2011-09-28
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Warszawo, Ty moja Warszawo... (czytano: 1292 razy)
...tyś pieśnią mych marzeń i snów... płyną słowa starej jak świat (chyba przedwojennej piosenki), która bardzo trafnie ocenia moje odczucia do tego pięknego miasta. I na mieście skończywszy, bo maraton na którym byłem w niedzielę jakoś nie przypadł mi do gustu w przeciwieństwie do starówki miasta, którą byłem zauroczony. Dlaczego?? O tym za chwilę.
Póki co mam niemały problem bo opanowały mnie dwie choroby. Jedna na dobre (prawie 3 lata temu) i wygrać z nią nie mogę, ani nie chcę, a zwie się maratony. Z drugą borykam się odkąd wysiadłem z pociągu relacji Warszawa-Kraków, dodajmy - bardzo zatłoczonego pociągu (gdzie Ci ludzie tyle jeżdżą?? Albo to pociąg był za mały). Walczę z nią jak prawdziwy kozak zaporowski tym bardziej, że w niedzielę będę toczył kolejny bój o zachowanie godnego imienia biegacza, a dokładniej półmaratończyka w Śląskim Chorzowie. Mam nadzieję, że jutro organizm pozwoli mi wyjść chociaż na lekki trening. Będę wtedy mógł udowodnić mu że nie ma dla niego lepszego lekarstwa niż bieganie.
Pierwsza choroba (maratony) też ma chęć przejąć palmę pierwszeństwa i co raz przypomina mi, że 15 października odbędzie się kolejny Poznań Maraton. Niestety (Na szczęście??) słowa płynące z ust moich znajomych oraz kolegi (przyszłego pana młodego) jednoznacznie nakazują na odpuszczenie sobie tego biegu i udanie się do kościoła celem uczestnictwa w obrzędzie ślubu tegoż kolegi. Jakby nie było znamy się trochę lat i głupio nie iść. Na całe szczęście choroba jest bardzo przebiegła i wyszukała mi kolejny maraton, który odbędzie się 12 listopada (czyż to nie piękny termin?? :-) w Beskidzie Żywieckim. Tak to ja mogę chorować!!
Pewnie dla większości biegaczy, którzy brali udział w 33. Maratonie Warszawskim wszystko było 0k i raczej nie było się do czego przyczepić. Mnie jednak zbytnio organizacji całej tej imprezy nie zbyt się podobała :-/ Miałem dziwne wrażenie takiego napompowania, zbytniej dumy, chęci pokazania, byleby tylko padł rekord uczestników, jakby nic innego się nie liczyło. Gdzieś zabrakło wg mnie większego myślenia o tych biegnących. Czułem się jak jeden malutki puzzel w wielkiej układance, a przecież uczestnicy to w końcu najważniejszy jej element.
To moje subiektywne odczucia...
Pozostała część mojego wyjazdu ujęła mnie szczególnie, zwłaszcza wizyta w Muzeum Powstania Warszawskiego, do którego na pewno kiedyś jeszcze wrócę.
"I ujrzeć jak dawniej za młodych mych lat, jak do mnie Warszawo się śmiejesz".
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |