2008-09-27
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Biegnij, Polsko, biegnij - artykuł Agnieszki Rybak (Rzeczpospolita) (czytano: 4383 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: http://www.rp.pl/artykul/2,196571_Biegnij__Polsko__biegnij__.html
Dzień zaczyna kilka minut przed piątą. Latem to pora wschodu słońca, zimą – środek nocy. Wkłada dres i wychodzi pobiegać do lasu. Anin (tam właśnie mieszka) leży na skraju ciągnącego się przez 45 km kompleksu leśnego. Czasem, dla odmiany, wsiada w pociąg i jedzie 20 kilometrów, by biegiem wrócić do domu. Potem jest już zwyczajnie. Poranek, śniadanie, droga do centrum miasta. W pracy siada przed komputerem, by zająć się zabezpieczaniem danych finansowych. – Gdyby mi ktoś pięć lat temu powiedział, że będę mistrzem świata w maratonie na Antarktydzie, zaśmiałbym mu się w twarz – opowiada Robert Celiński, absolwent informatyki i ekonomii na SGH. A jednak został nie tylko mistrzem, także rekordzistą. 5 marca br. na Wyspie Króla Jerzego w otoczeniu pingwinów odebrał tytuł mistrza z czasem 3:09:41. Następny ze 147 zawodników dobiegł 20 minut po nim.
Bieganie w Polsce jeszcze nie jest medialne. Sukces odniesiony w tej dziedzinie nie uchodzi za wydarzenie. Kto pamięta o osiągnięciach Wandy Panfil, która w 1990 r. hurtem wygrała maratony nowojorski, londyński oraz bieg w Nagoi, a w rok później zdobyła tytuł mistrzyni świata w Tokio. Kto u nas zna nazwisko Małgorzaty Sobańskiej, zwyciężczyni maratonu w Londynie w 1995 r., okrzykniętej najładniejszą triumfatorką maratonu w historii. Niewielu wie, że w maratonach biegają muzyk Artur Rojek i poseł PO Antoni Mężydło. Dopiero w ubiegłym roku udało się w Poznaniu pobić stary rekord liczby uczestników w biegu maratońskim w Polsce – z Maratonu Pokoju w 1980 r. Poznańską imprezę ukończyło ponad 2300 osób – o 35 więcej niż 27 lat wcześniej. To znak, że przyszły dobre czasy dla biegania.
Wyścig szczurów do niepodległości
Rosnące zainteresowanie bieganiem widać już w parkach, na ulicach i w sklepach sportowych. Producenci obuwia, odzieży, zdrowej żywności i napojów odżywczych wyczuli rynek. Coraz chętniej wydają w Polsce pieniądze na promocję, sponsorowanie imprez sportowych i reklamę. Wiedzą, że zainwestowane środki zwrócą się z nawiązką, gdy Polacy masowo wybiegną na ulice.
Zatem biegamy. Dzięki sponsorom rośnie liczba imprez. Run Warsaw, Human Race, Bieg Rzeźnika, Wyścig Szczurów, a także biegi Niepodległości, Powstania Warszawskiego, Solidarności. Nie ma tygodnia bez biegu. W tej ofercie każdy może znaleźć coś dla siebie.
Artur Woźnicki, 36-letni prawnik, w sierpniu włożył czerwoną koszulkę i pierwszy raz w życiu wystartował w 10-kilometrowym Human Race ulicami Warszawy. Trakt Królewski, który zwykle omija samochodem, pokonał na własnych nogach. Dostarczyło mu to nowych wrażeń. Odczuł, jak odbijający się od asfaltu odgłos 5 tysięcy kroków dodaje siły. Zobaczył też, że dla niektórych ważne było tylko to, by się pokazać na starcie. Siadali potem w barach na trasie, popijali napoje i przyjaźnie machali biegaczom.
Przeważali jednak prawdziwi sportowcy. Woźnicki bieg ukończył z wynikiem 58 minut. – Jak na kogoś, kto jeszcze pół roku temu ważył 102 kg, wypalał półtorej paczki papierosów dziennie i nie był w stanie przebiec 800 m to niezły wynik – ocenia. Zajął 4350. miejsce na 15 tys. startujących.
