2017-05-09
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Wygłupy. (czytano: 335 razy)
Buster Keaton, komik kina niemego, znany był z tego, że się nie uśmiechał, a jednak rozśmieszał pokolenia kinomanów. Skłonności do wygłupów pozwalały mu na rozśmieszanie bez użycia uśmiechu.
Mam coś z Keatona. Wprawdzie nie jestem komikiem ani nawet aktorem, ale – podobnie jak on - rzadko się uśmiecham a moja mina może odstraszać. Jednak, co najważniejsze, mam wrodzone skłonności do wygłupów. To powoduje, że dzieciaki (choć dzieciarni nie lubię) chcą się ze mną bawić, a że jestem miękki, to im ulegam.
Najlepsza zabawa jest wtedy, gdy dzieciaki są dużo starsze, bo dla nich wymyśla się różnego rodzaju zawody, np.: bieg po schodach lub bieg w terenie, z przeszkodami.
Nad jednym i drugim długo się nie zastanawiam, więc zaliczyłem kiedyś Bieg Sky Tower (48 pięter) oraz Survival Race. W obu przypadkach większość zawodników stanowili młodzi ludzie, a ja – jeden z nielicznych „dziadków” - wypadałem wśród nich lepiej niż na tradycyjnym biegu.
Dlatego, gdy dowiedziałem się o „Biegu Dzika Po Plaży Gorzuchów”, zdecydowałem się wziąć w nim udział, rezygnując z odbywającego się dzień później półmaratonu (do wyboru była też dyszka).
Był to debiut organizatorów, który wypadł nieźle, co pozwoliło im na planowanie podobnej imprezy, która miałaby się odbyć w okresie jesiennym.
Obserwowałem listę startową, na której w mojej kategorii, czyli 40+ (nie było 50+ zgodnej z moim wiekiem), było nas tylko dwóch. Tak zostało do zawodów. Cała stawka, to ludzie poniżej czterdziestki, i tylko nas dwóch wytyranych. Trochę zwątpiłem, lecz przypomniałem sobie wrocławski Survival i już wiedziałem, że nie będzie najgorzej. Tego typu imprezy mają to do siebie, że startuje w nich sporo kobiet. To jest zawsze przyjemne, bo widoki ładne i jest szansa na lepszą lokatę.
Po starcie byłem w szerokiej czołówce, a po górce i podciąganiu na linie przód pobiegł źle i ja zostałem prowadzącym po właściwej trasie. Oczywiście oni zaraz mnie doszli i przeszli. Ale ten moment prowadzenia, echhh. Powiem szczerze, że niby tylko 3 km. ale płuca wypluwałem, bo to zatrzymanie, bo to rozpędzanie, bo to przeszkoda, bo trzeba się schylić, i ciągle coś tam – 20 przeszkód. Na mecie byłem dosyć zadowolony, ale gdy dowiedziałem się, że jestem 18 – ty na 54 osoby, to duma mnie rozpierała. Podczas wciągania grochówki zerknąłem na listę i dowiedziałem się, że jestem pierwszy w swojej kategorii (open nie było). Wprawdzie tylko jeden konkurent, który był kilka osób za mną, ale przecież dobiegłem osiemnasty w open.
Dalej wiadomo, ogłoszenie wyników, kawał oszlifowanego kamienia na podstawce drewnianej, brak szczęścia w loterii i do domu.
Chociaż raz moje zamiłowanie do wygłupów opłaciło się.
Dzisiaj zrobiłem samotnie, pominięty, niedzielny półmaraton.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu paulo (2017-05-10,08:27): Marku, śmiało możesz sobie zaśpiewać "we are Champions" :) Hung (2017-05-10,15:11): Pawle, tak właśnie sobie cichutko nucę. andbo (2017-05-11,10:21): Bo najważniejsza jest dobra zabawa! A jeszcze ozdobiona szlifowanym kamieniem ... Hung (2017-05-11,17:59): O właśnie, to jest sedno sprawy, andbo, dobra zabawa, a przy okazji ...
|