2016-04-12
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Setka w Seregno (czytano: 1307 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: jacekbedkowski.pl/Setka_w_Seregno_7.45.25
Setka w Seregno
7:45:25 – tyle czasu potrzebowałem żeby przebiec 100 km w Seregno we Włoszech (10/4/2016). Już 9 kwietnia przyjechałem do Seregno żeby wystartować na dystansie 100 km. Trase znam z poprzedniego roku, kiedy biegłem tutaj, ale problemy zdrowotne wyeliminowały mnie po 60 km. W mieście pojawiłem się o 22 i jak mogłem się spodziewać wszystko było już zamknięte, dlatego spokojnie udałem się na zasłużony odpoczynek po podróży.
W niedziele wstałem o 5:30 i jak się okazało było już dość ciepło. Termometr pokazywał 14 C. Szybko poszedłem odebrać pakiet i oddać torbe na punkt odżywczy na 10 km. Resztę zostawiłem jakieś 400 m za metą na stoliku dla zawodników. Wszystko szło zgodnie z planem, bardzo miła atmosfera i wszyscy pomagają ile mogą.
Spokojnie przebrałem się i na 20 min przed startem pojawiłem się na linii mety.
Do pokonania mieliśmy 5 okrążeń, każde po 20 km. Trasa płaska z kilkoma mostkami, wiaduktami, nic wymagającego. W międzyczasie spotkałem kilku znajomych, pogadaliśmy chwilkę i zaczęło się odliczanie. Dokładnie o 8 rano ruszyliśmy razem z zawodnikami biegnącymi 50 km. Oni po 5 km zawracali w stronę mety, my biegliśmy całe 20 km.
Miałem przygotowaną strategię na ten bieg i postanowiłem się jej trzymać na ile to będzie możliwe. Plan wyglądał tak. Pierwsze 10 km bardzo spokojnie w 50 min, później 2 x po 48 min, 2 x po 47 min, co dawało pierwsze 50 km w 4 godziny. Reszta, czyli ostatnie 50 km po 46 min / 10 km, co dawało 3:50 h i czas na mecie 7:50. Ambitny plan, ale musiałem spróbować.
Od samego początku hamowałem jak się dało. Muszę przyznać, że nie było łatwo, bo całe masy biegaczy poleciało przede mną a ja się człapałem. Co chwilę musiałem zerkać na zegarek, bo noga podawała bardzo dobrze.
Solidnie wykonałem pierwsze 10 km i pojawiłem się na punkcie w czasie 49:52. Szybciej o 8 sekund, ale to norma. Byłem zadowolony, choć wydawało mi się jakbym szedł te 10 km.
Muszę dodać, że od samego początku serwis działał super i praktycznie w locie przebiegałem przez punkty odżywcze. Ja miałem swoje rzeczy tylko na mecie i 10 km. Przez cały bieg korzystałem tylko z własnych napojów. Nie miałem żadnych żeli ani nic takiego. Taktyka żywieniowa zdała egzamin. Na trasie korzystałem tylko z punktów, na których podawali gąbki z woda aby obmyć twarz z potu. Tu również nie zatrzymywałem się. Wiadomo każda sekunda się liczy.
Kolejne 10 km to 47:44, czyli kolejne 16 sekund szybciej od zakładanego czasu, ale ponownie nie robiłem z tego tragedii. Czułem się bardzo dobrze. Słońce nie dawało mi się we znaki tak bardzo choć było z nami od samego początku. Było ciepło, ale dawałem spokojnie radę. Pierwsze 20 km zamykałem na 10 miejscu. Czas 1:37:35 i średnia 4:52 min/km. Co tu dużo mówić wszystko zgodnie z planem, czyli jest dobrze !!!
Od teraz miało się zacząć bieganie już bardziej poważnie. Kolejne 10 km to 46:53 a następne 46:27, co pozwoliło mi przeskoczyć na 9 miejsce. To okrążenie wyszło 1:33:21, co dało średnio 4:40 min/km. To był 6 wynik tego okrążenia. Pobiegłem szybciej niż planowałem, ale czułem się dobrze i co najważniejsze byłem pewny siebie. Miałem to samo odczucie, co na 50 km w styczniu i półmaratonie w marcu. Było dobrze i ja to wiedziałem.
Teraz należało utrzymać dobre tempo, bo wchodziłem w zaplanowany zakres 46 minut / 10km. Po 50 km zegarek pokazał równo 3:57:00, czyli dokładnie 3 minuty szybciej niż planowałem. Ten dystans od 40 do 50 km pokonałem w 45:55, czyli 65 sekund szybciej niż planowałem. Kolejne 10 km w 45:43, co dało 1:31:39 na trzecim okrążeniu, czyli średnio 4:34 min/km. Czas 4:42:31 był o 3:30 min lepszy od zakładanego.
Zostały dwa ostatnie okrążenia. Z jednej strony chciałem pobiec mocno, ale z drugiej pojawiały się obawy czy to aby nie jest za wczesny finisz. Było ciepło i słońce dawało się mocno we znaki. Temperatura 25 C, a rozgrzany asfalt robił swoje. Miałem pobiec 1:32h każde z dwudziestu km. Ostatecznie między 60 a 80 km pobiegłem szybciej i zegar pokazał 1:30:49, co dało średnią 4:32 min/km. Cały czas czułem się dobrze choć nogi bolały już dość długo. Jakby nie było to już 80 km. Od tego momentu zacząłem odczuwać też trudy wysokiej temperatury. Po raz pierwszy na 85 km polałem sobie głowę wodą, aby troszkę się schłodzić. Za wiele to nie pomogło, ale zawsze coś. Zaczęło się odliczanie pojedyńczych „km”. Miałem ich jeszcze 15. Z jednej strony mało, ale z drugiej sporo ich już w nogach miałem. To nie był mój najlepszy okres. Droga mi się dłużyła a czas leciał nie ubłaganie.
Powoli odznaczałem kolejne odcinki, choć muszę przyznać, że nie było łatwo. Miałem coraz mniej chęci do biegania, a diablik na ramieniu podpowiadał, żeby nie biec dalej. Miałem przecież duży zapas na to aby złamać 8 godzin i mogłem biec już po 5 min/km. Ostatecznie doczłapałem jakoś na 90 km. Pomimo tych słabości dotarłem na ten punkt w dobrym czasie. Te 10 km było najwolniejsze z ostatnich 50 km, ale i tak szybkie jak na ten etap bo 46:22 min. To tylko 22 sekundy wolniej od planu czyli jak to mówią Panie Kaziu wszystko pod kontrolą.
Cieszyłem się, ale wiedziałem, że mam jeszcze dyszkę. Już nie raz zbyt wczesny finisz kosztował mnie marsz przez skurcze na ostanich kilometrach. Tym razem zebrałem się w sobie i skupiłem na odcinkach jakie dzieliły mnie od poszczególnych punktów, jak gąbki z wodą, punkt odżywczy. To pomogło, bo głowa zajęła się czymś, a ja mogłem dalej przebierać nogami. Ostatnie 10 km w 45:40 poszło bardzo przyzwoicie. Bez napinania się na ostatnim kilometrze. Nie walczyłem już specjalnie, bo i tak nic by to nie zmieniło, a ryzykowałem skurczami, co mogło kosztować mnie dużo więcej. Ostatnie 20 km w 1:32:02, czyli tylko 2 sekundy wolniej od planu. Jako jeden z nielicznych praktycznie cały czas przyspieszałem pokonując tą setkę.
Ostatecznie 6 miejsce open i 1 w kategorii wiekowej cieszy. Ja osobiście cieszę się z poprawionej życiówki o 57 min, bo cel na ten bieg był klarowny, czas a nie miejsce.
Najbardziej zadowolony jestem z tego jak rozegrałem cały bieg. Wszystko zgodnie z planem a może i troszkę szybciej. Piękny „negativ split” na setkę. Pierwsze 50 km 3:57:00, drugie 3:48:25. To był mój 3 start w tym roku i 3 życiówka do tego wszystkie biegi zrobione w negative split. Praca na treningach przyniosła zamierzony efekt. Do tego startu przygotowywałem się bardzo solidnie. Od początku roku zrobiłem ponad 2.600 km. Pilnowałem się z dietą, którą przygotowywała mi moja Beatka. Opłaciło się włożyć dużo pracy. Cel na 2016 zrealizowany i to już na samym początku roku.
Po biegu poszedłem coś zjeść, na masaż i sprawdzić wyniki. Musiałem troszkę poczekać na dekorację, ale warto było. Super impreza i za rok pewnie pobiegnę kolejny raz.
Bardzo dziękuję Beatce za wsparcie, bo to głównie dzięki niej jest jak jest i mogę cieszyć się z wyników w 2016 roku. Setka w 7:45:25 plasuje mnie aktualnie na 15 miejscu na świecie i pierwszym w Polsce w tym roku. Dziękuję też Wam za wsparcie i dobre słowa, doping i trzymanie kciuków. Bardzo Wam dziękuję.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Kot1976 (2016-04-13,08:56): Fajna relacja i super wynik. Gratulacje! :-) Piotr Fitek (2016-04-13,09:04): Gratulacje za bieg :) Fajnie, że jesteś zadowolony z niego. Negative to świetna taktyka. paulo (2016-04-13,09:23): Jacku, super wyczyn. Jesteś Wielki! robaczek277 (2016-04-13,10:09): Dziekuje, dziekuje, dziekuje !!! Zapraszam na strone z linku tam jest sporo zdjec, miedzy innymi nasz maluszek 126p zlapany we Wloszech zbyfek (2016-04-13,21:17): Dobrze zaczales 97 roku 5km szybkie trzeba było 10 km zrobić 35,30 maraton z tego 2,38 i teraz 100km 7,05 jest roznica ,gratulacje za wytrwalosc. malicha (2016-04-17,23:48): Gratulacje !
|