2014-11-23
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Delfinem nie będę. (czytano: 523 razy)
Mogę tylko o tym pomarzyć ! No dobra, o bieganiu już napisałam ( chociaż na pewno nie raz jeszcze do tego wrócę, bo to dla mnie teraz całkiem nowe, chociaż stare doświadczenie ) a teraz pora na basen. Kurs pływania i doskonalenia pływania plus dodatkowe treningi pod kątem wiadomo czego. Tydzień w tydzień. Jest co robić. Są plany, są deski, są pływaki, jest basenowa nomenklatura. Moje zmagania z Fregatą są dosyć ciekawe.
Start miałam dość niefortunny, bo szybko zachorowałam wychodząc ciągle z mokrą głową z kolejnego treningu no i organizm powiedział STOP ! Ale oczywiście jak przystało na upartą babę nie przerwałam treningów. Wiem – totalne głupota i nie ma się czym chwalić. Jeden z treningów był naprawdę straszny. Wchodziłam do wody mając dreszcze i temperaturę, co oczywiście znalazło swoje odzwierciedlenie w JAKOŚCI treningu a raczej jej braku. Kompletnie osłabłam i z trudem zrobiłam rozgrzewkę ! Byłam naprawdę przerażona, bo nie mogłam tchu złapać, mięśnie zrobiły się jak z waty a serce waliło jak szalone. Wiedziałam, że nie dam rady. Powinnam dać organizmowi odpocząć no, ale skoro już weszłam do wody to musiałam COŚ robić. Na szczęście i na nieszczęście dla mnie instruktor postanowił nauczyć nas skakać do wody. Na szczęście, bo w większości staliśmy na brzegu czekając na swoją kolej, więc nie był to typowy trening pływacki. Na nieszczęście - bo nie nienawidzę skakania do wody ! Nie umiem, nie skaczę i nie chcę skakać, bo się panicznie boję samego skoku. Moment wpadania do wody jest najgorszym przeżyciem.! Zrobiłam to dwa razy w życiu na wakacjach z o wiele wyższego miejsca i o te dwa za dużo !. Nie lubię stanu zawieszenia w powietrzu. Nie lubię odbijania się, więc najchętniej wsuwam się do wody. Nigdy w życiu nie skoczyłabym na bungee ani ze spadochronem. Taki poziom adrenaliny to dla mnie śmiertelna dawka ! Na szczęście ( ponownie ) nie byłam sama. Wszyscy mniej lub bardziej modliliśmy się na słupku a już przeskoczenie makaronu graniczyło z cudem ! Jednym oczywiście wychodziło to lepiej, innym gorzej, ale nawet chłopacy mówili, że nie lubią ( hurra ! czyli nie jest ze mną aż tak źle ! ). Oczywiście WSZYSCY jakoś skakaliśmy lub raczej wpadaliśmy do wody. Ja zadałam tylko jedno pytanie: czy można nauczyć się pływać DOBRZE kraulem NIE umiejąc skakać ? Potem styl dowolny. Jakaś dziewczyna zachwycała się moją żabką. Miłe, ale bez przesady. A potem przyznała mi, że się zapisała na triathlon sprint, czyli tą najkrótszą wersję. Nawet mi zaproponowała, że pożyczy mi rower szosowy żebym spróbowała JAK się jeździ na cieńszych oponach. No to mamy jakiś team. ;).
Wczorajszy plan treningowy rozpisany przez instruktora wziął w łeb. Ponad kilometr treningu kraula z przerwami oczywiście bo inaczej bym nie dała rady plus 400 m żabką. Zmiana planów. Nie było basenu, bo odbywały się jakieś zawody. Szlag mnie trafił, gdy pojechałam i okazało się, że są może 1-2 wydzielone tory, ale tak przeładowane, że nie ma co wchodzić, więc nie weszłam! Pojechałam na inny basen na Łęgi Dębińskie, ale znowu dostępność byle jaka i za kilka godzin no i ta cena ! Żeby zrobić trening wchodzę na min. 2 godziny a normalnie wejście na każdy basen to 45 minut więc się nie opłaca. Tutaj Termy zdecydowanie wygrywają. Wróciłam do domu i już mnie nosiło ! Wiadomo, że kobieta, której plany zostały pokrzyżowane jest wściekła ! Bo coś nie poszło po jej myśli, więc MUSI odreagować. Ma na to kilka sposobów: 1) iść na zakupy i kupić sobie nowy ciuch ( ciuchy mam a na nowe nie mam kasy, więc temat zamknięty no i to mnie akurat nie kręci ), 2 ) robić coś, o czym tu pisać nie wypada a o czym wszyscy wiedzą ;) 3) zjeść czekoladę - błyskawiczna dawka endorfin, równie skuteczna jak punkt 2) - to akurat jest jak najbardziej realne oraz 4) poćwiczyć. No to poszłam poćwiczyć – pobiegłam trening niedzielny a basen postanowiłam zrobić w niedzielę, chociaż zawodów ciąg dalszy się zapowiadał. A to oznaczało wstać WCZESNIE rano żeby popływać PRZED zawodami! No więc następnego dnia czyli dzisiaj pobudka !!!!! Oczy szeroko otwarte ! Nie ma to jak wcześnie rano wstać, kiedy aż chce się poleżeć w łóżku! Każda twoja cząsteczka mówi ci żebyś się nie ruszał. Wychodzę z domu i jest jakoś irracjonalnie. Krajobraz nie z tej ziemi. Miasto śpi. Auta stoją cicho na parkingu. Ani żywego ducha tylko ja z wielką torbą sportową. Czysty absurd. Szare, prawie jeszcze ciemne niebo. Kilku kierowców na pustej drodze. Parking przy basenie gdzie zazwyczaj nie można znaleźć żadnego miejsca, więc samochody ustawiają się szpalerem przy trawniku i wzdłuż drogi świecił pustkami. Poprawka ! Stało JEDNO auto ! Kawałek dalej już 5 może 6. Basen szykował się do kolejnego dnia zawodów Grand Prix Wielkopolski w pływaniu, więc ¾ torów już było zagrodzone, ale ta część dostępna do publiczności już po godzinie zaczęła się zapełniać. Trening zrobiony można wracać z czystym sumieniem do domu. Najfajniejsze jest zawsze PO. Bo wtedy człowiek się cieszy, że jednak się ruszył, że pokonał lenia i że dzień dopiero się zaczyna a już tyle się wydarzyło.
Trening wprawdzie zrobiony ale męka z oddechem na początku jak zwykle, potem było trochę lepiej, ale nadal kraul to ogromne wyzwanie. Ciekawe, KIEDY w końcu przepłynę swobodnie nie mając słonia na płucach dajmy na to 500 metrów ???????????? Czyli dokładnie 10 x tyle ile teraz przepływam;)?
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |