2010-10-12
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Do zobaczenia w grudniu... (czytano: 1552 razy)
W takie wieczory jak ten (jakie?), niczym ogromna fala powraca do mnie to coś, co w zasadzie opanowało mnie do szpiku kości. Kiedyś jeszcze, było tylko chwilami, momentami mojego życia, dziś stały się jego pełnią, jego całkowitym wymiarem. Jest na to fachowe określenie, jest na to konkretne słowo, ale ja go tu nie użyję, ja po prostu to napiszę.
Jeszcze ciepłe październikowe słońce, jeszcze potrafiące ogrzać, skrawki zieleni. Promienie pod ostrym nachyleniem, nie rażą jak te w lutym czy marcu, promienie te zabierają chłód, dają siłę.
Rozmyślałem o tym co po maratonie, co stanie się z chłopakami, z którymi spędziłem tyle czasu, z którymi przeżywałem swoje treningi, z ludźmi którzy dzielili ze mną marzenie...
Każdy z nas to kompletna acz zupełnie inna osobowość. Każdy z nas, z czym innym się tu mierzył, każdy z nas o inne cele zabiegał.
Radek spokojny, stonowany i opanowany. Czesław to żywioł, nie okiełznany, twardy i hardy. Ja to z kolei dumny i pyszny odwrócony od całego świata. Radek to oaza, to spokój, to powściągliwość, to woda. Czesław to stanowczość, to siła, to jednoznaczność, jednokierunkowość to ogień. Ja... to wiatr, jestem ale za chwilę mnie nie ma, to rozdartość, to zbyt wiele dróg, aby móc wybrać tylko jedną.
Trzy zupełnie inne charaktery, trzy zupełnie inne jednostki.
Umawiamy się na trening, zwykłe rozbieganie, po dwóch tygodniach przerwy. O czym będziemy rozmawiać, osiągneliśmy wspólny cel i wszystko zostało już powiedziane. Wszystko zostało wyjaśnione i nie ma do czego wracać.
Piotrek jest już tatą. Odpowiedzialnym młodym mężczyzną, który odnalazł miłość swojego życia, który udowodnił wszystkim tym, którzy się z niego śmiali (w tym mi), że teraz on, choć może, nie będzie śmiał się z nikogo... Jego cele na przyszłość są już jasno określone, sprecyzowane do tego by wychować dziecko, by spełnić swój obowiązek jak najlepiej, by być wsparciem dla kobiety którą kocha.
Zazdroszczę mu - pewnie że tak... Wiele razy powtarza mi, że warto było czekać na to wszystko: na dobra pracę, na Renatę, na dziecko, na maraton... Choć przebiegł, już raz ten dystans dla mnie był to nie tylko mój pierwszy maraton, ale i jego...
Pewnie nie będzie już tych chwil razem, kiedy w pocie czoła, zapieprzamy pod Agrykolę, kiedy ścigamy się razem na przebieżkach, kiedy rozciągamy niedzielna trzydziestkę. Boże! nie będzie już chwil w Zakopanem, w dusznym, śmierdzącym skarpetami pokoju. Pobudek przy Eurosporcie, bezsmakowych śniadań, śmierdzących bąków, chipsów na prześcieradle, mokrych ciuchów warlających się po pokoju. Kłótni o drobiazgi, które po wycieńczających treningach wydawały się walką o byt...
Radek osiągnął cel - przebiegł maraton poniżej 4 godzin. Wrócił do biegania. W sytuacji, która dotknęła, go boleśniej, niż można by sobie wyobrazić, znalazł w sobie siłę, znalazł w sobie chłopaka który marzy... Podniósł się i choć nie wierzyłem w niego, choć nie dawałem mu szans, to dał radę. Na treningach wprowadzał spokój, pewne wyciszenie, choć przed zawodami to on nie umiał opanować nerwów.
Teraz kiedy wygrał maraton, kiedy wygrał go przede wszystkim dla siebie, nie ma już do czego wracać. Odreagował. Dał sobie czas, przemyślał wszystko i okazało się, że to zupełnie dobry facet.
Dziś spotyka się z kimś. Dziś nie myśli już o tym jak było i że coś zmarnował. Dziś buduje, dziś jest świadom, tego co chce budować, ale bez pośpiechu. Nie opowiada nam o A., nie lansuje się i nie mówi, że jest lub będzie dobrze. Akceptuje to co dostał. Czy wróci do biegania, czy będzie mu ono jeszcze potrzebne?
Tomek... Jestem tu przecież. Można dotknąć mnie i zobaczyć. Można usłyszeć mój głos.
Broniłem się przed tym ostatnim treningiem. Dziś nikt nie musiał się z nikim mierzyć, po coś pędzić. Dziś mogliśmy, po prostu porozmawiać, podczas biegu, podczas tego co kiedyś nas połączyło, a teraz zamyka pewien piękny etap w naszym życiu. Zamyka pewna przygodę, pewną zabawę, pewną ciężka pracę. Dziś chciałem wam tyle powiedzieć, a na koniec wykrztusiłem tylko "dziękuje" i nie patrząc w oczy wróciłem do mojej samotności. Do bujania gdzieś wysoko ponad chmurami, choć często pomiędzy nimi. Do pustych pól, wiślanych wałów, do rzeki. Do zimnych nocy, do pustych poranków, do tego wszystkiego czego zamienić na nic innego nie umiem...
Może do zobaczenia w grudniu, może wtedy się raz jeszcze spotkamy, może trzeba będzie mimo wszystko o coś jeszcze razem powalczyć... dziś wiem, że stanę bez obaw sam...
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |