2014-11-12
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Jak łamała się życiówka (czytano: 2086 razy)
Rekord życiowy w półmaratonie, który w heroicznej walce ustanowiłem z czasem 1:55:47 podczas zmagań w Unisławiu bardzo ciężko było mi złamać. Jeszcze w czerwcu, u progu wakacji, łapiąc oddech na mecie unisławskich męczarni byłem święcie przekonany, że ten wynik to nie jest szczyt moich możliwości. Byłem pewien, że przez wakacje podszlifuję siłę biegową i na ich zakończenie w Ciechocinku spokojnie zmierzę się z rekordem.
Przekonanie to wzięło się stąd, iż trasa unisławska oraz panujące na niej warunki nie były łatwe. Było ciepło, przez połowę dystansu paliło słońce, a na koniec trzeba było wspiąć się na golgotę, na której zlokalizowano metę. Uznałem więc, że w tak ciężkich warunkach uzyskany wynik bardzo łatwo złamię w biegu pośród ciechocińskich tężni. Pogoda, choć był to koniec sierpnia sprzyjała, nie świeciło słońce, nie było gorąco, a do tego w połowie dystansu przyszła burza z obfitym deszczem. Niemal idealnie prawda?
Wykręciłem 2:00:41 i na metę przybiegłem absolutnie rześki. Czułem się jakbym przebiegł 10 km i żałowałem, że nie dałem z siebie więcej.
Kolejne podejście to początek września w Bydgoszczy, półmaraton Rock"n"Run i skrajnie różne warunki pogodowe. Na bydgoskich asfaltach w pełnym słońcu paliłem się jak skwarka na patelni. Od początku zaatakowałem stanowczo, co skończyło się potężną ścianą na 9-10 kilometrze. Dalej do mety biegłem już w postaci "zombie" mijając końcową linię bez zmysłów z czasem 1:58:43. Potem dwie godziny zdychałem leżąc jak kłoda na trawie Wyspy Młyńskiej. Na szczęście koncert dali Acid Drinkers przez co odzyskałem świadomość przed wieczorem.
Nadszedł w końcu październik i się ochłodziło. Zagościła w Polsce aura dla biegaczy. 19 dnia tego miesiąca setki biegaczy spotkały się na starcie II Półmaratonu Bydgoskiego. Pamiętając wcześniejsze doświadczenia zacząłem spokojnie, nawet bardzo spokojnie w tempie ponad 5:30 na kilometr. Na 10 kilometrze wylądowałem z czasem 54:02 zajmując 608 lokatę. Na 12 kilometrze doznałem dotąd obcego uczucia - niepohamowanej konieczności zdecydowanego przyspieszenia. Mój najszybszy kilometr tego półmaratonu to pokonany w czasie 4:31 kilometr ostatni :)
Najważniejsze, że się udało! Do samego finiszu pełen sił mknąłem niczym taran, wyprzedzając zmęczonych i strudzonych biegaczy z prędkością pociągu ekspresowego. Nadrobiłem 132 pozycje i z nowym rekordem życiowym 1:53:10 ukończyłem te fantastyczne zawody!
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu sojer (2014-11-12,22:25): Czasem jest tak, że nogi nie kręcą. Cokolwiek byś zrobił. I nie dziw się, że na Rock "n run Cię odcięło. Ja przeżyłem to tego samego dnia w Pile. Pogoda i brak nawodnienia przed startem załatwił mnie na 13 km.
Najważniejsze, że do trzech razy sztuka i że zmieściłeś się z tym w jednym sezonie :)
Gratuluję. paulo (2014-11-13,09:11): ja już z doświadczenia wiem, ze im chłodniej, tym lepiej dla jakiejkolwiek życiówki :) Gratuluję życiówki! thorunczyk (2014-11-13,11:41): Zawsze na biegi dłuższe niż 10 km biorę własne bidony z piciem, mieszczą razem 0,6-0,7 litra wody. Na Rock"n"Run piłem według planu, niestety po 8-9 kilometrze najpierw strzeliła kolka, później straciłem łączność z nogami, mimo, że zjadłem żel.
|