2014-05-12
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Plan Rzeźnik (czytano: 644 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: https://www.youtube.com/watch?v=NwDhrgccaB4
Sporo czasu minęło od startu w Orlen Warsaw Maraton. Niestety plan na pokonanie bariery 3:30 nadal pozostaje w celach po stronie: do zrobienia. Popełniłam sporo błędów na trasie czego skutkiem był uzyskany wynik: 03:31:41. Nierówne tempo, brak możliwości kontroli prędkości - pożyczony zegarek odmówił posłuszeństwa, bieg pod tempo brata i Marcina towarzyszących mi na trasie...:/ Podsumowując: 1. Źle pobiegłam. 2.Koniecznie muszę zaopatrzyć się i biegać z zegarkiem z GPS-em. Całkiem zabawne ale do tej pory trenowałam wspierając się: stoperem, pulsometrem i... aplikacją na telefon endomondo:P Wyćwiczyłam w ten sposób do perfekcji zdolność określania pokonanego kilometrażu... na oko:P Ale czas najwyższy przestać się wygłupiać;) Nie jestem dumna z tego startu. Bieg ten sporo jednak mnie nauczył. Porażki zawsze dodają mi motywacji, jestem świadoma swoich błędów, wyciągnęłam wnioski... Pozostaje unikać ich w przyszłości:)
Zastanawiam się nad kolejnym Maratonem. Jednak plany te odkładam na razie w czasie. Teraz chce skupić się na innym wyzwaniu i przygotowaniach pod mój pierwszy start w biegu górskim – Rzeźniku. Zdecydowanie wolę bieganie w terenie od asfaltu, sprawia mi to większą przyjemność od ulicznego deptania kilometrów. Trenując częściej wybieram drogi gdzie więcej drzew, zieleni niż asfaltu. A już połączenie biegania i gór, brzmi dla mnie całkiem jak szczęście...:)
O startach w biegach trailowych zaczęłam myśleć po pierwszym maratonie. W zeszłym roku w ekipie Night Runners poznałam Piotra Oleszaka, który ma już w nogach kilka biegów górskich na dystansie ultra. Piotrek nie chcąc przygotowywać się samotnie pod zaplanowany na 2013 start na 100 km B7D w Krynicy, organizował przy okazji treningi dla zielonych z NR. Po kilku wypadach na Dziewiczą Górę w Czerwonaku (bo tam trenowaliśmy) utwierdziłam się w przekonaniu, że trail to coś dla mnie. Do wspólnego startu w Rzeźniku namówił mnie Marcin Jurga, którego również poznałam w Night Runners. Przebiegliśmy razem swój debiut maratoński w Krakowie, kończąc z wynikiem niewiele różniącym się od siebie. Obecnie do Marcina sporo mi brakuje bo od zeszłego roku zrobił ogromny postęp. Ma za sobą również start powyżej 50 kilometrów, czym ja pochwalić się nie mogę.
Wspólne treningi rozpoczęliśmy w listopadzie. Zgodnie stwierdziliśmy, że nawet jeśli nie uda się zapisać na Bieszczady, spróbujemy swoich sił w innym starcie tego typu. Na Rzeźnik uparliśmy się ze względu na.. Bieszczady i nietypową formułę biegu. Bieg w parach należy do trudniejszych. A wszystko co mniej łatwe jest jakoś hmmm fajniejsze. Zapisy na bieg zaczęły się 12 stycznia o 15:00. Miałam wówczas biegać w biegu charytatywnym z okazji WOŚP, a próbować zapisać miał Nas Marcin. Złożyło się jednak tak, że rozchorowałam się tego dnia i również wyczekiwałam przed komputerem na godzinę zero. O 15:04 udało mi się wejść na stronę z formularzem zapisów i zarejestrować drużynę. Po 12 minutach od uruchomienia zapisów osiągnięto limit uczestników...:). Najważniejsze: byliśmy na liście!
Niestety obecnie miałam ponad dwutygodniowy przestój w moich treningach:/ Tydzień po maratoński zaplanowałam odpocząć by wznowić treningi wraz z ostatnim tygodniem kwietnia. Biegałam dla przyjemności, chciałam odetchnąć od reżimu treningu maratońskiego, nie rejestrowałam czasów ani kilometrażu. Po raz drugi po maratonie odpoczywałam w ten sposób. W ramach kolejnego tygodnia wybrałam się z Marcinem Jurgą i Eweliną Matułą w Karkonosze. Czułam się wyśmienicie, biegało się świetnie, ale zmęczenie mięśni po maratonie uczyniło je mniej stabilnym... Szczególnie na zbiegach czułam, że nie zdążyłam zregenerować się w 100%. Na większych prędkościach brakowało mi znajomego luzu w nogach... Prawdopodobnie też dlatego wykręciłam sobie kostkę. Zbiegając ze Śnieżki w kierunku przełęczy Okraj, zapobiegając większemu urazowi, zbyt mocno napięłam mięśnie łydki. I bam... Dodam, że byliśmy wówczas w połowie zakładanej trasy. W sumie nabiegaliśmy ok. 37 kilometrów. Noga nie napuchła, ból szybko minął więc po krótkiej pauzie postanowiłam biec dalej.
W wyniku urazu zafundowałam sobie dodatkową, przymusową dwutygodniową przerwę w treningu:/. Po tygodniu niebiegania wybrałam się do Sławka Marszałka, który wystawił diagnozę. Szczęście w nieszczęściu skończyło się na przeciążeniu mięśni przy strzałkowych i lekkim zapaleniu mięśni z czego wynikał dokuczliwy ból stopy uniemożliwiający trening. Po trzech dniach od wizyty, według zaleceń wybrałam się pobiegać. Było lepiej, jednak nadal czułam pewien dyskomfort, dlatego zdecydowałam odpuścić bieganie w weekend. Po wczorajszym treningu nie ma śladu po wcześniejszym bólu z czego ogromnie się cieszę. Najwyższy czas wracać:) Nie zastanawiam się nad tym jak pauza wpłynęła na moją kondycję. Kontuzje chodzą po ludziach. Cieszę się, że nie było to nic poważnego.
Od tego tygodnia w przygotowaniach towarzyszyć będzie Nam Paweł Grzonka. Liczę, że pomoże nam określić wspólny cel, ponieważ nadal nie udało się nam go ustalić..:) Skłamałabym gdybym napisała, że jedziemy biegać w Bieszczady dla rekreacji. Każdy start to wyzwanie i również tam mam zamiar dać z siebie wszystko. Zależy mi jednak bardzo by zapamiętać ten bieg jak najlepiej. Najważniejsze jest go ukończyć. Być może będzie to jakiś nowy początek w moim bieganiu...?
Nie pozostaje nic innego jak wziąć się do pracy. Marzenia same się nie spełnią:).
Autor zablokował możliwość komentowania swojego Bloga |