2010-11-08
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Kajtek. (czytano: 310 razy)
Nigdy nie sądziłam, że tak mnie to poruszy...
Jedliśmy właśnie kolację, kiedy nasz kot Kajtek, jak zwykle rzucał się po ścianach w przedpokoju. Robił to często i nie było w tym nic dziwnego. Dziwny był jęk, który potem wydał. Wyjrzałam z kuchni i zobaczyłam jak leży na wykładzinie, dziwnie zwiotczały, jakby oszołomiony. Rzuciłam się do niego, próbowałam ocucić, rozchylić szczęki. Zobaczyłam wywalony język. Sądziłam, że może się zakrztusił i nie może złapać tchu. Uniosłam za brzuch, wtedy się nagle spiął cały, jakby miał za chwilę zwymiotować a potem już tylko bezwładnie opadł na podłogę. Przerażone dzieci przybiegły, zobaczyły go leżącego z wywalonym językiem i otwartymi oczami. Asia złapała za komórkę, gdzie ma telefon do weterynarza, zaczęła nerwowo wybierać numer. Powiedziałam, że już za późno. Weterynarz nie pomoże. Zapadła cisza. Patrzyliśmy na niego z niedowierzaniem. W tej ciszy słychać było po chwili gotującą się wodę. Nikt się nie ruszył żeby wyłączyć... Długo go głaskaliśmy. Kiedy dotarło do nas, że to koniec, Asia zaczęła płakać. Przytuliliśmy się do siebie.
Nie mam pojęcia co się stało. Czy koty umierają na zawał? Albo łamią sobie kręgosłup?
Kajtek był z nami od trzech lat, bardzo się przywiązaliśmy. Dla mnie miał szczególne znaczenie. Pełnił rolę opiekuna domu...
PS. Nasz kot kilka miesięcy temu zaklinował się w oknie uchylnym i uszkodził sobie kręgosłup. Przeżył i wrócił do pełnej sprawności (kosztowało to kupę kasy), ale jak widać, kręgosłup miał osłabiony...
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora Grażyna W. (2010-11-08,23:32): Moja koteczka odeszła 16 stycznia tego roku :( Kkasia (2011-01-03,21:28): szkoda kumpla...zwierzaki są niezastąpione
|