2014-05-14
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Półmaraton w Bawarii (czytano: 594 razy)
Półmaraton w Bawarii
Do Monachium polecieliśmy całą ekipą, służbowo, na targi IFAT. Wyjazd niezwykle wyczerpujący, konieczna była pobudka w Warszawie o godz. 4 rano a następnie przelot do Monachium i praca na halach targowych przez całą dniówkę. Po targach mieliśmy dodatkowo zorganizowany wieczór bawarski w monachijskiej restauracji Augustin Keller. Impreza była głośna, przytłaczająca w zatłoczonej sali z jodłowaniem, jako motywem przewodnim. Na szczęście Niemcy są dość skrupulatni i wieczór skończył się planowo ok. godz. 22.30. Kolejny punkt programu to transfer do hotelu, zatem w konsekwencji dotarliśmy na miejsce ok. godz. 23. Niezwłocznie położyłem się spać i kolejne sześć godzin minęło podczas snu.
Rano obudziłem się o godzinie 5.36, byłem już zregenerowany i gotowy do podjęcia biegowego wyzwania w postaci półmaratonu dookoła jeziora Tagernsee. Jeziorko położone jest kilkadziesiąt kilometrów na południe od Monachium, w sąsiedztwie granicy niemiecko-austriackiej. Ciekawostkę dla biegaczy stanowi na pewno długość linii brzegowej, która liczy nieco ponad 21 km. Trafiła mi się doskonała okazja do zaliczenia kolejnego półmaratonu.
Bieg rozpocząłem wolniutkim tempem, niebo było zachmurzone i lekko padało. Temperatura ok. 8 st. C, czyli warunki dobre. Ludzi jak na lekarstwo, trasa wokół jeziora nie była jednolita, linia brzegowa zagospodarowana na różne sposoby: te bardzie sprzyjające bieganiu: brukowane i asfaltowe alejki, promenady, ścieżki szutrowe i gruntowe, drewniane mostki a także te mniej sprzyjające, jak wygrodzone ośrodki żeglarskie czy ruchliwe fragmenty dróg z asfaltowymi alejkami biegnącymi wzdłuż. po ok. 5 km spotkałem jednego biegacza, właściwie to mnie wyprzedził niezbyt sympatyczny Niemiec w moim wieku, Biegł szybciej, ale po kilku kilometrach skręcił w stronę domostw. Później mijałem jeszcze ok. 5 biegaczy, raczej wyciszeni i zamknięci w sobie, ledwie odpowiadali na pozdrowienie. Jako ciekawostkę, spotkałem też człowieka praktykującego Tai-Chi.
Biegnąc mijałem bardzo atrakcyjne obiekty, piękne duże ośrodki wypoczynkowe, wystawne domy i pensjonaty, alejki kwiatowe, ławeczki, promenady, zadbane żywopłoty, urocze małe miasteczka, wokół jeziora majaczyły alpejskie szczyty, wspinały się one na wysokość ok. 2000 m, na co wskazywał zalegający w najwyższych partiach śnieg.
Trasa była różnorodna i miejscami pofałdowana. Zbocza gór w tych partiach spotykały się z jeziorem.
W miarę przebiegu okrążenia systematycznie starałem się zwiększać tempo, aż osiągnąłem ok. 4:50 min/km. Powoli zamykałem okrążenie, deszczyk cały czas padał a ja zadowolony i zmęczony wracałem do hotelu.
Jak się okazało później, najbardziej rozrywkowa grupka mojej ekipy zakończyła imprezę tuż przed moim biegiem. Pewnie gdyby wiedzieli, dołączyliby do mnie
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |