2016-10-13
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Znowu pod wozem (czytano: 520 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: https://youtu.be/pNN121ye-XE
Wynik USG głęboko pogrzebał nadzieję na start w maratonie warszawskim: „uszkodzenie ścięgna mięśnia dwugłowego i półścięgnistego”. Poznań również nie wchodził w grę. Przez chwilę myślałem jeszcze o Toruniu, ale w końcu nie było sensu się oszukiwać – nawet jeżeli udałby mi się wyjść z kontuzji to i tak miałbym za mało czasu żeby się przygotować, a przytruchtanie maratonu byle zaliczyć raczej mnie nie pociąga.
Rehabilitację rozpocząłem pod koniec sierpnia. Dwa razy w tygodniu fizjoterapeuta to ugniatał mięsień, to raził go prądem, a ja (trochę nieodpowiedzialnie) pozwalałem sobie na delikatne wybiegania co drugi dzień. Z każdym tygodniem było coraz lepiej. Stopniowo wydłużałem dystans, aż w końcu w ostatnim tygodniu września byłem gotowy do robienia pełnej objętości. Noga przestała boleć; no może pozostawał jeszcze pewien dyskomfort, coś w rodzaju drętwienia mięśnia, ale nie przeszkadzało to w treningach.
Nadzieja na jesienny maraton zmartwychwstała! Alleluja! Świat stał się piękniejszy, umysł zaczął podsuwać obrazy z zegarem na mecie pokazującym czas poniżej 3 h. Już dawno nie byłem tak zmotywowany do treningów jak wtedy. Co prawda treningi tempowe na bieżni pokazywały, że dużo straciłem na prędkości, ale też widziałem, że z dnia na dzień było coraz szybciej. Zacząłem wertować kalendarz biegowy w poszukiwaniu ostatniego jesiennego maratonu. Ostatnim płaskim, atestowanym pozostawał Toruń. Za wcześnie! Szukałem dalej – jeżeli nie w kraju, to może za granicą… Po raz pierwszy wychyliłem swój biegowy nos poza własne podwórko. Jedną z zalet mieszkania w Wawie jest możliwość biegania dwóch największych maratonów w roku na własnych śmieciach, więc nigdy nie ciągnęło mnie za granicę. Gdy w końcu przejrzałem kalendarz światowy poczułem się jak dziecko w sklepie z zabawkami, z którego może wybrać sobie tylko jedną. Portugalia, Hiszpania, Włochy, … – do wyboru, do koloru.
Wybrałem Walencję – to była miłość od pierwszego poczytania. Termin 20.11, temperatura ok. 18 st., płaska trasa, piękne miasto, tanie bilety lotnicze. Po kilku dniach byłem już opłacony, z biletami lotniczymi i rezerwacją apartamentu na cały tydzień.
Starannie zaplanowałem sobie cały okres przygotowań. Wybrałem starty kontrolne – jeden półmaraton i dwie dziesiątki. Wszedłem na docelową objętość 93 – 100 km tygodniowo przy 6 treningach. Po dwóch i pół tygodnia prawie wróciłem do szybkości z wiosny i… z jednego z treningów wróciłem z bolącą stopą… Kolejne treningi biegałem zgodnie z planem, ale stopa cały czas dawała o sobie znać.
Dzisiaj rano byłem na USG: „znaczny wysięk w stawie podskokowym z obrzękiem błony maziowej, znaczny wysięk z obrzękiem pochewki ścięgna…, uszkodzenie rozcięgna podeszwowego”. Pisząc bardziej po ludzku – poszły mi 3 niezależne układy. „Porządnie pan przeciążył stopę” – podsumował lekarz. Oczywiście przerwa od biegania jest konieczna, do tego środki przeciwzapalne i okłady z lodu, a od poniedziałku wracam do mojego fizjoterapeuty. Na koniec wizyty zapytałem, czy pan doktor pobłogosławi mój listopadowy maraton – nie pobłogosławi, co najwyżej, jeżeli będę uparty to popuka się w głowę i przed wyjazdem wstrzyknie mi blokadę. Problem tylko w tym, że maraton to jedno, a przygotowanie się do niego to drugie. Tymczasem wygląda na to, że będę musiał odpuścić niedzielną połówkę w Szamotułach.
Świat znowu stracił na urodzie :(
Foto: Meta Maraton Valencia 2015
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu snipster (2016-10-14,08:43): skąd ja to znam... :) kiedy zaczyna być fajnie i wydaje się, że się wyszło na prostą... najczęściej dostaje się poprawkę od losu. Zdrówka Shodan (2016-10-14,09:57): Dzięki Snipi! Staram się nadziei nie tracić i ducha nie gasić, ale robi się to już coraz trudniejsze... Jarek42 (2016-10-15,08:59): Nie ma co narażać zdrowia dla jakiegoś maratonu, chociażby był ze złota i dawano złote góry za jego ukończenie. Zdrowie jest jedno i czasem za późno jest, żeby go kupić.
|