2017-10-18
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| 18 Poznań Maraton. 16 Mistrzostwa Polski Lekarzy. (czytano: 1394 razy)
Poznań Maraton moje święto , zwieńczenie niezwykle udanego sezonu biegowego. Poprawiłem w tym roku życiówki na wszystkich dystansach został już tylko ten jeden najważniejszy, najbardziej prestiżowy.
Poza tym mam po raz pierwszy szansę być pierwszy w M50 w doktorach.
W przeddzień odbieram pakiet na Targach Poznańskich. Worek i koszulka w eleganckich kolorach kobaltowo - czarnych mnóstwo zawodników będzie biegło w nich maraton . Na dodatek 2 piwa – będą wybuchać :). Od godz.14 prelekcje sportowe w tym zabawna Jacka Fedorowicza – jak biegając dożyć do osiemdziesiątki i nadal biegać.
Ma być wyjątkowo ciepło na następny dzień – wyjątkowo jak na tę porę roku.
Najważniejsze to wyspać się , zjeść śniadanie, czynności fizjologiczne (niezwykle ważne :) i jadę kursującym jeszcze autobusem na start. Startuję w firmowym stroju Rungryfa, na krótko.
Błąkając się po hali spotykam znajomych biegaczy. Brak kolejek do depozytów. Rozgrzewka i idę na start. Tu spotykam Andrzeja mojego najgroźniejszego konkurenta do podium. Biega nieco wolniej w końcówce roku, ale zawsze trzeba się z nim liczyć zwłaszcz, że musiałem uznać jego prymat w ubiegłym roku.
Start przedłuża się, problemy z odbiorem trasy przez policję. W międzyczasie śpiewa Mezo swoje biegowe kawałki. Zniecierpliwiony oddalam się na pobliski skwerek zaliczyć profilaktycznie siusianie. 40 minutowe spóźnienie psuje wszystkim szyki. Wreszcie startują wózkarze , a potem my.
W planach biegnę w tempie 4:37 na 3 h 15 min.
Andrzej biegnie ze mną, narzucając trochę zbyt szybkie tempo. Dopiero na 1 km włączam stoper – to przez to rozkojarzenie opóźnionym startem. Ale nie muszę zbytnio pilnować czasu, bo jesteśmy przed peacemakerami na 3:15. Wiem ,że Andrzej nie może wytrzymać tego tempa, ale na razie biegnie wciąż za szybko. Na 12 km jak zwykle brak mojego syna mimo że biegniemy 500 m od jego kwatery – pewnie wciąż śpi, nie będąc świadomym jak bardzo potrzebuję jego dopingu.
Póki co poziom adrenaliny podnoszę sobie przybijając piątki wszystkim chętnym kibicom na trasie, którzy w Poznaniu jak zwykle masowo wylegli na ulicę.
Na 13 km Andrzej zwalnia przyjmując od rodziny żel i napoje. Przyspieszam mając nadzieję na zgubienie go. W międzyczasie doganiam kolegę ze Świnoujścia , ale on nie jest w stanie dotrzymać mi tempa i rozwiewa się szansa na nowego kompana. Andrzej dochodzi mnie nieoczekiwanie po 1,5 km i znowu biegniemy razem. Miło mieć kompana , ale taktyka jest nieubłagana i na podbiegu na 16 km mocno przyspieszam i gubię go ostatecznie. Biegnie mi się wciąż bardzo komfortowo , ale tak zawsze jest w pierwszej połowie trasy. Na 15 km wciągam 1 z 4 żeli. Piję tylko wodę na każdym wodopoju i polewam się nią – jest trochę za ciepło. Miło jest wyprzedzać kolejnych zawodników. Druga część trasy trudniejsza bardziej pod górkę i pod wiatr, więc wychodzi nieco wolniej, ale wciąż utrzymuję tempo. Husaria na 3:15 wyprzedza mnie dopiero na 34 km. Nie robię z tego dramatu jest ich trzech, więc mam jeszcze trochę zapasu czasowego.
Drugi z nich wyprzedza mnie na 38 km zgubiwszy wszystkich zawodników – dołączam do niego i staram się trzymać nieco za jego plecami aż do mety. Przed 39 km wbiegamy na ostatnią prostą i nieco przyspieszam dziwiąc się, że jeszcze mam na to siły. Krążeniowo i siłowo wciąż jest dobrze.
Na ostatniej prostej wysłanej niebieską wykładziną, już na targach przyspieszam wykonując jeszcze sprinterski finisz.( Za metą syn pokazał mi filmik z mojego finiszu, który wykonał z trybun – byłem zdumiony tą żółwią końcówką :).
Pełna euforia czas 3:14:53 równo o 2 min. poprawiona życiówka sprzed 2 lat z Berlina, ale poznańska poprawiona o prawie 6 min. Nieoczekiwanie każda moja ( już trzecia ) życiówka z wynikiem 53 s. na końcu.
Za metą jakoś dziwnie pustawo, ale w końcu przybiegłem jako 369 zawodnik i wszędzie jeszcze luz. Z solidnym pierwszym medalem na szyi dzwonię euforycznie w dzwon przygotowany dla zawodników z nowymi życiówkami. Późnej syn donosi mi,że widział planszę i dzwon dla zawodników, którzy uzyskali życiówki i pokazuje mi w swoim telefonie to zdjęcie. Na pierwszym planie pan kamerzysta, który pokazał mi plecy, kiedy dopadłem do dzwonu, wokół tłumek kibiców, a pod dzwonem nieoczekiwanie …....ja – syn zaabsorbowany tematem, nie zauważył ojca.
Pod prysznicami luz i gorąca woda. Poszedłem na masaż, kilkadziesiąt stołów, poczekalnia z basenami, numerki jak na poczcie - czas oczekiwania ok. 10 min. Masowały moje zmęczone kończyny 2 osoby ! Był to najdelikatniejszy masaż w moim życiu, prawie erotyczny :).
Potem odebrałem mój drugi medal za ukończenie maratonu jako lekarz. Trzeci medal to ten za I miejsce w kategorii M50 wśród lekarzy. Jakby tego było mało jeszcze puchar za zajęcie 6 miejsca w klasyfikacji generalnej doktorów. Wszystkie trofea na zdjęciu obok wraz z wyrazem euforii na twarzy właściciela. Makaron regeneracyjny barowej jakości, ale tu to już się czepiam, piwo i kiełbaska na stoiskach przed halą wystarczyły do regeneracji. Jak zwykle w Poznaniu ( mój 5 maraton w tym miejscu) wysoki poziom organizacji i wszelkie niedociągnięcia, nawet z opóźnionym startem nie przesłoniły ogólnego, bardzo pozytywnego wrażenia .Rekordowa liczba uczestników – 6355 biegaczy sprawiła, że był to najbardziej liczny maraton w tym roku w Polsce.
Powrót pociągiem w grupie gryfickich biegaczy sprawił, że szybko przybyłem do domu.
Pisząc tą relację z 3 dniowym poślizgiem na nowo wprowadziłem się w stan euforii i podniosłem sobie poziom niebiańskich endorfin.
Najbardziej byłem zadowolony, z dobrego tempa, braku kryzysów, fizycznych niespodzianek ze strony mojego organizmu, wystarczających sił na finisz i braku masakracji na mecie.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu paulo (2017-10-19,08:30): Brawo! Jesteś Wielki :) I z takim przeświadczeniem możesz teraz sobie biegać do następnego maratonu :)
|