2013-03-04
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Zmiana kodu: 3 z przodu! (czytano: 2692 razy)
Niedziela... rano... budzi mnie płacz syna - głodny, zalany więc robi co może, żeby to zmienić :)
Wstaję do niego, dopiął swego i zadowolony już patrzy jak męczę się z pieluchą, za chwilę biegnę robić mu śniadanie... Zjadł wszystko i osiągnął stan saturacji wszelakiej więc wrzucam go do łózka, do mamy, a sam zaczynam przygotowania do niedzielnej wycieczki biegowej!
Małe płatki czekoladowe + 3 kromalki z miodkiem RAZ!!! Poszło...
Wcisnąłem się w te wszystkie bielizny i tajty, pulsometr, saszetka, jakies 2 bananki i DO BOJU!!!
Postanowiłem spędzić w ruchu minimum 3 godziny... Nigdy tak długo nie biegałem więc czułem się dziwnie podekscytowany. Zadawałem sobie pytania: czy dam radę utrzymać tempo i czy w związku z tym nie za szybko lecę? czy wytrzymają moje biedne nogi? gdzie tu pobiec, żeby za szybko nie wracać do domu i potem kręcić się wokół bez sensu? no i ile km przebiegnę dziś (nie wziąłem telefonu - zapomniałem naładować :/)?
Zerkając na pulsometr co jakiś czas ustawiłem sobie tempo, przy którym czułem względny komfort i powiedziałem sobie, że nie będę reagował na zewnętrzne bodźce :) (mam taką dziwną wadę, że jak ktoś mnie wyprzedza, to odruchowo przyspieszam... pomimo, że ustaliłem sobie, że robie np OWB, a widzę, że chłop biegnie sobie kros, albo czasówę i na twarzy ma grymas z wysiłku...).
Standardowy kierunek: NH! Dobiegłem, 2 kółka dookoła Zalewu Nowohuckiego i opuściłem to piękne osiedle i skierowałem się na północny-zachód w kierunku Mistrzejowic i Batowic.
Kierując się dalej na zachód wpadłem na pomysł, żeby zamknąć pętlą północną część Krakowa.
Dobiegłem sobie bez większych przeszkód do trasy na Kielce (ul. 29 listopada) i udałem się dalej na zachód w kierunku Prądnika Białego, potem zacząłem zakręcać na południe ulicą Mackiewicza - Prądnicą - Wrocławską i dalej chcąc dobiec do błoni. Tam zacząłem czuć delikatnie łydki... Tętno, oddech, samopoczucie w porządku, normalnie jakbym przebiegł z 5-10km, a mięśnie łydek niestety "pęczniały"...
Postanowiłem zacisnąć zęby i dobiec do domu! Biegłem już ok 2,5 godziny. Obiegałem te błonia już z odczuwalnym, przeszkadzającym bólem łydek... W międzyczasie łyknąłem drugiego bananka, żeby przestać myśleć o tych nogach :/ Pomogło na jakiś 1km ale potem znów się nasilało...
Biegłem już po zadeptywanych bardzo przeze mnie Bulwarach Wiślanych... Pomyślałem, że kryzysowy odcinek będę miał na podbiegu do Galerii Kazimierz (lekki podbieg, ale długi) i nie myliłem się... Na "szczycie" pierwszy raz pomyślałem, że chyba nie dam rady.
Zacząłem najzwyczajniej czuć głód...
Wniosek: za tydzień bięgnę już z żelem i bcaa!
Przypomniałem sobie rozmowę z kolegą, który też biega i kiedy mówiłem mu, ze jak widzę już Galerię Kazimierz to w zasadzie czuję się jakbym już był w domciu... Więc jak już jestem przy domu to nie będę się poddawał i po prostu sobie dobiegnę.
Hmm... Zacząłem porównywać ten bieg z zeszłoniedzielnym... W tamtym zwyczajnie byłem zmęczony, osłabiony wręcz, a tutaj zupełnie inaczej: tętno dalej ok 60÷70% HRmax, oddycham normalnie, a łydki i czwórki ud mam jak balony!!! Zaraz wybuchną!!! - dobre kulinarne powiedzenie "jadłbym oczami" możnaby do tego porównać...
Wreszcie dotarłem! Co prawda 150m przed domem zamieniłem bieg w marsz, ale nie chciałem tak gwałtownie stanąć...
No czułem się zadowolony i szczęśliwy, że wykonałem założenia! Zegarek pokazał 3h9min treningu!
A teraz ostatni bolesny element! 4 piętra... :/ Dotarłem tam w czasie mojego 86-letniego artretycznego sąsiada...
Doszedłem do siebie wchłaniając pyszne kanapeczki z szyneczką, białeczkiem, pomidorkami kokt. i kiełkami rzodkiewki, popijając duuużą ilością wody z sokiem zagryzając 2 tabsami glukozy. Potem prysznic i z ciekawością zasiadłem do kompa zobaczyć moją trasę i pomierzyć dystans, który wiedziałem, że jest rekordowy.
Victory!!! Przełamałem pierwszy raz 30-tkę!!! Aż o 4,5 kilometra!!!
(zdjęcie: kamień papieski na błoniach - napis motywujący...)
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Marysieńka (2013-03-08,08:12): Następne 3 godzinki będą przyjemniejsze i...łatwiejsze:) stealmach (2013-03-08,13:56): Oby, bo to jest już w tą niedzielę - ostatni dzień "triduum biegowego" :)
|