W tym sporcie – przy maksymalnym wysiłku, gdy organizm przetwarza na energię każdy gram tłuszczu – bardzo ważna jest motywacja. Najczęstsza to chęć schudnięcia. Ale każdy z biegających, niezależnie, czy startuje w zawodach, ma własny cel. Woźnicki chciał rzucić nałóg. – Szukałem czegoś, co pozwoli mi zwalczyć nawyk zapalania papierosa – opowiada. Bieganie okazało się idealne. Po fizycznym wysiłku nie chce mu się ani jeść, ani palić. Chce się żyć.
Barbara Muzyka, informatyk, matka samotnie wychowująca dwójkę dzieci, kilka lat temu wybiegła rano do pobliskiego Lasku Kabackiego, żeby pobyć ze sobą i się zastanowić. Dziś wygrywa zawody tak ekstremalne jak Bieg Rzeźnika w Bieszczadach. Ponad 75 km po najtrudniejszym czerwonym szlaku, a na dokładkę robi dodatkową pętlę Hardcore przez Tarnicę i Halicz.
Wiesław Panejko, 53-letni przedsiębiorca z Wrocławia, zaczął biegać, by się odstresować. W jego domu rodzinnym sport był jak chleb powszedni, mama jeździła na nartach, tata był sędzią bokserskim, on zajął dziesiąte miejsce w małym Wyścigu Pokoju, w którym startowali juniorzy. W dorosłym życiu też szukał czegoś dla siebie. Były narty, wspinaczka po górach, snowboard i windsurfing. Pierwszy maraton sprezentowała mu córka. Wykupiła w nim udział, ale zaszła w ciążę i nie mogła startować. Powiedziała ojcu: biegnij za mnie. Teraz Panejko mówi: – Bieg daje dużo radości. Tańszej aktywności nie ma. Potrzeba tylko chęci.
Edward Staniszewski, 69-letni emerytowany nauczyciel z Modły koło Mławy, biega od 22 lat. Zaczął od 8 km po mieście, w biegu „Tygodnika Ciechanowskiego”. Wówczas marzenie o maratonie wydawało mu się nierealne. – Pamiętam, jak podczas zawodów w Wejherowie kolega pochwalił się, że biega maraton. Ja odważyłem się na to dopiero po trzech – czterech latach biegów na krótszych dystansach – opowiada. Teraz 42 kilometry i 195 metrów przebiega bez problemu. Choć jest trenerem piłki ręcznej dziewcząt i na brak ruchu nie narzeka, trzy razy w tygodniu wdziewa dres i biegnie przy ruchliwej trasie E7 na Gdańsk, by zachować formę.
Byle dobiec
Robert Celiński odkrył w sobie naturę biegacza w 2003 r. – na przełomie studiów i pracy. Trzeba mu było nowych wyzwań. W prasie znalazł ogłoszenie o Maratonie Warszawskim. W dwa miesiące zdołał się przygotować. Podczas biegu na 30. kilometrze, gdy przyszedł zwyczajowy w maratonie kryzys, uczepił się myśli: byle dobiec. Bieg ukończył, a zdanie, które utrzymało go w zawodach, uczynił nazwą klubu – Byledobiec Anin. Początkowo był jedynym członkiem. Potem dołączyli dwaj bracia. Teraz klub liczy kilkunastu zapaleńców i ma na swoim koncie sukcesy. Oprócz rekordu w maratonie na Antarktydzie Roberta, także znakomity wynik w Półmaratonie Warszawskim jego brata Aleksa (1:14) i drużynowe zwycięstwo oraz rekord trasy w Biegu Rzeźnika.
Biegających łączy to, że wszyscy kiedyś uprawiali sport. W końcu odkryli, że go im brakuje. Barbara Muzyka wcześniej próbowała jogi i argentyńskiego tanga. Milonga wymaga jednak pewnego rodzaju aktorstwa. Trzeba się ubrać i pomalować. A w rezultacie i tak można nie tańczyć, jeśli zabraknie partnera. – W biegu wszystko jest proste, bo wszystko zależy ode mnie. Wkładam buty i już mnie nie ma – mówi.
O bieganiu mówią: to relaks, forma psychoterapii, klinika zdrowia fizycznego i psychicznego w jednym. Krąg wtajemniczonych spotyka się w parkach, na ulicach. Wszędzie witają się podniesieniem ręki. Niezależnie od wieku zwracają do siebie per „ty”. Mają własne strony i fora internetowe. Książki i fachowe czasopisma, w których omawiane są szczegółowo etapy treningów, sposoby odżywiania, wrażenia z imprez biegowych i potrzeby ciała. Dla biegających kobiet newralgicznym tematem jest biust. „Nie ma co ukrywać – bieganie powoduje zmniejszenie biustu, i to znaczne. Pozytyw to poprawa jędrności” – doświadczone biegaczki pocieszają na stronie biegajznami.pl nowe forumowiczki.
Nowi w ogóle otrzymują dużą porcję wsparcia. Można się podzielić własną historią zwątpień lub poczytać cudzą, ku pokrzepieniu serc. „Jeśli będzie ci brakować motywacji, postaw sobie jakiś cel w postaci zawodów i opowiadaj wszystkim dookoła, że będziesz biec. Ja się tak wkopałam i nie ma bata, żebym nie wyszła na zaplanowany trening. Wszyscy z pracy, łącznie z bossem, zapowiedzieli że będą mnie dopingować” – radzi dyskutantka z forum bieganie.pl.
Kontuzje to kolejny ulubiony temat biegaczy. Zwłaszcza przed startem. – Na forum można przeczytać narzekania, gdzie, co, kogo boli. Ale po zawodach, gdy jest sukces i satysfakcja, wszystko mija, jak ręką odjął – śmieje się Barbara Muzyka.
Bieganie, jeśli się je zaczyna traktować serio, wcześniej czy później prowadzi nie tylko do przemodelowania sylwetki. Przekształca też całe życie. Lub, jak kto woli, stawia je do góry nogami. Ważna jest dieta i zdrowy tryb życia. Upicie się czy zjedzenie golonki i popicie jej litrami piwa nie wchodzi w grę. Wzrasta potrzeba snu – do 12 godzin na dobę.
Najbardziej zaawansowani trenują pięć, sześć dni w tygodniu i łącznie przebiegają po 90 – 100 km. Są ćwiczenia wytrzymałościowe, przebieżki i ćwiczenia ogólnorozwojowe. Barbara Muzyka na trening wykorzystuje każdą chwilę. Plan treningowy powoduje, że ma starannie zaplanowany dzień. Czas nie ma prawa przeciekać przez palce. – Gdy czekam na dzieci, które ćwiczą na pływalni, zimą jeżdżę na lodowisku przy Pałacu Kultury, latem biegam po parku Saskim – opowiada. O czym myśli, gdy biega? Wśród biegaczy popularne jest powiedzenie, że złość na świat mija po trzecim kilometrze. Bieg rozładowuje napięcie. Muzyka wykorzystuje czasem swój trening do rozmów z dziećmi, które towarzyszą jej, jadąc obok na rowerach.Robert Celiński mówi: – Myśli krążą wokół tematów, o których się zwykle myśli, jadąc pociągiem czy autobusem i patrząc w okno. Czasem zabiera ze sobą odtwarzacz MP3 i podczas biegu słucha nagranej po angielsku książki.
Biega człowiek, nie gadżety
Biegacze powtarzają: to najtańszy do uprawiania sport. I sprawiedliwy – osiągany wynik nie zależy od jakości sprzętu, lecz predyspozycji i wytrwałości zawodnika. Potrzebna jest tylko jednorazowa inwestycja rzędu 350 – 400 zł w dobre buty. Firmy sportowe z górnej półki już wnikliwie spenetrowały nasz rynek. Od kilku lat proponują w sklepach sezonowe promocje – buty dobierane do nogi przez fachowca. Inne dla supinatorów, czyli tych, których stopy opierają się silnej na zewnętrznej części, a inne dla pronotorów – osób z tendencją do płaskostopia. W zależności od tego, jaką ma się stopę, buty powinny być bardziej amortyzujące lub stabilizujące.
