2014-02-26
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Plan wykonany (czytano: 712 razy)
W końcu mogę napisać, że wykonałem założony plan. A nawet dwa plany. Pierwszy to przynajmniej podwojenie w lutym styczniowego, żenującego kilometrażu treningowego. Wprawdzie do 180 km brakuje mi jeszcze 10, ale na pewno jutro je dobiegam z małym naddatkiem. Czyli prawie udało mi się wrócić do swojego średniego miesięcznego przebiegu. I mam nadzieję, że w marcu w końcu pierwszy raz od dawien dawna przekroczę 200 km.
Drugi wykonany plan, to przebiegnięcie prawie półmaratonu, czyli Panewnickiego Biegu Dzika w średnim tempie 5:40. Po tym, co wyprawiałem ostatnio, wcale nie byłem taki pewien, czy uda mi się osiągnąć ten, przecież w sumie niezbyt wygórowany, wynik. Poszło jednak dobrze, dużo łatwiej niż się spodziewałem, i nawet z małym bonusem czasowym. Po pierwszym wolnym kilometrze – a to z powodu dużego tłoku na wąskich leśnych ścieżkach (chyba znowu padł rekord frekwencji na Dziku), kolejne pokonywałem jakbym miał niemal tempomat w nogach. Wg Endomondo najwolniejszy kilometr zrobiłem w 5:46, a większość pozostałych nieco szybciej od 5:40, nie licząc ostatniego, finiszowego, na którym udało mi się przyspieszyć do 5:09. Cieszy mnie zarówno to równe tempo w czasie całego biegu, jak i to, że miałem jeszcze trochę sił na koniec. Czyli moje „maratońskie” tempo w końcu znowu stało się dla mnie osiągalne. Przynajmniej na połowę krótszym dystansie – bo na razie przebiegnięcia w nim 42 km nie jestem jeszcze w stanie sobie wyobrazić.
Broni jednak nie składam, tym bardziej, że cały czas ciągle bardzo chce mi się biegać i czuję, że niemal z każdym treningiem robię jakiś postęp. W poniedziałek, dzień po Dziku, wyszedłem sobie na spokojne rozbieganie, ale jakoś tak mnie zaczęło roznosić, że przedostatni kilometr zrobiłem poniżej 5 minut. Dziś natomiast, podobnie jak tydzień temu, po 5 km rozgrzewki robiłem podbiegi – 8 razy po ok. 150 m. Starałem się, aby każdy kolejny był szybszy od poprzedniego. Z dokładnym pomiarem czasu miałem jednak niestety problemy, bo mój Garmin robi mi ostatnio głupie numery, i coraz częściej sam się wyłącza bez żadnego powodu. Wyczytałem w Internecie, że to objaw wewnętrznego zabrudzenia, zardzewiałych styków itp. Aby to naprawić, trzeba „nieotwieralnego” Garmina 305 otworzyć i ładnie oczyścić. Sam boję się do tego zabierać, bo nie mam do takich rzeczy kompletnie talentu, więc muszę poszukać jakiegoś fachowca. Może ktoś, kto czyta te słowa, zna takiego specjalistę?
W najbliższą sobotę kolejny sprawdzian, tym razem znowu bardziej szybkościowy – 6 km na Crossie Mysłowickim. Mam nadzieję, że pójdzie lepiej niż półtora tygodnia temu na kilometr krótszym dystansie. Jedyny problem jest taki, że nie wiem, czy zdążę na ten bieg z pracy. Bardzo bym chciał, ale gdyby się nie udało, to zrobię sobie tego dnia podobny szybki trening w przydomowym lesie. A w niedzielę lub poniedziałek coś dłuższego – przynajmniej pólmaraton. Bo różnorodności treningów pilnuję ostatnio bardzo mocno.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu DamianSz (2014-02-26,20:01): Powodzenia. O kłopotach z garminem lepiej napisz do Garmina. paulo (2014-02-27,08:47): bieganie ok 200 km miesiecznie dla nas aktywnych zawodowo to bardzo dobry wynik. Gratuluję wytrwałości! creas (2014-02-27,10:07): Damian, do Garmina właśnie napisałem. Ale ponieważ zegarek jest już po gwarancji to obawiam się, że naprawa w oficjalnym serwisie może być nieopłacalna. Poczekam jednak na to, co powiedzą, zanim sprobuję innych sposobów. creas (2014-02-27,10:09): Paulo - staram się, jak mogę. Na szczęście mam dość nieregularny czas pracy, dzięki czemu udaje mi się wykroić chwilkę na trening. No i mieszkam pod samym lasem, więc nie tracę czasu na dojazdy :) Katan (2014-02-27,10:12): Wielkie gratulacje i trzymam kciuki za 200 km w Marcu creas (2014-02-27,10:17): Tomek, dzięki! Jak publicznie o tym napisałem, to będę miał teraz większą motywację, aby dotrzymać słowa :)
|