2014-10-08
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Po drugie: Nie będziesz stawiał innych biegów przede mną. (czytano: 1074 razy)
Przestawałem powoli panować nad przestrzenią i zamiast ją pokonywać stawałem się jej ofiarą. Krok za krokiem słabłem i z coraz większą niecierpliwością wypatrywałem kolejnej tabliczki z informacją o pokonanym dystansie. One jednak, nie wiem, może się przede mną chowały, ale z całą pewnością wyłaniały się coraz niechętniej. Start w tym maratonie był pomysłem poronionym, niedorzecznym, ale... moim, i skoro przekroczyłem już linię startu - nie było odwrotu.
Około dwudziestego trzeciego kilometra wyprzedziła mnie kilkuosobowa grupa doświadczonych biegaczy. Byli profesjonalistami. Musieli być! Trzymali rytm jak galernicy i pracowali całym zespołem, a że ja potrzebowałem wsparcia - wsiadłem im na plecy i osłonięty przed światem dreptałem w cieniu. Tak dobiegłem do końca drugiego okrążenia 31 Dębno Maratonu. Męczarnia!
Przy wbiegu do miasta moich towarzyszy uniosła fala energii wywołana okrzykami kibicujących mieszkańców i znów musiałem się zmierzyć z samotnością długodystansowca... To są właśnie te momenty, kiedy wystawiamy się na publiczny osąd, kiedy na forum prezentujemy własne ułomności i słabości... Ja jednak brnąłem. Mój bieg przypominał bardziej pełzanie, ale jeszcze mi jakoś szło.
Starałem się za wszelką cenę robić dobrą minę do nie do końca mojej gry. Udział w maratonie zaczynał żyć własnym życiem, w którym ja do powiedzenia miałem coraz mniej, albo przestawałem mieć głos w ogóle. Przypływały wprawdzie chwile, w których myślałem, że kryzys minął, ale były to szydercze i pełne cynizmu żarty losu. Przebiegając przez Dębno prężyłem się zatem jak paw, bo gdzieś pomiędzy kibicami stał kumpel wyposażony w kamerę i uwieczniał chwile mojej chwały... Po biegu okazało się, że zbyt słabo naciskał przycisk pauzy i nagranie trwało ponad cztery godziny, ze skromnym mym minutowym zaledwie udziałem. Reszta to bruk i stopy przechodniów. A, przepraszam, nagrał się jeszcze pokaz sprawności policyjnego psa i lądowanie helikoptera, wszak w Dębnie maraton świętuje mundurówka.
Mógłbym szukać usprawiedliwienia dla tak słabego startu, żałować, że naraziłem się na ból czy pośmiewisko.
Mógłbym argumentować, że to przez nieregularne treningi, zmianę diety, słabe pojęcie o taktyce maratońskiego biegu, a w zasadzie brak nawet wyobrażenia, że coś takiego istnieje.
Mógłbym.
Kiedy na swój sposób przygotowywałem się do pisania tego bloga zrobiłem mały research i wygrzebałem wyniki swoich biegów maratońskich. Nie wymagało to wiele zachodu, bo wszystkie dane znajdują się w zakładce "wyniki" na MaratonachPolskich.pl i... byłem się bardzo zaskoczyłem. Poważnie. Moje własne wyobrażenie o osiąganych razultatach w poważny sposób odbiegało od czasów wpisanych w tabele wyników. Przez chwilę przestałem nawet rozpoznawać się w lustrze, ale dotarło do mnie, że to czerpanie przyjemności z monotonnego przekładania nóg zawsze mną kierowało, a nie współzawodnictwo.
Nigdy nie wybierałem dróg na skróty - jak tłumaczę sobie korzystanie z pomocy trenerów i stosowanie specjalnie opracowanych planów treningowych. Nie osądzam w żadnym wypadku osób, które taką typowo sportową formę biegania wybrały. Nie. Wielu wspaniałych i szybkich biegaczy to moi świetni przyjaciele. Przed radość z dobrego wyniku przedkładam jednak tę z samego procesu biegania, bo to dla mnie proces twórczy oraz fakt, że do swojego stylu biegania doszedłem własną ścieżką kierowany zwierzęcym instynktem. Nie będę też ukrywał, że marzy mi się dołączenie do grona biegaczy, którzy maraton ukończyli w czasie krótszym niż trzy godziny, co wiąże się z wprowadzeniem do biegania usystematyzowanej formy treningu. Jednak zaraz, kiedy cel osiągnę wrócę do mojego dreptania.
Maraton w Dębnie to dla mnie wciąż prawdziwe wyzwanie i pomimo poniżenia, które sam sobie zafundowałem wróciłem tam po roku, żeby zaliczyć jeszcze większy dół, a że z natury jestem przekorny wrócę tam kolejne "razy". Nie dałem pokonać się większym wyzwaniom i teraz też dam radę. Dobre bieganie nie wymaga sprężystości młodych mięśni tylko dojrzałości umysłu, więc w bieganiu wszystko jeszcze przede mną...
W realizacji planu czterdziestu maratonów do czterdziestych urodzin nie ustaję, choć dopiero od dwóch tygodni mam możliwość czerpania radości z regularnego biegania, ale za to w jakich warunkach!!! Wyniosłem się z miasta i treningi zaczynam już za progiem domu. Nie prowadzę dziennika. Jeszcze nie, ale niebawem będę musiał takowy poczynić. Póki co wentyluję płuca, dotleniam mięśnie i zrzucam wagę. Miałem ambitny plan startu w maratonie w Toruniu 26 października, ale to za wielkie wyzwanie i powrót na trasę zacznę połówką w Bydgoszczy tydzień wcześniej.
Tęsknię za swoją zeszłoroczną kondycją... bardzo.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |