2013-06-12
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| "Górski" Wyrzysk, bo trzeba się ruszyć... (czytano: 531 razy)
Bieszczadzki Rzeźnik przeszedł do historii i trzeba patrzeć do przodu. Nie znaczy, że dałem sobie spokój z bieganiem. przez kilka dni i owszem, ale nie za długo. A okazja do pobiegania nadarzyła się szybko. W sobotę odbył się nasz miejscowy "górski" bieg na 10km, czyli XV edycja Biegu "Olka". Miała to być okazja do rozruszania zastałych mięśni na niełatwej trasie. Na starcie stanęło półtorej setki biegaczy i biegaczek. Jak na taką kameralną imprezę całkiem nieźle. Było wielu znajomych, z którymi miło było się spotkać. W rozmowach dominował temat naszej bieszczadzkiej eskapady. Chyba udało nam się zaszczepić ciekawość tego rodzaju zawodami, bo niektórzy już myślą o podobnych wyczynach. Równo o siedemnastej ruszyliśmy w stronę Osieka. Na początku czekał nas dość "atrakcyjny podbieg", ale z perspektywy Smereka wydal się mizernym. Potem już było łatwiej. Nogi niosły, ale o świeżości nie było mowy. Po połówce dystansu to, co w tym biegu jest najfajniejsze, czyli znowu w górę. Już wiem, że tego typu utrudnienia na trasie trzeba pokonywać spokojnie. Tak też zrobiłem. Skróciłem krok i spokojnie ruszyłem do przodu. Końcówka, to było to, co lubię najbardziej, czyli z górki. W końcu meta. Okazało się, że poszło całkiem nieźle. 48:13 tydzień po Rzeźniku na dość wymagającej trasie, to naprawdę fajny wynik. Po biegu szybko zebraliśmy się i ruszyliśmy do domu. W ten sposób dość spokojny tydzień zakończyłem miłym biegowym akcentem.
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |