Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

Przeczytano: 564/957229 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:0/0

Twoja ocena:brak


Freedom Charity Run 2016 - dzień 5 - 7
Autor: Mariusz Szeib
Data : 2016-06-25

Dzień 5
21 czerwca 2016 – Iwakuni → Hofu (80 km)


Wieczór upłynął nam na korzystaniu z japońskiej łaźni i wspólnej kolacji. Łaźnia pozwoliła nie tylko zregenerować nasze mięśnie przed kolejnymi dniami ale w kolejnych basenach to z gorącą, to z letnią, to z zimną wodą dawała możliwość nawiązania ciekawych znajomości. Wśród nich był prof. Suzuki, fizyk jądrowy, który w 2002 odwiedził Wrocław. Projekt FCR wszystkim bardzo się podobał, życzyli powodzenia.



Podczas kolacji wspomniałem o Chado, ceremonii przyrządzania zielonej herbaty w proszku, o której dowiedziałem się od mojej 8. letniej wnuczki Kingi no i zaczął się cały ceremoniał przyrządzania i picia Matcha oraz szkolenia jak to robić zgodnie z japońską tradycją.
Deszcz pokonany przez Daniela za dnia zaczął szaleć wieczorem i nie odpuszczał całą noc.

Rankiem pobliska rzeka Nishiki nieomal wylewała się z koryta, a piękny łukowy most Kontaiko o 300. letniej historii zdawał się być w poważnych opałach.



W strugach deszczu do biegu ruszyliśmy ok. 9.00. Po kilkuset metrach startu honorowego kontynuowałem bieg z kolegami z Japonii. Zawsze ktoś z trójki Toshi, Kaji i Mitchy biegł ze mną, a na rowerze drogę wskazywał nam Suuji. Pomimo deszczu pierwszą dychę łyknęliśmy błyskiem. Potem, co prawda padać przestało ale co 3 km mieliśmy kompletnie nie oczekiwane przez nas, choć bardzo miłe postoje. Powtarzały się także podczas odcinków Daniela i Ludwiga. Na każdej stacji benzynowej lub na parkingu przy lokalnych centrach handlowych czekali na nas koleżanki i koledzy z miejscowych klubów lions. Wszyscy mieli ogromne transparenty "Witamy uczestników maratonu z Hiroshima do Fukuoka". Ledwo się rozpędzaliśmy już trzeba było hamować. Przy okazji postoju czekały na nas także energetyczne napoje, kanapki i owoce. Gościnność i wspaniała organizacja Japończyków po prostu powala – myślą o każdym najdrobniejszym szczególe. Wszędzie skandowaliśmy razem hasło biegu "We Run We Serve".



Już drugi dzień biegniemy główną drogą z Fukuoka do Tokyo. Danielowi trafił się odcinek up&down. Przewyższeń było ponad 500m. Ponadto nieustanny ciąg aut, nieustanna urbanizacja. Momentami jest tak groźnie, że organizatorzy w trosce o nasze życie, pakują nas wszystkich do mikrobusów i przewożą przez węzły gordyjskie. Na razie było tego ze 3 km. Trasa biegu po zmianach, które wprowadzili po naszym przyjeździe organizatorzy wydłużyła się nam do 279 km. Na razie więc mieścimy się w zadeklarowanych 275.

Dzień 6
22 czerwca 2016 – Hofu→ Shimonoseki (70 km)


Wieczór w Hofu upłynął na wizycie w klasycznej japońskiej herbaciarni (chado). Dowiedzieliśmy się jak specjalną łyżeczką (chasen) nakłada się do miseczki (chawan) herbaciany puder (matcha), jak po zalaniu gorącą wodą ubija się herbacianą piankę miotełką (chashaku), jak trzeba ułożyć tę miseczkę przy podawaniu, a jak przy piciu. Usłyszeliśmy o tym, że pije się ją na trzy razy i że przy trzecim razie trzeba koniecznie głośno siorbnąć.
Rano przy starcie znów towarzyszyła nam grupa miejscowych lionów. Tym czasem deszcz się potęgował. W trakcie startu honorowego mżyło, potem podało, w końcu nadeszła ulewa. Na szczęście jest ciepło. Droga wąska. Naprzeciw lecą japońskie TIRy oblewając nas co chwila lecącym spod kół prysznicem – "marzenie" biegacza.

Daniel miał bardzo wąski odcinek. Było niebezpiecznie. Jadący na rowerze .... gdyby nie ostre hamowanie wylądował by na masce ciężarówki. Skończyło się na strachu.



Pomimo deszczu co i rusz czekają na nas kolejne grupy gościnnych Japończyków. W jednej z miejscowości gospodarze zaskakują nas flagami polskimi i niemieckimi. Podziwiamy nie tylko ich zmysł organizacyjny, bo na japońskiej prowincji zapewne nie łatwo o flagi z odległych europejskich krajów ale także pomysłowość w celu uhonorowania nas, gości zza dalekiej wody.

Lodówka turystyczna zawsze jest pełna wody i innych napojów, kanapek, odżywek oraz różnych produktów energetycznych. Są specjalne odżywcze cukierki, chipsy oblane miodem i paluszki serowe. Właśnie pojawiła się w naszym busiku skrzynka, przepysznych kapiących od słonecznego soku pomidorów. Od dzisiaj mamy na pokładzie zimną zieloną herbatę. To efekt naszego wczorajszego zainteresowania herbacianym pudrem. Nasi wspaniali gospodarze robią po prostu wszystko aby nam dogodzić.



Gdzieś między Hofu a Shimanoseki mieliśmy półmetek – 137,5 km za nami. Po całym dzisiejszym dniu pozostanie nam "tylko" 91 km, czyli jedna trzecia trasy. Nawet w strugach deszczu dobiegniemy bądź dopłyniemy.

Nasi współbiegacze dzisiaj nas opuszczają i wracają do Hiroshimy

Dzień 7
23 czerwca 2016 – Shimonoseki → Shingu (70 km)


Co za fantastyczny dzień! Zaczęło się biegiem po wodą, a potem było przy. Jak się rano, po wczorajszej ulewie i wieczornej mgle okazało, mieszkaliśmy tuż przy moście Kanmonkyo. Łączy on dwie wyspy Honsiu i Kiusiu. Bieg po moście wykluczony ale blisko kilometrowym tunelem jak najbardziej.
Na Kiusiu czekała na nas ogromna grupa gospodarzy na czele z sekretarzem okręgu 337 A Japan Takashi Furukawa. To Takashi odpowiedzialny jest za zorganizowanie naszego pobytu, to on dopilnował wszystkich najdrobniejszych detali. Witamy się z Tokashi serdecznie, ostatni raz widzieliśmy się zaraz po wylądowaniu, na lotnisku w Fukuoka.

Festiwal gościnności japońskiej trwa cały dzień. Co 3 góra 4 km witają nas kolejni gospodarze z transparentami i chorągiewkami. Sprzyja nam dzisiaj pogoda. Na mojej zmianie jest pochmurno lecz nie pada.



Na 15 km jest Urząd Miasta Kitakyushu. Mamy zaplanowaną audiencję u prezydenta. W pierwszych słowach wspomina o swoim zamiłowaniu do muzyki Chopina i Bacha. Opowiadamy lotniskową historię z Wawy, z grą na fortepianie małej Japonki. Daniel wymyślił płyty z utworami Chopina grane przez Rafała Blechacza jako prezenty dla VIP. Teraz są jak znalazł. Prezydent jest zachwycony, tym bardziej, że od Ludwiga dostaje podobny prezent wspominający Haendla, kompozytora z jego rodzinnego miasta Halle.

Tymczasem słońce wychodzi zza chmur i żar leje się na Daniela prosto z nieba, który po lunchu u prezydenta przejął pałeczkę. Wczorajszy deszcz wydaje się teraz złem zdecydowanie mniejszym.

Gospodarze przewidują kolejną niespodziankę- wizytę w szkole podstawowej Fujinoki. Czeka na nas 200 dzieci w wieku 8-9 lat. Wszystkie są ciekawe jak wyglądają biegający tysiące kilometrów przybysze z dalekiej Europy. Dzieci przygotowały transparent z "Witam i Wilkommen" oraz wspaniały występ – tradycyjny taniec rybaków. Potem ustawiły się w kolejce do zadawania nam pytań. Opowiedzieliśmy im o ponad 2000 km, które już przebiegliśmy w ramach FCR i ponad 5 mln zebranych już Yenów na dzieci w potrzebie w kilku krajach. Na koniec na pytanie "łatasitaczi to ićci ni hasirimasenka?" wszystkie z entuzjazmem zadeklarowały, że kiedyś pobiegną z nami. Zakończyliśmy to przemiłe spotkanie wspólnym, gromkim We Run We Serve!





Do końca trasa wspaniała, zaprzeczenie wczorajszej mordęgi. Biegniemy promenadą wzdłuż zatoki. Samochodów nie wiele, za to po prawej plaża i w oddali cudne widoki gór a la Corcovado w Rio. Ostatni kilometr biegniemy znów w trójkę. Daniel narzuca tempo blisko 4 min/km. Dobiegamy do mety z wywieszonymi językami lecz szczęśliwi. Jutro tylko 40 km.




Komentarze czytelników - brakskomentuj materiał



















 Ostatnio zalogowani
eldorox
12:47
runner
12:38
romangla
12:37
jaro109
12:35
alex
12:10
CZARNA STRZAŁA
12:07
42.195
11:51
malkon99
11:41
marczy
11:32
kmajna
11:29
Jorgen P..
10:59
BOP55
10:51
lemo-51
10:45
biegacz54
10:16
anielskooki
09:14
barczysty
08:38
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |