Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA   GALERIA   PRZYJAC. [17]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
rotka
Pamiętnik internetowy
Beskidzkie klimaty

Ewa
Urodzony: 1966-10-27
Miejsce zamieszkania: Bielsko-Biała
4 / 20


2012-06-23

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Mattoni Half Marathon Olomouc (czytano: 545 razy)

 

Mattoni Half Marathon Olomouc - wspaniała impreza biegowa za mną. Pozostały miłe wspomnienia, zdjęcia, medal , certyfikat i plecak :).
Ale po kolei. Zapisałam się na Półmaraton w Olomouncu już w zeszłym roku. Dokładnie 11.11.2011 – w tym dobrze brzmiącym terminie na Facebooku Organizatorzy zrobili konkurs z możliwością wygrania pakietów startowych. Co prawda nic nie wygrałam, ale w ten sposób zapisałam się na moje pierwsze zagraniczne zawody.
Pierwsze co mi się kojarzy z tym Półmaratonem to perfekcyjna organizacja. Od momentu zapisu po zakończenie biegu.
Zapisałam się oczywiście poprzez stronę internetową, zapłaciłam kartą kredytową (zintegrowane z zapisami), otrzymałam mailowo potwierdzenie wciągnięcia na listę uczestników i wniesienia opłaty startowej, a przed startem – potwierdzenie nadania numeru startowego. Organizatorzy zamieścili także vademecum z wszystkimi przydatnymi informacjami dla biegaczy – jak wygląda numer startowy, gdzie oznaczono do jakiej strefy startowej mnie zakwalifikowano, gdzie jest chip i co zrobić z nim po biegu, przypomnienie co ze sobą koniecznie trzeba zabrać i sugestie o czym warto pamiętać. Umieszczono także informacje o zapleczu technicznym (przebieralnie, depozyt, toalety, masaże), a także jak będzie zorganizowana meta (ale o tym w dalszej części relacji).
I to wszystko w trzech językach – czeskim, angielskim i polskim.
No i nadszedł dzień 23 czerwca. Od rana lekkie mrowienie w żołądku z emocji. Do Olomounca mam niedaleko (około 2 godzin jazdy samochodem), więc wyjazd nastąpił po lekkim obiedzie. Dotarłam tam wraz z mężem około 16.00. Sprawnie zaparkowaliśmy samochód na darmowym parkingu i udaliśmy się na Horni Namesti (Rynek) wspomagając się mapką przygotowaną przez Organizatorów. Zaraz po wyjściu z samochodu odczuwało się, że miasto opanowali biegacze i ich kibice.
Miałam lekki problem z dotarciem do Biura Zawodów (zapomniałam zanotować adres, pamiętałam tylko że tam jest EXPO i park), ale wszędzie było pełno dobrovolników czyli wolontariuszy. Tak więc zostałam poinstruowana jak tam trafić. W Biurze Zawodów wszystko sprawnie i bez kolejek. Otrzymałam kopertę z numerem startowym i chipem oraz pojemny plecak (bardzo praktyczny, przyda się na kolejne zawody).
Na kopercie była umieszczona informacja, aby dokładnie zapoznać się z opisem numeru startowego i co warto umieścić na jego odwrocie. I tu kolejny plus w zakresie „organizacja imprezy” . Na odwrocie można było wpisać imię i nazwisko oraz telefon kontaktowy do osoby, do której można zadzwonić w przypadku gdyby się coś z zawodnikiem stało (zasłabnięcie i te sprawy), w odpowiednią rubryki – na co chorujemy, jakie leki zażywamy. Bardzo pomocne dla służb medycznych.
Start nastąpił o 19.00 – oczywiście elity i pierwszej strefy, potem kolejne strefy. To co się działo na starcie nie do opisania – po prostu trzeba było to przeżyć. Szaleństwo kibiców, niesamowity doping. To sprawiło, że mnie poniosło na starcie. W pewnym momencie patrzę na mojego garmina i widzę -jak dla mnie zabójczą prędkość - 13 km/h. No to trzeba było wyhamować. Kibice byli i zagrzewali nas do biegu na całej trasie – pierwszy raz się z tym spotkałam, po drodze mijaliśmy stanowiska z muzyką.
Biegliśmy piękną trasą – po drodze zabytkowe budynki, urokliwe kamienice, nowoczesne budynki o pięknej architekturze, park. Były oczywiście mniej pasjonujące krajobrazowo odcinki, ale gdzieś trzeba było nabić te 21 km z małym hakiem.
A meta – przy dobiegu aplauz kibiców (tłumy) i komentatorów, którzy każdemu gratulowali i „przybijali piątkę”. Zegar z czasem widoczny z daleka.
Za linią mety:
pierwszy szpaler wolontariuszy – kolejne gratulacje i odpinanie chipów, drugi – gratulacje i medal na szyję, trzeci – torba z wodą, izotonikiem i batonem, czwarty – folie termiczne.
I docieram komfortowo do stołów z owocami – banany, pomarańcze. Po drodze w trakcie biegu też wszystkiego było pod dostatkiem – woda, izotoniki, rodzynki, banany, cukier w kostkach – wszystko co potrzebne jest biegaczowi (oprócz dobrego przygotowania i kondycji :) ).
Wrażenia z biegu niesamowite. W takich biegach warto uczestniczyć, choćby ze względu na atmosferę (nie koniecznie trzeba zawsze nastawiać się na życiówki, choć pewnie przy okazji też miło ją zrobić).
Teraz kiedy już trochę ochłonęłam po biegu wiem, że za rok (22 czerwca 2013 – Organizator podał już datę) znów tam pobiegnę. Ale trochę inaczej to zorganizuję – przyjadę po południu dzień wcześniej, aby odebrać pakiet startowy i zwiedzić miasto, a wyjadę też dzień później, aby jeszcze dłużej móc nacieszyć się tą atmosferą i uczestniczyć w pasta party po biegu.
Miasto i impreza jest tego warta.


Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


Maria (2012-06-27,18:36): Ja startowałam w Budzejowicach ,pod wszystkim podpisuję się obiema rękoma.W B. było dokładnie tak samo,za rok wybieram się do Ołomuńca więc może sie spotkamy:)
rotka (2012-06-27,21:15): czyli obie czekamy na otwarcie zapisów :)







 Ostatnio zalogowani
seba1
02:43
Arti
00:42
Śmigło
23:06
grzedym
23:05
soniksoniks
22:33
42.195
22:10
fit_ania
22:10
Citos
21:35
heelmaes
21:29
Marcin Kaliski
21:13
BULEE
20:59
uro69
20:55
Admin
20:35
Raffaello conti
20:31
Wojciech
20:26
gpnowak
20:26
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |