W drugiej części wyprawy na maraton na Antarktydzie zapraszam Was na ocean przez wielkie "O". Nieco ponad tysiąc kilometrów dzieli najbardziej na południe położone regiony Ameryki od Szetlandów Południowych – przedsionka Antarktydy. Owe miejsce to słynna Cieśnina Drake’a – jedne z najbardziej niegościnnych wód świata.
My jednak podczas naszego rejsu na Antarktydę mieliśmy niebywałe szczęście: miejsce w którym spotykają się dwa oceany – Spokojny i Atlantycki – przywitało nas niespotykanie wręcz dobrą pogodą.
Dwa i pół dnia rejsu przez te wody było wstępem do dalszej przygody, ale też przygodą samą w sobie. Codzienne życie na statku płynęło szybko, i zanim się zorientowaliśmy okrętowy radiowęzeł zakomunikował: ląd na horyzoncie.
Trochę żałuję, że ocean był dla nas tak łaskawy. Gdybym przeżył sztorm, dziesiątkę w skali Beauforta, wspomnienia miałbym do końca życia. W drugiej jednak strony, nie wiem czy bym to przeżył w jednym kawałku, bo dla mnie – szczura lądowego – już piątka / szóstka stanowiły niezłe wyzwanie i odczuwalną trudność…