| Przeczytano: 707/339018 razy (od 2022-07-30)
ARTYKUŁ | | | | |
|
JoongAng Seoul Int Marathon 2011 | Autor: Czesław Nowakowski | Data : 2011-11-21 | Moja przygoda ze sportem rozpoczęła się dopiero jesienią 2007 r. w kat.M-60 w biegu RUN WARSAW rozgrywanym na dystansie 5 km. Wówczas to, kiedy po przebytym zawale serca w 2002 r. nie miałem prawa marzyć że 06.11.2011 r.będę brał udział w 18 maratonie mego życia.
W roku 2011 po maratonach w Tokyo, Bostonie, Sydney i Venecji przszedł czas na maraton w Seulu, w dalekiej Korei Południowej. Z jednodniowym opóźnieniem wynikającym z nieczynnego lotniska w Warszawie lotem poprzez Frankfurt wylądowałem w Seulu. Półwysep Koreański przewitał mnie temperaturą 20 stopni oraz ciężkim powietrzem. Autobusem w ciągu niespełna godziny dojechałem do hostelu w cenie 20 USD/noc i zaopatrzywszy się w mapę metrem udałem się do biura zawodów mieszczącego się w kompleksie OLIMPIC PARK zbudowanym na olimpiadę w 1988 roku.
W drodze powrotnej po spożyciu w jednej z tysięcy małych restauracyjek pierogów Mandu (wodorosty morskie w cieście smażone w oleju) podawanych z małą ilością zupy (smak rosołu) w cenie 2 USD udałem się do Hostelu.
Po nocnej walce z moskitami rano pojechałem do centrum Seulu, gdzie moim oczom ukazały się w spaniałe budowle dawnych władców - pomnik Króla Sayonga (stworzył alfabet koreański) oraz Admirała Yi Sun shin (zaprojektował statek wojenny użyty w walce przeciw Japończykom) jak i pałac królewski Gyeongbokgung dają poczucie historii kraju.
Mimo zmęczenia w nocy w moich myślach była walka bojaźni przed maratonem. Przecież raptem 2 tygodnie wcześniej walczyłem z dystansem na maratonie w Wenecji, a 6 tygodni wcześniej w Sydney. Ale walka z własną słabością, próbą zwyciężenia samego siebie zwyciężyła. Jeszcze otchłań nocy spowijała miasto kiedy jechałem metrem na linię startu. Mimo deszczu zawodnicy uśmiechnięci, otuleni w nieprzemakalne płaszcze, wystartowali o godz 8:00
Trasa bardzo szybka tylko ta woda pod stopami... Kiedy na 30 km odczuwałem utratę sił ale punkty nawadniania znajdowały sie całe szczęście co 5 km i pomagały walczć z własną słabością. Już widzę kontury stadionu olimpijskiego, które swoim ogromem pokazują wielkość sportu i te przeogromne wyrzeczenia sporto wca amatora. Po bieżni tartanowej wbiegam na metę i jestem szczęśliwy, że oto pomimo mojej choroby było mi dane osiągnąć dobry wynik.
Chociaż nie pobiłem swego rekordu z Bostonu (3.52.44). Zmęczony, ale jakże szczęśliwy powracam do Hostelu aby udać się na dalsze zwiedzanie miasta, gdzie tysiące młodzieży sunących się bezwładnie i przytulonych się do siebie nadają styl Nowego Życia.
Ostatni dzień to dalsza moja próba w komponowania się w tętno życia stolicy kraju. Przeogromny bazar miejski Namdaemun-market, w którym można kupić wszystko i te wspaniałe soczyste owoce, jak i produkty kuchni azjatyckiej. Spożywając ponownie pierogi, Koreańczycy nazywają mnie Friend from Poland.
Wracam do hostelu i rozpoczynam przygotowanie do powrotu do Polski. Wszystko odbyło się tak błyskawicznie. Podróż w nieznane, dotknięcie rąbka historii Korei, nieprzespane noce i ta radość ze zwycięstwa nad własnym sobą. Kiedy jestem na pokładzie samolotu moje myśli są juz przy kolejnym planowanym maratonie - tym razem w Bombayu. To jest mój wielki głódem - biec przez życie na przekór siebie. Biec utrudzony, zmęczony a jakże szczęśliwy.
Czesław Nowakowski
|
| | Autor: Mitsu65, 2011-11-21, 21:36 napisał/-a: "Dawnych wspomnień czar"...już "kiedyś tam"(przed Olimpiadą) miałem okazje przebywać w Seulu przez kilka miesięcy,było fantastycznie,ale nawet nie pomyślałem o tym żeby pobiec sobie maraton...teraz dzięki Tobie wpadłem na ten pomysł ,może uda się w 2012 odwiedzić "stare kąty""..jedzenie w małych koreańskich knajpkach czy też straganach = "niezapomniane chwile" - naturalnie pozytywnie!!! :D pozdrawiam...:) | | | Autor: benek, 2011-11-21, 22:26 napisał/-a: Super wyprawa. To co zostaje w naszych wspomnieniach pamieta się przez całe życie.
Powodzenia w Bombaju! | | | Autor: Kamus, 2011-11-22, 09:34 napisał/-a: Także tam gościłem. Mój statek stał w Incheon. Biegałem sobie beztrosko, mieszkańcy zatrzymywali, zapraszali, to było tydzień po Igrzyskach Olimpijskich. Mam numer olimpijski. Doskonale pamiętam "ciekawe" szproty jak to określiliśmy, najpierw zepsute, potem wędzone :)
Gratuluję
Pozdrawiam
| | | Autor: Kasianew, 2011-11-22, 13:07 napisał/-a: Zazdroszczę wyprawy i podziwiam samozaparcie w realizacji celów. "Trzymam kciuki" za następny start w Bombaju :-) | | | Autor: henryko48, 2011-11-26, 16:57 napisał/-a: Gratuluje i podziwiam,mialem okazje byc w Seulu,ciezkie i wilgotne powietrze,szerokie ulice,mase marketow,podziemnych slepikow,knajpek,ciezko sie dogadac..Zycze udanego startu w Mumbai w Indiach,bo tak brzmi teraz prawidlowa nazwa.W Mumbai klimat tez ciezki i spotkasz sie z duzymi kontrastami,straszna bieda,mase zebrzacych dzieci,wolna amerykanka na ulicach,i male zolto czarne taksowki z ktorych radze korzystac,sa tanie.pozdrawiam. | |
| |
|
|