Witamy naszych czytelników w cyklu wywiadów prowadzonych pod hasłem „Lyprinol: Ocean Biegaczy”. W ramach tego cyklu prezentujemy biegaczy, maratończyków, amatorów - tych, którzy byli lub są znani nam wszystkim z biegów ulicznych. Biegaczy, których znamy często tylko z twarzy. Postaramy się wraz z patronem cyklu, firmą Biovico – producentem preparatu Lyprinol wspomagającym wydolność organizmu i chroniących przed licznymi kontuzjami – przybliżyć Wam te szalenie interesujące sylwetki, ich życie, ich pasje sportowe, ich osiągnięcia. Osiągnięcia biegaczy – amatorów. Takich samych zawodników jak my wszyscy.
Rozmowa z Krzysztofem Bartkiewiczem, amatorem biegającym na wysokim poziomie już 15 lat. Rozmawiamy o aferze dopingowej, początkach przygody z bieganiem, wygraniu 10 maratonów, starcie w wyborach na Radnego Miasta Torunia. Zapraszamy do lektury.
P.B – Piotr Bętkowski
K.B – Krzysztof Bartkiewicz
Rys.1 - po maratonie w Nowym Yorku
P.B Dla większości naszych czytelników znany jesteś jako redaktor newsów działu zagranicznego. Kim jest Krzysiek Bartkiewicz?
K.B Urodziłem się we Wrocławiu 35 lat temu, jednak od 5 klasy podstawówki związany jestem z Toruniem. Jestem żonaty, jedno dziecko.
P.B Czujesz się bardziej torunianinem czy wrocławianinem?
K.B Zdecydowanie czuje się torunianinem... Gdybym tu nie mieszkał to bym nie zaczął biegać.
P.B No właśnie. Jak w ogóle zaczęła się Twoja przygoda z bieganiem?
K.B W młodości często chodziłem na imprezy i łobuzowałem. W końcu nadszedł jednak czas, że postanowiłem coś z tym zrobić. Gdy wkraczałem w 18 rok życia nastąpiły zmiany. Najpierw chciałem zostać kolarzem więc poszedłem do klubu Pacyfik Toruń. Powiedzieli mi jednak, że jestem za stary więc postanowiłem zająć się bieganiem. Biegałem u Gęsickiego w Toruniu na 800 metrów, i co miesiąc przytrafiały mi się kontuzje. Po roku stwierdziłem, że mi to nie pasuje. Zdarzały mi się dłuższe czasy gdy leczyłem kontuzje niż gdy chodziłem na treningi.
Był to rok 1994 i w Toruniu odbywały się Mistrzostwa Polski w maratonie. Chcąc zobaczyć finisz postanowiłem pobiec na metę i zauważyłem, że po ostatniej kontuzji nie było już śladu. Po jakimś czasie na mecie spotkałem Jerzego Bednarza z Poznania, który przekazał mi informacje o organizowanym wkrótce biegu na 100 km w Boguszowie Gorcach. Zaznaczył, że limit wynosi aż 24 h więc postanowiłem tam pojechać sądząc, że zmieszczę się w limicie. Bez żadnego przygotowania stanąłem w wieku 18 lat na starcie biegu na 100 km. Kilka miesięcy później pobiegłem też 7 maratonów w 7 dni w Czechach.
P.B Jak się skończył ten Twój pierwszy start?
K.B Ukończyłem bieg z czasem 12 godzin 51 minut, i pobiegłem z wielkimi problemami 7 maratonów w 7 dni. Dopiero po 2 miesiącach wystartowałem w normalnym maratonie w Świnoujściu.
P.B Kto Cię do tego namówił?
K.B Sam się do tego namówiłem. Chciałem się wywyższyć. Jak wystartowałem w biegu na 100 km to miałem się czym chwalić. Gdy w szkole koledzy chwalili się życiówkami na 1000 metrów, to zdarzali się ode mnie lepsi, jak mówiłem im o 100 km, to nie było na mnie mocnych :))
P.B I tak zaczęła się Twoja przygoda z długim bieganiem?
