już powyżej 4minut. Kolejne kilometry mijałem tempem 3:55-4:05 łudząc się co do rozmienienia chociaż 2:40. Nie pamiętam kiedy minęła mnie druga na mecie Białorusinka, ale moment wyprzedzenia przez trzecią Arletę Meloch koło 32km zapamiętałem wyśmienicie – to było tak jak jedziemy autostradą maluchem i wyprzedza nas bryka na niemieckich (bądź warszawskich) blachach :) . Moje 4 z hakiem kontra jej ~3:20. Domyślam się, że odpaliła właśnie na 30km, bo w wynikach ma na nim jeszcze ponad 3 minuty straty do mnie! Nieco się zdziwiłem jak koło 40km człapiąc już świńskim truchtem znowu ujrzałem ją przed sobą, a byłem niemal pewny że mijając mnie wcześniej z takim impetem dojdzie jeszcze Rosjankę… Wracając do mnie tempo na podbiegu na Serbskiej (36-37km) musiało spaść i spadło do 4:30, z którego już się nie podźwignąłem ani na wypłaszczeniu, ani na zbiegu, ani na finiszu... Dałem się wyprzedzić jeszcze trójce facetów i doczołgałem się na metę z czasem 2:43:55 na 28.miejscu. Można powiedzieć, że mój maraton skończył się na 25km, kiedy to solidnie zderzyłem się ze ścianą. Krzysiek dowiózł swoje do mety i ukończył maraton ze znakomitym czasem i nową życiówką 2:34:39, a Szymon odpadł na podbiegu, ale wynik 2:36:13 jest jego najlepszym w tym roku.
Swój start muszę ocenić jako wielką i bolesną porażkę. Kolejny raz dostałem solidnego kopa od życia i zostałem brutalnie sprowadzony na ziemię. Po takim biegu nadchodzi czas na znalezienie przyczyn. Pozwolę je wypunktować, kolejność przypadkowa a ich ranga na dobrą sprawę mi nieznana…
- olbrzymi deficyt snu w tygodniu startowym wynikły ze stresu i dużej presji (śr-sb po 5godzin, ostatnia noc 1,5 i czuwanie od 23:30…; normalnie sypiam po 8godzin);
- dołek formy po bardzo wymagającym obozie w Szklarskiej (dużo lepszą dyspozycję miałem 3-4dni po zjeździe);
- lekko rwane tempo na początkowym etapie biegu (3:30-3:45);
- prawdopodobnie niedostateczne odrobienie strat energetycznych po chybionej decyzji o restrykcyjnej diecie białkowo-węglowodanowej;
- niedostosowanie tempa startowego do dyspozycji dnia (z perspektywy czasy stwierdzam, że podjąłem za duże ryzyko);
Mięśniowo dzisiaj jest nieźle, mam w sobie duże pokłady sportowej złości i chyba nie powiedziałem jeszcze jesienią ostatniego słowa.

Mój klubowy kolega Andrzej Pietrzak, z którym ostro trenowaliśmy w Szklarskiej poprawił swoją życiówkę prawie o 10minut! Dobiegł do mety niecałą minutę za mną. Pewnie jakby trasa miała ze 2 kilometry więcej to powalczylibyśmy obydwaj na czworakach o prymat wśród Szakali :) Znakomite szóste miejsce zajęła Szakalica Kasia Oleś, szkoda tylko że wciąż nie udało jej się zostać trójkołamaczem…



Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


snipster (2013-10-14,19:16): Gratki mimo wszystko dobrego czasu, który jak dobrze na to spojrzysz, wyśpisz się i nie przetrenujesz, będzie bardzo dobrą bazą do następnych ataków ;)
krunner (2013-10-14,19:36): Gratulacje, Maurycy! Mimo wszystko :) Ja gram jakieś trzy ligi niżej :), i nie biegłem maratonu, ale moja rada jest taka, żebyś odpuścił maraton tej jesieni. Masz szybką dychę 11.11 - życiówka prawie na wyciągnięcie ręki, tylko się wyśpij :)
Sylw3g (2013-10-16,00:53): Biorąc pod uwagę zeszłoroczne perypetie, to Maurycy 11.11 do Warszawy jednak nie przyjedzie ;) Gratulacje wyniku. O ile pamiętam, to wspominałeś o nie kończeniu jesieni w kontekście maratonu - gdzie? W kraju już chyba nie ma nic większego.
maurice (2013-10-16,08:43): Dzięki, to miłe że staracie się mnie podnieść na duchu. Nie mam specjalnie wielkiego doła - ciężka orka ostatnich 4 miesięcy z pewnością ułatwi przygotowania do kolejnych startów. Kiedy? Nie wiem... W Poznaniu nauczyłem się szacunku dla dystansu 42k. To była bardzo cenna lekcja.







 Ostatnio zalogowani
BemolMD
08:27
chris_cros
08:25
michu77
08:13
bobparis
07:58
Admin
07:47
Ryszard N.
07:11
kos 88
06:46
jaro109
06:25
biegacz54
06:20
schlanda
05:26
Piotr Fitek
02:04
BuDeX
00:12
mariuszkurlej1968@gmail.c
23:22
fit_ania
23:21
Świstak
22:54
Robak
22:37
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |