2014-11-18
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| BN 2014 44:56.70 (czytano: 1311 razy)
Przymierzałem się do napisania swego rodzaju epopei o tym biegu. Kilometr po kilometrze. Ale postanowiłem skrócić swój wpis do krótkiej nowelki. Wszystko poszło idealnie, książkowo, może poza dwoma drobnymi elementami. To był świetny bieg, który nawet specjalnie mnie nie zmęczył. Piąta, najlepiej przebiegnięta dyszka ever. Idealnie komponująca się z moją piątką ;-)
Wystartowałem z trzeciej, żółtej strefy. Ustawiłem się za daleko, to pierwszy element, który nie wypalił w tym biegu, wyprzedzałem po drodze setki, setki biegaczy, dopiero na siódmym kilometrze dotarłem do grupek biegaczy, którzy biegli moim tempem.
Na półmetku starałem się trafić w przedział, o którym pisze w swojej książce Jerzy Skarżyński, czyli 22:40-22:50, prawie się udało, odnotowałem czas 22:35.
Potem przyspieszyłem, ale organizm bronił się jakby chciał mi powiedzieć "kolego, spokojnie, nie musimy dziś tak szybko biec, zaciągam hamulec, wystarczy nam te 4:28/km, nie będziemy dziś szybciej biegli". Mijam dziesiątki porzuconych kubeczków z wodą, tym razem woda mnie nie interesuje, przypominam sobie bieg w Legionowie. Temperatura 16 stopni, duże zachmurzenie, pobiegłem w krótkich spodenkach i krótkiej koszulce z pakietu w kolorze czerwonym.
Na ostatnim kilometrze przyspieszyłem, przebiegłem go w 4:16. Organizatorzy doliczyli trochę gratisowych metrów do dystansu (około 40-50 metrów) i na ostatnich metrach zdecydowanie przyspieszam, żeby zmieścić się w założonym czasie. Zabrałem ze sobą dwa zegarki, najpierw stopuję timexa, a potem garmina, ale naciskam zły przycisk, dystans i czas są dalej zapisywane, to drugi element, która nie wyszedł w trakcie tego biegu, ale to już błahostka. Średnie tętno 178, czyli książkowe 90% tętna maksymalnego.
Na stronie datasport.pl 44:56.70, czyli 44:57, to mój spory sukces. Nie, nie zamierzam spocząć na laurach i przestać
się poprawiać. Będę to robił dalej, tylko - jak to ja - wolno, wciąż mam duże rezerwy wynikowe, przebiegłem dyszkę poniżej 45 minut z trzech treningów biegowych, biegając jakieś 25 kilometrów na tydzień ;-) Ale 2929 kilometrów w nogach za mną. Nie licząc innych aktywności.
Budzę się następnego dnia po biegu i postanawiam zrobić sobie prezent, odpalam komputer wpisuję "garmin grawer", hmm..., fajniutki ten garmin, czarny i całkiem drogi, można z nim pływać i jeździć rowerem ;-) Eh, cztery lata ganiałem, żeby złamać te czterdzieści pięć minut, chwile się waham, ale klikam, kupuję, wysyłam napis do wygrawerowania...
Chciałbym podziękować wszystkim za czytanie mojego bloga na maratonach. Nowy blog powstaje, trochę się z nim grzebię jak mucha w smole, podam linka, ale to już pewnie po Nowym Roku. Na razie nie biegam, pływam ;-)
pozdrawiam, krunner
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu snipster (2014-11-18,21:39): Gratki życiówki :) czas na kolejną ;) paulo (2014-11-19,09:07): wauuu :) Piękne osiagnięcie na koniec sezonu. Fajnie też, że zgrało sie to też z Twoją teorią :) Pozdrawiam krunner (2014-11-19,09:58): Piotrze, dzięki :). Na razie walczę o kolejną życiówkę, ale w liczbie dni bez biegania pod rząd ;-) krunner (2014-11-19,10:00): Pawle, dzięki. Tak, nie ukrywam, że się to ładnie udało :), no i barierę 45 udało się złamać o kilka sekund, ale to było kilka sekund po właściwej stronie. pozdrawiam. paulo (2014-11-20,09:32): życiówka w liczbie dni bez biegania bardzo mi się podoba :) Kupuję :) Pozdrawiam krunner (2014-11-20,11:12): Taaak ;-), Pawle. Powoli leczę biegowstręt, którego nabyłem się po przelataniu ośmiu ostatnich tygodni "z kartką". Jak dotąd 7 dni bez biegania i powoli, powoli przechodzi...
|