2008-11-27
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Los Komandos :) (czytano: 376 razy)
25 pażdziernika startem w setce kaliskiej zakończyłem swój tegoroczny jesienny sezon startowy.
Do końca listopada miałem się poddać błogiemu roztrenowaniu czyli biegowemu nicnierobieniu.
I takie miałem plany. Aż do momentu kiedy napisała do mnie Lenka gdzieś na początku listopada z zapytaniem czy nie wybrał bym się z nią i jeszcze paroma jej znajomymi na Maraton Komandosa..Na początku byłem bardzo sceptyczny co do tego pomysłu ale po wymianie szybkich paru postów podjarałem sie tematem i byłem już zdecydowany jechać i wziąć w nim udział. Mundur miał mi pozyczyć Kufel. Plecak posiadałem. Co prawda cywilny ale barwami nie odbiegał za bardzo od tych wojskowych więc zakładałem ze przejdzie. Na wszelki wypadek jednak gdyby dopuszczający do startu miał odmienne zdanie zakupiłem pelerynkę ortalionową na niego w kolorze khaki.
Pozostały buty. Niewątpliwie najważniejszy element tego wojskowego obowiązkowego stroju.
Po zasięgnięciu opini u Kufla i przeczytaniu paru recenzji w necie, wybór padł na magnumy classic.
Butki zakupiłem 7 listopada w piątek.
Już w sobotę natomiast wylatywałem na Kanarki na siedmiodniowy urlop. Wybór padł na Lanzarote. Piękną wulkaniczną wyspę. Wyjazd ten dośc niespodziewanie i nieoczekiwanie ufundowała mi firma z którą współpracuje.
Więc czemu nie skorzystać jak dają:)
Początkowo miałem wziąć ze sobą te buciki z zamiarem że będę w nich tam chodził i je rozbijał oraz dopasowywał do moich stopek ale w ostateczności po dłuższym namyśle pozostawiłem je w domu. Ich maltretowaniem postanowiłem się intensywnie zająć po powrocie. I dobrze zrobiłem:)
Podczas wypoczynku miałem odbyć przynajmniej trzy treningi. Takie miałem postanowienie. Przecież formy stracić nie mogłem bo tydzien po urlopowych wojażach czekał na mnie „Komandos”. Jednak plany swoje a życie swoje. Z bólem wykonałem jeden pięćdziesięcio minutowy trening drugiego dnia pobytu.
O dalszych nie było mowy. All inclusive i doborowe towarzystwo nie pozwoliły na to:)
Wmawiałem więc sobie że taki odpoczynek też w sumie ma zbawienne dla organizmu znaczenie. Że sie zregeneruje ciałko do końca, nózki odpoczną, że wróci głód bieganka itp. No ale jak nie mieć na takiej pięknej wyspie i przy takiej letniej pogodzie optymistycznego podejscia do życia:)
Siedem dni byczenia się minęlo jak z bicza trzasnął. Do kraju przywiozłem 2,5kg obywatela więcej
.
Na zajutrz w niedzielę rozpocząłem przygodę z magnumami. Chodziłem w nich przez najblizsze 4 dni non stop. Do pracy. Po domu. Jednym słowem wszędzie gdzie się tylko dało. Praktycznie nie ściągałem ich ze stóp. Nie powiem że by były przewygodne i komfortowe jak pantofelki ale w sumie nie było żle. Przede wszystkim żadnych obtarć i większego dyskomfortu podczas ich eksploatacji. To najważniejsze. Wydawały sie być ok. Na trening biegowy w nich jednak się nie zdecydowałem. Za mało dni bowiem pozostało na wyleczenie ewentualnych obtarć.
Po dłuższym namyśle padł wybór że obciążeniem mojego plecaka będzie paczkowana w jednokilogramowe opakowania – sól. Pomysł zaczerpnąłem od Leny. Początkowo w zamysle miałem sypać lużno piach. Jeszcze pare wskazówek uzyskanych od Adama z Kielc jak rozmieścić ciężar w plecaku i wszystko wydawało się być gotowe.
W piątek o godzinie 11 wyjechałem z Rzeszowa. Zabrałem się z kierowcą i szefem eskapady tym samym Markiem Żukiem z Przemyśla i jeszcze innymi dwoma potencjalnymi komandosami.
Skorzystałem z jego ogłoszenia na MP. Podróz minęla mi bardzo sympatycznie. Praktycznie całą przegadaliśmy. Nie musze chyba pisac na jakie tematy:)
W Lublińcu zameldowaliśmy się w okolicach 17.
Szybka i sprawna weryfikacja w biurze. Około 18 pojawiła się Lena , Leno i Johnybravo.
Przy piwku i rozmowach czas mijał szybko i sympatycznie.W końcu około 20 pojawił sie i Kufel a tym samym i mój mundurek w którym na drugi dzień miałem pobiec. Szybka przymiarka. Pasuje jak ulał. Jeszcze po browarku w śmiechach i chichach i około 22 do wyrka. Jutro bowiem wielka niewiadoma i trza być w miarę wyspanym i wypoczętym.
c.d.n.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Isle del Force (2008-11-27,18:15): Te 2,5kg obywatela więcej przydało się jak ulał. Komandos zużywa tyle do akcji w terenie. A Kanary pewnie piękne o tej porze, w Lublińcu widoki też niczego sobie. Wyrósł nam komandos czystej wody. Marysieńka (2008-11-27,21:35): Cholerka, na Maraton Komandosa..nie dałabym się namówić..ale na tę wyspę gdzie się wylegiwałeś i ciałka nabierałeś......:))) TREBI (2008-11-27,21:43): Marysiu. Czekaj, czekaj twardzielko. Jeszcze Cię urobię młódko. KOmandos nie taki straszny jak go malują. Tym bardziej dla takiej mocnej babki jak Ty. A jaki splendor przy ewentualnej wygranej. Powiem krótko. To bieg dla Ciebie stworzony. I wiem że w głebi serca myślisz o nim:) Tusik (2008-11-27,22:35): Trebi, mój podziw do Twoich wyczynów rośnie szybciej niż "Twój Obywatel" na tej pięknej wysepce!... ;-D W przyszłym roku mam wiele ambitnych celów - jednym z nich jest... wole nie pisać, żeby nie zapeszyć! ;-] Jeszcze raz gratki! - i czekam jeszcze na dalszy ciąg wpisu. dario_7 (2008-11-28,12:18): Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy! :) Jestem ciekaw, jak się biegało w glanach i z plecakiem tyle kilometrów... Moc w Tobie ogromna! Podziwiam, zazdroszczę i chylę czoła! :D
|