2012-02-13
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| KULTOWY MARATON (czytano: 1355 razy)
Lat temu kilka, chyba Strzała zadał następujące pytanie:
- Jak to jest że są imprezy absolutnie kultowe. Na przykład takie Dębno – wystarczy że ktoś narysuje na asfalcie kredą krechę, ludzie i tak przyjadą tam, ustawią się i pobiegną.
Dla wielu osób Dębno to legenda, miejsce kultu. I takim pozostanie. Jak długo impreza może rozwijać się tylko jako legenda?
W zeszłym roku Michał Smalec zadzwonił do biura Maratonu Dębno i zapytał czy może w trakcie biegu skorzystać ze wsparcia na rowerze. Dowiedział się że nie jest to możliwe i wziął to serio. Błażej Brzeziński nie zadzwonił a jego trener asystował mu przez całą trasę. I wygrał. Czy tylko dlatego że był lepszym biegaczem? Czy gdyby biegł ostatnie okrążeni e o suchym pysku też by wygrał? Nie wiem i jak znam życie nikt tego nie wie. Michał Smalec nie obraża się na Dębno, sprawie Maćka pisze:
"Jestem pod wrażeniem ich determinacji. Paweł i Maciek swoim działaniem wznoszą bieganie na wyższy poziom, nie tylko fizyczny, ale i duchowy. To co robią jest ważniejsze niż sto tysięcy złotych medali olimpijskich. [...] Myślę, że cała sprawa to nieporozumienie i będziemy mogli zobaczyć ich podczas Maratonu w Dębnie."
Co ma w tej sprawie do powiedzenia były dyrektor maratonu Waldemar Matuszkiewicz:
"Moi Drodzy!
O problemie Maćka i jego taty dowiedziałem się dzisiaj rano od mojego brata, który rok temu ukończył swój pierwszy w życiu maraton, w swoim rodzinnym mieście - Dębnie. Cały dzień spędziłem na wszelkiej lekturze dotykającej tego tematu. I.... szczerze mówiąc nic z tego nie rozumiem!!!
Mam pytanie: jaki jest sens wieźć dzieci np. około 200km (z Kamienia Pomorskiego do Dębna) po to tylko aby w swoich sześciu skokach z miejsca w dal uzyskały wyniki po 20-30cm w każdym? Albo sześć razy rzuciły piłeczką palantową po 90-100cm? Jaki jest sens dowozić dzieci codziennie po kilka-kilkadziesiąt kilometrów na Warsztaty Terapii Zajęciowej? Przecież w każdym z tych przypadków powinno IM być lepiej w zaciszu domowym, przy ciepłym piecu i w troskliwych objęciach rodziców!!! A jednak tysiące TYCH rodziców wysyłają Te SWOJE pociechy na tego typu zajęcia i imprezy.
Komuś może wydać się nie do końca na miejscu przywołanie tych przykładów. Spieszę uspokoić, że tak i od razu odpowiadam:
Dyrektorem Wojewódzkiej Olimpiady Specjalnej "Polska" w Dębnie był Stanisław Lenkiewicz. Jego żona jest Kierownikiem Warsztatów Terapii Zajęciowej w Dębnie. Nikt bardziej od Nich nie wie ile znaczy uśmiech i radość tych dzieci w tych imprezach.
A wracając do Maćka i jego Taty.
Od 1997 do 1999 roku byłem tą osobą, która godzinami przekonywała Burmistrza i Radnych Rady Miejskiej w Dębnie nad celowością reaktywacji Maratonu Dębnowskiego. Gdy już się to udało byłem jego Dyrektorem. Z każdym rokiem (nawet wówczas, gdy życie zmieniło moje miejsce pracy i zamieszkania) dobrze Mu życzyłem i cieszyła mnie wzrastająca jego ranga. Nigdy bym wcześniej nie uwierzył, że wystartuje w nim prawie 1000 uczestników, a tak się stało. Tylko ci, którzy tu byli wiedzą, że to prawdziwe święto tego miasta, w organizację pośrednią lub bezpośrednią angażują się bezinteresownie setki ludzi. W samym Dębnie dzięki temu powstał klub biegacza, z którego kilkunastu zawodników w nim startuje. TO SĄ TE PLUSY, DLA KTÓRYCH TRZEBA BYŁO REAKTYWOWAĆ TĘ IMPREZĘ. O samej promocji miasta nie trzeba już nawet wspominać.
A dzisiaj? Jedna nieprzemyślana i podejrzewam pochopna decyzja może to wszystko zniwelować. Dobrze znam wymogi PZLA dotyczące "odpowiednich" warunków do przeprowadzenia imprezy rangi Mistrzostw Polski. Czyż jednak od nich się nie odchodzi? W imię kumoterstwa, wieloletniej znajomości czy "przymykania oczu". Bardziej od Maćka i jego Taty, przeszkadza czołówce pojawiający się nie wiadomo skąd na trasie biegu "trener" na rowerze, nie widzący nic i nikogo innego tylko "swojego". A przecież jest to zabronione!!! Czy jednak widział ktoś aby taki "trener" był ściągany z trasy? Gdzie zapewnienie bezpieczeństwa zawodników (w zeszłym roku przez takiego "rowerzystę" późniejszy medalista nie był w stanie pobrać napoju na jednym z punktów)!!!
Po cóż to całe zamieszanie? Gdzie promocja i prestiż imprezy i miasta? Gdzie ludzkie podejście do ludzkich spraw?
Staszku! (do Dyrektora Maratonu Dębno - Stanisława Lenkiewicza) musisz pamiętać radość i łzy dzieci niepełnosprawnych gdy wieszałeś im medale na piersiach?
Heniu! (do Dyrektora Półmaratonu Piła - Henryka Paskala) od zawsze byłeś dobrą duszą i sercem Maratonu Dębno - zadziałaj. Ciebie posłuchają.
Za rok jubileusz! Chyba obaj nie chcecie aby była to tylko regionalna, cicha i skromna rocznica. Tego chyba nikt nie chce!
Ze sportowym pozdrowieniem,
Waldemar Matuszkiewicz
Były Dyrektor Maratonu Dębno"
Reasumując, nie jest to kwestia małych i wielkich ale lekceważenie tych, którzy poważnie traktują zasady. Gdyby Paweł nie zapytał o start z Maćkiem, tylko odebrał numer i poleciał, nie byłoby problemu.
A pan dyrektor chlapnął głupstwo, nie pomyślał. I teraz krzyczy – to nie moja wina, ja nie chciałem, ta łopatka jakoś tak sama trzasnęła Jasia, a poza tym on zaczął.
Szkoda Dębna i szkoda że ludzie (i dyrektor i burmistrz) błysnęli brakiem klasy i zamiast przyznać się do błędu przeprosić siedzą w piaskownicy i krzyczą że Wyborcza jest zła a w Ameryce biją murzynów
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |