Pomysł wyjazdu na tę maleńką wyspę u wybrzeży Turcji pojawił się już w listopadzie 2010 roku za sprawą wielu opowieści członka naszej redakcji – Krzysztofa Bartkiewicza, który gościł już w Limassol dwukrotnie. Mając w pamięci bardzo ostrą zimę na przełomie roku 2009/2010 decyzję o wyjeździe podjęliśmy błyskawicznie i w lutym odwiedziliśmy Cypr.
W wyobrażeniach Polaków to gorąca wyspa z pięknymi plażami i jasno niebieską wodą morską. Nic bardziej mylnego :] Jednak my pojawiliśmy się tam w najzimniejszych miesiącach roku, a mimo to temperatura nie spada wtedy poniżej 18-20 stopni C.
Od czasu kiedy Cypr jest członkiem Unii Europejskiej podróżowanie tam jest bardzo łatwe, szybkie i … przyjemne. Przynajmniej tyle w teorii. Tradycyjnie wybór środka transportu jest najtrudniejszym zadaniem. Na Cypr można dostać się najłatwiej samolotem lub samochodem, korzystając z promu. Pierwsza opcja jest zdecydowanie najszybsza i najtańsza. Z Polski kursują regularne rejsy obsługiwane przez naszego krajowego przewoźnika, firmę LOT. Tradycyjnie jednak nie należą one do najtańszych (ok. 1000 – 1200 zł w dwie strony). Wylot z Warszawy do Larnaki. My z racji długiego czasu do wyjazdu postanowiliśmy skorzystać z usług tzw. Tanich linii lotniczych. Zarezerwowaliśmy podróż z Warszawy do Brukseli i dalej do Larnaki. Koszt niewielki bo tylko 540 zł w dwie strony. Wszystkie połączenia były idealnie dobrane z bardzo dużym wyprzedzeniem. Jednak na 3 tygodnie przed wylotem firma WizzAir z którą mieliśmy wracać z Brukseli do Warszawy zmieniła nam termin wylotu ze stolicy Belgii o 24 h. Z racji, braku praw, jak to bywa w tanich liniach lotniczych rozpościerała się przed nami wizja 27 h spędzonych na malutkim lotnisku pod Brukselą.
Mimo nieprzychylnych informacji 18 lutego, ośmioosobową ekipą w składzie: Andżelika, Smolny, Kasia, Martyna, Ania, Admin, Tarzi i ja wylecieliśmy w poszukiwaniu słońca :]
Do celu dolecieliśmy dopiero następnego dnia za sprawą przesiadki w Brukseli. Cypr powitał nas niestety porywistym wiatrem i… lewostronnym ruchem ulicznym pozostałym po angielskich incydentach historycznych :]. Po ok. 1 h drogi busem podstawionym przez organizatorów meldujemy się w hotelu w Limassol. Sam hotel jest partnerem maratonu zatem roi się tam od biegaczek i biegaczy przyjeżdżających na maraton z całego świata. Jednak pierwszą osobą spotkaną w hotelu byli piłkarze zespołu AEL Limassol, z bramkarzem Arkadiuszem Malarzem oraz Grzegorzem Rasiakiem. Chwilę później wybrańcy z naszej grupy mieli okazję zobaczyć się z Kamilem Kosowskim, również występującym na Cyprze w drużynie Apollon Limassol. W hotelu znajdowało się również biuro informacyjne maratonu, w którym można było się dowiedzieć informacji na temat biegu. Chwilę po zameldowaniu wraz z Martyną i Andżeliką udaliśmy się do biura zawodów oddalonego od naszego hotelu o ok. 5 km w celu odebrania pakietów startowych dla całej ekipy.
Trasa dobiegu do biura w 100% pokrywała się z trasa naszego startu zatem potraktowaliśmy to jako mały rekonesans przed ściganiem. Biuro zawodów mieściło się w kilku namiotach położonych przy starcie i mecie zawodów. W środku ustawione były wielkie nagrzewnice ponieważ temperatura wynosiła ok. 15 stopni, co dla mieszkańców tej wyspy jest poniekąd ekstremalną temperaturą :]
Wpisowe na zawody nie należało do najniższych, ale impreza skierowana jest bardziej do turystów niż mieszkańców Cypru. Martyna, Kasia (debiut), Ania (debiut), Andżelika, Admin i ja postanowiliśmy pobiec na dystansie 10 km, gdzie wpisowe wynosiło 20 euro, czyli tyle ile najniższa opłata wpisowa na Półmaraton Warszawski. Smolny postanowił zaatakować maraton, po raz 40 w karierze, a wpisowe wynosiło 50 euro.
Wieczór spędziliśmy bez zbędnego imprezowania, co przy tym składzie jest zawsze graniczące z cudem. Z samego rana autobusy podstawione pod hotel przy ogromnej ulewie zawiozły nas na miejsce startu. Wśród osób startujących była bardzo duża grupa zawodników z Rumunii, Wielkiej Brytanii, Francji no i oczywiście z Polski. Rozgrzewka przebiegała jednak pod znakiem deszczu. Dopiero na 15 minut przed startem zaczęło się szybko przejaśniać i zaa chmur wyszło słońce, po które tu przyjechaliśmy.
Punkt 9:00 wystartował maraton z kilkoma reprezentantami naszego kraju. Równo dwie minuty później na trasę wyruszył półmaraton z Błażejem Brzezińskim i Krzysiem Barkiewiczem w rolach głównych. Po kolejnych dwóch minutach wystartował bieg na 10 km. Oprócz tych trzech dystansów rozgrywano jeszcze bieg charytatywny na 5 km bez rywalizacji.
Niezrozumiała dla nas była kolejność puszczania zawodników. Już po chwili bieg na 10 km zaczął mijać zawodników biegnących na dłuższych dystansach co nie było komfortowe. Na mecie zameldowaliśmy się na czołowych pozycjach. Pewnie to przez to, że trasa biegła wzdłuż wybrzeża Morza Śródziemnego i otoczona była z każdej strony olbrzymimi palmami. Wśród kobiet bezapelacyjnie wygrała Andżelika. Ja byłem natomiast drugi wśród mężczyzn. Cala nasza ekipa biegnąca na 10 km i wspomagana dopingiem przez leczącego kontuzje Tarziego, dobiegła do mety. Niestety doping podczas zawodów istniał tylko w strefie w okolicy mety. Na trasie zainteresowanie biegaczami było raczej żadne.
Jakiś czas później swój bieg na dystansie półmaratonu wygrał Błażej Brzeziński, a Krzysiek Bartkiewicz był czwarty. Wspólnie zebraliśmy się przy trasie maratonu na ok. 30 km i racząc się wyśmienitym piwem KEO dopingowaliśmy nieliczną, 200 osobową ekipę maratończyków. Smolny swój bieg również ukończył z czasem lekko powyżej 4 h. To właśnie Sławek miał okazję na najdokładniejsze zwiedzanie Limassol, ponieważ trasa prowadziła wzdłuż całego miasta.
Co ciekawe Limassol jest stosunkowo niewielkim miastem, jeśli chodzi o porównanie go do Polskich miast. Liczbę mieszkańców szacuje się na 180 tysięcy, co plasuję to miasto na drugim miejscu, za Nikozją, na Cyprze. Jest to miasto typowo turystyczne, w którym dominują hotele i restauracje ustawione wzdłuż całego wybrzeża.
Pod wieczór, w dniu maratonu, odbyła się również impreza zorganizowana i otwarta dla wszystkich uczestników biegów. Nie mieliśmy na nią zbyt daleko, bo odbywała się ona w naszym hotelu. Jako poczęstunek zaserwowano pizze, a do picia można było zakupić wino lub cypryjskie piwo KEO. Występowało kilka miejscowych zespołów, zachęcających biegaczy i biegaczki ( niestety w mniejszości) do zabawy. Impreza zakończyła się późnym wieczorem.
Na drugi dzień połowa naszej ekipy: Admin, Smolny, Ania i Kasia postanowili zwiedzać wyspę wynajętym samochodem. Takie posunięcie reklamowane jest we wszelkich przewodnikach jako najtańsze. Koszt wynajęcia auta na dwa dni z pełnym ubezpieczeniem wynosi ok. 60 euro. Pozostał część ekipy: Martyna, Andżelika, Tarzi i ja postanowiliśmy na komunikację między miastową, która również należy do stosunkowo tanich, jak na studencką kieszen przystało. Jako cel obraliśmy sobie miejscowość Pafos, ok. 60 km na zachód od Limassol. Koszt autobusu w dwie strony wynosił 5 euro. Pafos jest czwartym co do wielkości miastem na Cyprze, w którym wg mitologii greckiej urodziła się Afrodyta. Miasto bardzo bogate w zabytki m.in. zamek i liczne grobowce. Jest na tyle małe, że zwiedzaliśmy je w całości spacerem. Zabytki wpisane są na Listę światowego Dziedzictwa UNESCO.
Późnym wieczorem zawitaliśmy do hotelu by z drugą częścią ekipy na wieczorze integracyjnym powymieniać się wrażeniami. Kolejny dzień to wyprawa do stolicy Cypru, czyli Nikozji. Jest to największe miasto Cypru, jednak nie robi jakiegoś oszałamiającego wrażenia. W 1974 roku podczas inwazji tureckiej miasto zostało podzielone na dwie części (podobnie jak cała wyspa). W Nikozji jest to o tyle widoczne, że wszędzie widoczne są punkty graniczne, które jako członkowie UE mogliśmy przekraczać na postawie dowodów osobistych. Walki nie są tam prowadzone, jednak mobilizacja wojskowa jest spora. Koszt dojazdu do Nikozji (ok. 80 km) wynosił 7 euro w dwie strony.
Druga ekipa zwiedziła zdecydowanie więcej za sprawą wynajętego samochodu ponieważ w ciągu dwóch dni przejechali blisko 600 km. Opowieści mają zapewne na wiele godzin opowiadania. Wieczorem ponownie spotkaliśmy się w naszym gronie by podzielić się wrażeniami. Krótki wyjazd niestety dobiegł już końca zatem rano opuściliśmy hotel (z małymi zapasami KEO) i udaliśmy się na lotnisko Larnaka by wylecieć do Brukseli.
Każdemu zdecydowanie polecamy wyjazd w okresie zimowym w miejsca wiecznego słońca. Czas wypoczynku bezcenny. Cypr cały można zwiedzić w zaledwie kilka dni. Niestety mało jest okazji do startu na tej pięknej wyspie. Polecamy jednak wybrać się tam właśnie w okresie zimowym by naładować akumulatory na resztę zimowych dni w Polsce.
|