Rzecz jasna firmy produkujące sprzęt sportowy dbają o to, by chętni mogli w sprzęt zainwestować nieporównanie więcej. Jest obuwie treningowe – szosowe, terenowe – do biegania po nierównym, górzystym terenie oraz startowe – lekkie, przeznaczone do udziału w zawodach. Buty powinny być co najmniej o dwa numery za duże, a rozmiar należy sprawdzać wieczorem, gdy stopa puchnie. Podczas biegu także jest bowiem spuchnięta. Wśród biegaczy, mężczyzn, dyskusje o modelach obuwia temperaturą przypominają te o najnowszych samochodach. O wyższości buta „XA Pro 3D” nad „Gel Nimbus VIII” – lub odwrotnie – mogą na forach internetowych rozprawiać godzinami. W jednym są zgodni – na nogach nie należy mieć byle czego, bo leczenie kontuzji kosztuje dużo więcej niż porządne buty.
Do kosztów uprawiania tego sportu można doliczyć jeszcze gadżety: pulsometry, GPS, które pozwalają na orientację podczas biegania po lasach, strój sportowy, który oddycha – oddaje wilgoć spoconego ciała i chroni przed przeziębieniem. No i koszty uczestnictwa w imprezach. W Polsce wpisowe wynosi 30 – 50 zł, z tym że im bliżej do startu, tym drożej. Za zapisy na Maraton Warszawski trzeba było w ostatnich trzech tygodniach zapłacić 85 zł.
Schemat imprez jest taki sam. Przed startem zawodnik zgłasza się do biura, otrzymuje numer startowy i czip, który przypina do buta. W ten sposób specjalne urządzenie będzie mogło mierzyć jego międzyczasy i wynik na mecie. Czas brutto to ten od wystrzału startera, netto – od przekroczenia linii startu do mety. W worku zostawia swoje rzeczy, które organizatorzy przewiozą mu na metę.
Na trasie długich biegów co 3 – 5 km organizuje się punkty odżywcze, gdzie zawodnicy mogą dostać napoje regenerujące, żele, banany, pomarańcze, kostki cukru, czekoladę. Produkty kaloryczne, lecz lekkostrawne, by nie obciążały żołądka. Podczas maratonu biegacz spala ponad 3 tys. kalorii, znacznie więcej, niż wynosi dzienne zapotrzebowanie człowieka.
O bieganiu mówią: to relaks, forma psychoterapii, klinika zdrowia fizycznego i psychicznego w jednym
Na mecie czeka medal, chroniące przed wychłodzeniem peleryny ze srebrnej folii, kilkanaście stanowisk do masażu (organizatorzy wynajmują zwykle studentów AWF) i prysznice. – Przed każdym biegiem jest trema. Nawet po 20 latach biegania nigdy nie wiem, jak organizm zareaguje – przyznaje Edward Staniszewski. Opowiada, że na trasie zdarzało mu się poczuć taki głód, że po drodze musiał szukać sklepów. Przetrwał dzięki bułce kupionej w spożywczym i bananie z warzywniaka.
Wspólne bieganie zastępuje z czasem biegaczom życie towarzyskie. – Gdy zaczynałam startować na zawodach, zobaczyłam, że tu ludzie ze sobą rozmawiają. Spodobało mi się to. Można pogadać w kawiarni, można w biegu – mówi Barbara Muzyka.
W Maratonie Warszawskim, który chlubi się trzydziestoletnią tradycją (zaczynał jako Maraton Pokoju), w tym roku pobiegnie na pewno ponad 3 tys. 200 osób. Tyle było zarejestrowanych do środy, kiedy zapisy jeszcze trwały. Organizatorzy zwracają jednak uwagę, że miernikiem sukcesu jest nie to, ilu bieg zaczyna, ale ilu kończy. W ubiegłym roku w Poznaniu padł rekord Polski – 2322 uczestników dobiegło do mety. – Chcielibyśmy ten rekord pobić. Jak będzie, zobaczymy – mówi Wojciech Wanat, maratończyk i organizator Maratonu Warszawskiego.
Dogonić świat
Ponad 3 tys. uczestników biegu to jak na Polskę dużo. Jak na europejską stolicę zawstydzająco mało. W biegach w Paryżu, Berlinie, Rzymie czy Londynie startuje po kilkadziesiąt tysięcy biegaczy. Najważniejsze imprezy na świecie są tak oblegane, że organizatorzy limitują dostęp. Na maraton nowojorski zgłasza się ok. 100 tys. chętnych, z czego organizatorzy losują ok. 40 tys. szczęściarzy, którzy dostają szansę, by dobiec do mety w parku Centralnym – naprzeciwko znanej restauracji Tavern on the Green. Ścigają się i profesjonaliści, amatorzy, i niepełnosprawni na wózkach. Na trasie kibicuje im blisko 2 mln widzów.