K.B Moim założeniem od początku było biegać biegi długie dla pasji i trzymam się tego do teraz.
P.B Ciężko mi w to uwierzyć widząc Twoje wyniki. 10 maratonów wygranych, rekord życiowy 2:23 i ukończonych aż 84 maratony...
K.B Z rekordem życiowym miałem fuksa, bo zawsze jak startowałem szedłem na maxa i umierałem. Kilka dni przed biegiem pojechałem na 50 km do Włoch, gdzie po drodze miałem maraton 2:25. Potem miałem 3 dni zakwasy. Tydzień później nikomu nic nie mówiąc pojechałem do Belgii na maraton.
Zacząłem bardzo mocno, nawet na 2:20. Przestraszyłem się tego nieco i skończyło się 2:23. Kilka biegów wygrałem bo łatwiej się odnaleźć w mniejszym maratonie. Wystarczy czasem pobiec 2:25 i można wygrywać. Można biegać 2:15 i nic nie wygrać w całym życiu. Nie zawsze tak dobierałem maratony, bo zwiedziałem też wiele krajów na świecie.
P.B Amator czy zawodowiec?
K.B Na pewno amator. Trzeba odróżnić amatorstwo od zawodowstwa. Nazwałbym się profesjonalistą ale nigdy na przykład nie byłem na obozie. Zastanawiam się co by było, gdybym kiedykolwiek miał trenera. Gdybym mógł podporządkować wszystko pod maraton. Interesuje mnie ilość maratonów, a nie jakość. Czasami jest tak, że zawodnik szykuje się na jeden bieg i nic nie wychodzi, a ja szykuje się na 3-4 biegi.
P.B Był taki okres w Twoim życiu w roku 2004, kiedy rzuciłeś prace i zająłeś się tylko bieganiem...
K.B Miałem ciężką sytuację. Nie miałem stałego zatrudnienia i tym samym stałych dochodów. Zero komfortu biegania porównując się teraz z zawodnikami, którzy są w wojsku. Co maraton musiałem kalkulować, gdzie nie ma obsady i mogę zarobić. Gdyby nie kontuzje to nie miał bym się o co martwić. Nie miałem rodziny więc było mi łatwiej. Wyniki ewidentnie mi się poprawiły.
Pierwsze pół roku miałem nerwice żołądka aż do pierwszego wygranego maratonu. Potem przyszła fala zwycięstw. Zasmakowałem zawodowstwa i tym samym pojeździłem po Europie na zawody. Podróż nic mnie nie kosztowała bo organizatorzy zawracali mi koszty podróży. Nie dziwie się zawodowcom, którzy kończą karierę i nie mogą już tak jeździć i tym samym już nigdzie nie startują bo ciężko im przejść do codzienności amatora.
P.B Gdzie było Twoje pierwsze zwycięstwo?
K.B Pierwszy komercyjny bieg wygrałem w Ostrawie w roku 2004. Teraz coraz więcej Kenijczyków startuje nawet za 1000 Euro więc o tak kalkulowane zwycięstwo jest o wiele trudniej niż kilka lat temu. Wtedy tak nie było więc było mi znacznie łatwiej.
P.B Nie omijały cię również kontuzje. Czy nie sądzisz, że miało to związek z szybkim startem w biegach długich?
K.B Nie miałem trenera, nie dbałem w odnowę biologiczną, ale inwestowałem bardzo dużo w fizjoterapeutów jeżdżąc po 400 km na wizyty. Pamiętam słowa jednego z nich, że nasi zawodnicy nie inwestują zbyt dużo pieniędzy w fizjoterapie i do Szklarskiej Poręby jeżdżą jak do uzdrowiska, bo dopiero tam mają kompleksową pomoc specjalistów i muszą leczyć się po treningach na swoim terenie.
Jestem znany z tego, że biegam z kontuzjami bo łatwo się nie poddaje. Wyliczyłem, że kontuzje mam średnio raz na 3 miesiące. Ale biegając czysto amatorsko 3-4 razy w tygodniu mogę długo trenować bez uszczerbku na zdrowiu, jednak gdy zaczynam biegać mocniej to bardzo szybko łapię kontuzje.
P.B Co zmieniło się z początków Twojego biegania w stosunku do biegania teraz?
K.B Jak pamiętam początki biegania to w Czechach rozwalił mi się but i w całych Czechach nie mogli znaleźć butów (47 rozmiar). Po buty treningowe jeździłem do Niemiec. Teraz czasy się zmieniły i w sklepach można dostać już mój rozmiar butów.
Podejście treningowe również zmieniłem, bo biegałem w jednych butach po 2-3 tysiące km. Obecnie poprzez artykuły naukowe stwierdziłem, że zdrowie jest ważniejsze i nie biegam w jednej parze obuwia więcej niż 1200 km. Prowadzę także w końcu zeszyt treningowy, gdzie zapisuje w jakich butach ile kilometrów zrobiłem. Wierzę, że dzięki temu zmniejszyłem ryzyko występowania kontuzji. Mieszkając teraz w centrum miasta, gdzie daleko ma do lasu, 80% moich treningów biegam po asfalcie, co ma na to duży wpływ.
P.B Zajmujesz się również turystyką zagraniczną. Sam jeździsz na zawody, załatwiając wyjazdy również dla amatorów.
K.B Jeżdżąc na zawody starowałem w 24 krajach, z czego 23 w Europie. Staram się przynajmniej raz w roku wystartować w kraju, w którym do tej pory nie startowałem. Nie znam języka angielskiego i jest mi trudniej porozumiewać się za granicą ale do tej pory zawsze mi się jakoś udawało. Kiedyś było tak, że często umawiałem się z jakąś grupą na wyjazd i osoby nawalały. Ja się tym nie przejmowałem i sam jechałem na zawody. Od 10 lat nie zdarzyło się bym z jakiegoś wyjazdu zrezygnował.
Rys.5 - Krzysztof z żoną
P.B W 2005 roku miałeś cięższy okres w życiu. Kontuzja, a później osądzenie o doping na biegu w Zagrzebiu...
K.B To był mój błąd, że napisałem na swoim blogu o tym, że zostałem złapany na braniu dopingu. Sprawa nigdy nie miała miejsca. Nie było żadnych wyników i innych dowodów na to, że coś brałem. Nie istnieje na żadnych listach złapanych na dopingu, więc dziwi mnie fakt, że czasopismo "Bieganie" opisało ten fakt osądzając mnie o doping i tym samym pisząc nieprawdę. Przez organizatorów z Zagrzebia nadal jestem zapraszany, wygranych pieniędzy nie musiałem oddawać. Wg regulaminu zawodnik złapany na dopingu grozi ostrzeżenie, a przy drugiej wpadce dyskwalifikacja. Byłem amatorem, nie posiadałem licencji PZLA więc nie mogłem zostać zdyskwalifikowany. Nie reprezentowałem żadnego klubu.
P.B Co dokładnie wykryto u Ciebie?
K.B Podobno była to efedryna, która jak się okazuje można brać na treningach, a nie można na zawodach, czyli podobnie jak kiedyś kofeina.
P.B A jak to znalazło się u Ciebie?
K.B Okazało się, że jest to w odżywce z Holandii zakupionej w polskim sklepie. Wdziałem tę odżywkę później w sklepie ze zmienioną etykietką na kofeina.
P.B Wrócimy teraz do Torunia, w którym od laty jesteś gwiazdą wygrywając setki razy lokalne biegi, wygrywając 5 razy mistrzostwa Torunia w maratonie. Jesteś rozpoznawalny?
K.B Smutne jest to, że nie ma następców. Spasuje jak znajdzie się ktoś kto regularnie będzie ze mną wygrywał więc czekam, aż zaczniesz lepiej biegać, to przejmiesz ode mnie pałeczkę. Wszak obiecałeś, że pobiegniesz kiedyś maraton w 2:25 :))) Top Cross Torunia biegam z sympatii dla Tadzia Spychalskiego, który mnie wciągnął w bieganie.
Wyliczyłem, że na zawodach wygrałem ok. 200 pucharów. Najbardziej wartościowe zostawiam, a resztę oddaje organizatorom lokalnych zawodów. Do maratonu zawsze miałem pecha, bo często przed zawodami chorowałem startując z gorączką ale przybiegając maraton w 2:32. Kiedyś na 3 dni przed biegiem również złapałem kontuzje kolana.
P.B Kiedyś Toruń był rozpoznawalną marką na mapie Polski. Jadzia Wichrowska, Jurek Stawski, Kaziu Musiałowski no i Ty. Dodatkowo Maraton Toruński rozrywany od wielu lat. Teraz coś jakby się zmieniło.
K.B Biegów przybywa, kiedyś jak był Toruński Maraton to nie było Krakowa, Poznania. Biegaczy przybywa ale oni jada do tych wielkich miast. Poznań w szybkim czasie przebił nawet Warszawę. Może słabsza promocja Torunia ma wpływ na spadek frekwencji, a Poznań stać na reklamę nawet w Eurosporcie.
P.B Sam od kilku lat pomagasz w organizacji Toruńskiego Maratonu (teraz Maraton Metropolii). Na czym polega Twoja pomoc?
K.B Przychodzę 2-3 razy w miesiącu do biura konsultując co można dodać do organizacji. Nic jednak w tym nie znaczę. W zarządzie jest 5 osób i to oni głosują zmiany. Ostatnio moje pomysły nie mają siły przebicia. Mam nadziej, że jak sam za rok - dwa lata zorganizuje bieg, to zmieni się pogląd na organizację biegu. Ma to być bieg z okazji mojego setnego startu w maratonie.
P.B Ostatnim czasu kandydowałeś na Radnego Miasta Torunia. Dostałeś mało głosów i odniosłeś porażkę.
K.B Dostałem mało głosów ale na listach miałem mocnych przeciwników. Żadnej złotówki nie zainwestowałem w kampanie. W grę wchodzą też media, które nie angażują się w propagowanie lekkiej atletyki przez co ludzie nie mają szans mnie poznać. Gdybym był żużlowcem to bym do rady wszedł. Dla porównania trener żużlowców wszedł do rady bardzo łatwo. Na szczęście w Radzie Miasta Torunia znalazło się kilku sportowców co przyniesie pozytywne rzeczy miastu.
P.B Jaki jest Twój największy sukces biegowy?
K.B Największym sukcesem jest trzymanie przez długi okres dobrego poziomu. W 1997 roku w Berlinie pobiegłem 2:30, a w tym roku 2:31, więc blisko 15 lat mam wysoką formę. To nie jest tak często spotykane. Inni na miejscu moich problemów zdrowotnych już dawno by się poddali.
P.B Masz 35 lat więc chyba największe sukcesy wg statystyk są przed Tobą więc jakie plany masz na 2011 rok.
K.B Zakładając, że nie będę miał kontuzji to planuje pobiec ok. 10 maratonów lub przygotować się na bieg do RPA. Mam problemy z kolanami i nie wiem czy dotrwam cały rok w wysokiej formie. Najbliższy start planuje w lutym w Apeldoorn (Holandia)
P.B Zajmujesz się również pisaniem artykułów na naszej stronie. Hobby czy praca?
K.B Od wielu lat bawiłem się w statystyki więc zdecydowanie jest to moim hobby. Cieszę się, że dla niektórych jest to dodatkowe źródło informacji po weekendzie. Gdy doradzam znajomym gdzie mają pobiec analizuję wyniki z wielu lat w danej miejscowości i zapisuje to sobie. Mam też specyficzny język pisząc moje news, bo pisze szczerze i bez ogródek. Nie obgaduję zawodników za plecami, zawsze jestem szczery.
P.B Dziękuje za rozmowę.
K.B Dziękuję.
Rekordy życiowe Krzysztofa:
100km - 8:55:00 (Kalisz)
Maraton - 2:23:47 (Maasmarathon - Belgia)
Półmaraton - 1:08:37 (półmaraton Gryfa - Szczecin)
10km - 0:31:08 (Kowalewo Pomorskie)
5km - ok. 0:15:15 (bieg Chomiczówki - Warszawa)
|