Na prestiżowy maraton w Londynie (biegnie ok. 35 tys. osób) bez problemu mogą się dostać jedynie ci, którzy mieszkają na Wyspach i mają limit czasowy poniżej 2.45. Pozostałych zawodników dobiera się w drodze losowania. Przy czym po czwartym nieudanym podejściu nieustępliwy, acz pechowy, zawodnik zapisywany jest automatycznie.
Dla miast organizowanie maratonów to prestiż i reklama. Okazja do pokazania biegaczom z różnych części świata tego, co najpiękniejsze. W Paryżu startuje się spod Łuku Triumfalnego. W Rzymie trasa przebiega obok zabytków, by nie ominąć żadnego, który można uwiecznić na zdjęciu. W Warszawie biega się pętlą z Krakowskiego Przedmieścia przez Wilanów do Podzamcza. – Każdy start to mobilizacja i możliwość pobicia własnego życiowego rekordu – mówi Barbara Muzyka. W Maratonie Warszawskim chciałaby pobić własną życiówkę – 3.58. Maraton bywa także demonstracją życiowych postaw. Wojciech Wanat i jego żona Katarzyna Panejko-Wanat dwa lata temu ślub uczcili rywalizacją w sztafecie. Biegła sztafeta panny młodej i pana młodego. Pałeczką była muszka i welon. Przy czym ostatni odcinek państwo młodzi pokonali sami – w strojach ślubnych. Następnego dnia – także w strojach ślubnych, pobiegli maraton. – Niektórzy, widząc ich w tych strojach na 30. i 40. kilometrze, nie chcieli wierzyć, że od początku w nich biegną – mówi z dumą Wiesław Panejko, ojciec panny młodej.
Najbardziej wytrwałym od dawna nie starcza już kalendarz polskich imprez. Traktują sport jak przepustkę do zwiedzania różnych części świata. To zaś oznacza, że do ceny za sam udział w maratonie muszą dodać koszty przelotów i hoteli. A można wydać naprawdę dużo. Wyprawa na Antarktydę z biurem podróży to koszt rzędu 30 tys. zł. Robert Celiński za udział w polarnym maratonie zapłacił niewiele mniej. – To wybór, czy kupić sobie auto, czy jechać – mówi. Biegał już na sześciu kontynentach, Antarktyda była do zdobycia ostatnia. Celiński postanowił, że przebiegnie maraton we wszystkich europejskich stolicach. Na razie doszedł do 20 – przy czym zdarza mu się biec nawet tam, gdzie nie organizują biegów. Sam wytycza sobie wtedy trasę – i w drogę. W planach są ciągle Bałkany. A potem Boston, gdzie odbywa się najstarszy maraton świata, i bieg po chińskim murze.
Jedno jest pewne: wysiłek uczy pokory. – Dwie godziny po tym, gdy przebiegłem pierwszy raz swoje 10 km w 58 minut, oglądałem transmisję z Pekinu, gdzie tę samą trasę olimpijski medalista i mistrz świata Kenenisa Bekele pokonał w 27 minut. Myślę, że nikt, kto uprawia sport, nie powie nigdy o sportowcu, który zajął gorsze miejsce, że jest nieudacznikiem – mówi Artur Woźnicki.
W kultowym filmie „Forrest Gump” główny bohater, chłopiec z mnóstwem fizycznych i psychicznych defektów, którego nogi wzmocnione są specjalnymi klamrami, podczas spaceru z przyjaciółką Jennie zostaje zaatakowany przez wyrostków. Dziewczynka krzyczy: „Run, Forest, run!”. Chłopiec zaczyna biec, ile sił w nogach i okazuje się, że nie tylko nie jest kaleką, lecz osiąga życiowy sukces – obiega kulę ziemską.
Ta metafora nie oznacza, że biegać może każdy głupi, lecz to, że bieganie może być sposobem na przekraczanie bariery własnych ograniczeń.
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |