2014-01-27
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Crossfit dla biegacza (czytano: 6681 razy)
Crossfit dla biegacza.
My biegacze, zatraceni w naszej miłości do biegania czasami zapominamy o wszystkim, co nie ma nic wspólnego z nogami. Począwszy od pełnego podziwu pięknych długich nóg modelek, a skończywszy na swoich własnych, wybieganych i zmęczonych. Jednak nogi to nie wszystko, mamy jeszcze ręce, brzuch, klatę i wiele innych umięśnionych części ciała. Traktujemy je jako balast przeszkadzający nam szybciej biegać, jednak to jest zgubne myślenie. Zawodowi biegacze muszą brać pod uwagę muskulaturę całego ciała, zwłaszcza na długich dystansach jednak my amatorzy musimy po pierwsze żyć.
Jestem jednym z zatraceńców bezgranicznie zapatrzonym na własne nogi. Regularna kontrola wagi, masakryczne treningi biegowe doprowadziły do tego, że zapomniałem o całej reszcie ciała, tej zbędnej podczas biegu. Kiedyś pielęgnowana klata przestała uwypuklać moją bawełnianą koszulkę, triceps, z którego byłem nad wyraz dumny rozpłynął się na ścieżkach biegowych, siła rwania, wyciskania, podciągania zamieniła się na długość kroku i rosnącą wydolność. W życiu takie zatracenie również zaczęło być zauważalne, kiedyś, w sumie to dość dawno temu, zrobienie 1000 pompek nie było zadaniem niewykonalnym, a teraz 100 w 10 seriach to wyczyn. Dwie zgrzewki wody mineralnej zaniesione na 4 piętro i to na wyprostowanych rękach, to świetna zabawa, tak było, a teraz oczywiście doniosę, nawet bez zadyszki, ale z rękami przy ziemi i trzęsącymi się jak galareta. Co tu dużo mówić, jestem szybszy, ale zdecydowanie słabszy ogólnie.
Próbowałem to zmienić na kilka sposobów. Najpierw siłownia. Wykupiłem karnet, zaliczyłem kilka treningów, nabawiłem się zakwasów, nadwyrężyłem sobie bark i na tym się skończyło. Ćwiczenia na gumach, serwowane w domu tez umarły śmiercią naturalną. Od czasu do czasu zrobiłem parę ćwiczeń, ale były to tylko incydenty.
Szukałem, szukałem, aż znalazłem. Najpierw zaciekawiła mnie sama nazwa. „Cross” to są moje ulubione treningi, zapuścić się gdzieś w nie znane tereny, pobiegać po bezdrożach, ubłocić się po czubek głowy, po prostu bajka, jednak wyczuwałem, że tym razem nie o to chodzi. Potem druga część nazwy „fit”, no tu chyba wszystko jasne, być fit to być jak James Bond, ale coś mi tu pachniało również fitnesem, takim na sali z muzyczką i zgrabnie poruszanymi pośladkami. To już nie dla mnie, męskie pośladki rytmicznie poruszane na sali jakoś do mnie nie przemawiają. No cóż, pozostaje dr Google, wpisuje w wyszukiwarce ową nazwę „crossfit” i co widzę, „ćwiczenia mające za zadanie poprawę wytrzymałości siłowej wszystkich partii mięśni, szybkości i wydolności. Przeznaczone są jako trening uzupełniający dla osób uprawiających sporty wydolnościowe, takich jak biegacze, kolarze, pływacy itp.” To mi wystarczyło, wiedziałem, że jest to dokładnie to, czego szukam. Miałem szczęście, w Gliwicach otwierali akurat boks crossfitowy. Znalazłem informacje na jego temat, mieli akurat akcję promocyjną na karnety. Zanim go zakupiłem dwa dni oglądałem filmiki związane z ćwiczeniami crossfitowymi, czytałem recenzje na temat wpływu tej aktywności na poszczególne układy naszego ciała. Nie znalazłem niczego, co mogłoby wywoływać jakiś niepokój. Poszedłem więc na spotkanie z przedstawicielami Crossfit Gliwice (http://www.crossfit-gliwice.pl) i po krótkiej rozmowie zapadła decyzja, biorę to – proszę zapakować.
Od tej pory czekałem na swój pierwszy crossfitowy trening. Po małych problemach z otwarciem, nastała w końcu ta chwila, aby skonsumować owoc wynikły z naszej rocznej umowy, bo na taką się zdecydowałem.
Wchodzę na sale i widzę, że nic specjalnego tu nie ma, żadnych wymyślnych urządzeń, atlasów, kosmicznych dźwigni. Wszystko proste, jakaś klatka ze stali, kilka drewnianych skrzyń, bieżnia, wioślarz, trochę ciężarków.
- Ciekawe czy potrafią tu zmęczyć maratończyka – pomyślałem.
No i oczywiście w jaki sposób. Sylwetki trenerów były zdecydowanie w stronę fit, oj bardzo fit. Martwiłem się problemem związanym z nabraniem masy, nie chce być napompowany, gdyż moją największa miłością jest bieganie. Jednak jeden z instruktorów wyprowadził mnie z błędu, informując, że ćwiczenia crossfitowe nie są równoznaczne z nabraniem masy mięśniowej. Mięśnie mogę mieć, ale wcale nie musze, to zależy głównie od treningu. Na pewno poprawi mi się siła, szybkość i wydolność. A więc lecimy z treningiem.
Mała rozgrzewka w grupie, jak za starych dobrych czasów, kiedy to trenowałem Judo. Wszystko w ostrym tempie, jedno ćwiczenie po drugim. Skoki, pompki, podciągania wydawały się nigdy nie kończyć. Wszystko bez żadnego obciążenia, liczyła się tylko dynamika i tempo. Ufff, koledzy padają jeden po drugim, ja też mam już dość, a tu dopiero 20 minut minęło. Krótki odpoczynek pozwolił mi szybko dojść do siebie, kilka oddechów i znów jak nowy, jednak ręce jakoś takie miękkie się zrobiły, klata również jakby nabrzmiała i zaczęła przeszkadzać pod koszulką. Kolejne ćwiczenia wykonywaliśmy już na zombi, robiłem coś, ale nie wiem co i ile razy.
- To jakaś rzeźnia – pomyślałem znowu.
Wniosek był prosty, crossfit potrafi zmęczyć maratończyka, nawet bardzo. Nie potrzeba do tego żadnych specyficznych i skomplikowanych urządzeń, najważniejsza jest praca w grupie na wysokich obrotach.
Chciałem otrzeć spływający pot z czoła, jednak nie potrafiłem podnieść rak do góry. Skóra z obu dłoni została gdzieś na drążku, siły mnie opuściły zupełnie jednak pojawiło się coś, co już doskonale znam. Po zakończonym treningu poczułem tą sama radość, którą czuje zawsze po przekroczeniu linii mety. Wiedziałem, że jestem zmęczony, wiedziałem również czego potrzebuje moje zaniedbane ciało. Crossfit jest szyty na miarę, to każdy z nas sam decyduje jak się zmęczyć. Progres w wykonywaniu ćwiczeń jest spory, zaczynając nie potrafiłem się podciągnąć a teraz już robię to po 10 razy w serii.
Zakwasy po początkowej fazie są zakwasami do kwadratu, pierwsze dni graniczyły wręcz z kalectwem, nie potrafiłem umyć bez bólu zębów, nie goliłem się przez 10 dni, bo nie dałem rady, ale byłem szczęśliwy, że znalazłem swój słaby punkt, pozostało go tylko wzmocnić.
Ćwiczenia crossfitowe oparte są głównie na ciężarze własnego ciała, nie gardzą również sztangą, jednak wykonywane są w sposób zupełnie indywidualny (skalowanie). Jednostki treningowe nazywane są WOD-ami (workout of the Day). Każdy trening oparty jest na trzech filarach, siłowy, gimnastyczny i aerobowy. Dlatego idealnie komponuje się z naszymi biegowymi treningami, zresztą sam bieg jak i pływanie są jego elementami . Poszczególne ćwiczenia wykonywane są w sposób dynamiczny i wielokrotny. Mamy również znaną w bieganiu zdrową rywalizacje, to ona działa motywująco do szybszego i mocniejszego wykonywania poszczególnych zadań. Rywalizacja polega na wykonaniu WOD-a w jak najkrótszym czasie lub jak największą liczbę razy. Stojący obok kolega jest Twoim wyznacznikiem i rywalem zarazem, którego chcesz pokonać a na koniec już po wszystkim przybijesz z nim piątkę. Spotkania w boksie crossfitowym mają niepowtarzalną atmosferę, tą samą, jaką mamy podczas zawodów biegowych, każdy ukończony trening jest małym zwycięstwem, każda porażka jest obnażaniem naszych słabości, które chcemy poprawić.
Pozostaje na chwile obecną pytanie, jaki to przyniesie wpływ podczas wiosennego maratonu.
Prognozuje, że nie może być źle. Regularnie kontroluje swój organizm, wyznaczone już przez lata tętno kontrolne poprawiło się o 15%, tzn. wygląda na to, że wydolność jest większa. Po zakończonym treningu spadek tętna również wskazuje na wysoki stopień wytrenowania. Start kontrolny na 10 km dał wynik zbliżony do rekordu życiowego co na tym etapie budowania formy jest wręcz doskonałe. Jest jednak jeden skutek uboczny, wzrost wagi. Na chwile obecną nie mam jeszcze sposobu, aby sobie z tym poradzić. Wygląda na to, że wzrost wagi jest tylko okresowy i utrzymuje się do 3-4 dni po treningu crossfitowym, potem zaczyna gwałtownie spadać. W okresie przygotowawczym do sezonu większa waga nie przeszkadza, jednak przed maratonem muszę się nad tym bardziej skupić.
Kolejnym pozytywnym zaskoczeniem jest fakt, iż w ostatnim okresie moje treningi są zdecydowanie lepsze, mam na myśli te biegowe. Na próżno poszukuję w dzienniczku biegowym historycznych odpowiedników, po prostu nigdy wcześniej nie biegałem tak szybko w poszczególnych zakresach. Nie ukrywam, że zmęczenie mięśniowe jest odczuwalne, przeszkadza głównie podczas długiego wybiegania, dystans powyżej 25 km jest w pewnym sensie walką o przetrwanie, jednak regeneracja przebiega jakby szybciej i na drugi dzień jestem zawsze gotowy do kolejnego treningu, tego crossfitowego lub biegowego.
Jeżeli zastanawiacie się nad tym co wybrać jako trening uzupełniający, polecam crossfit. Należy jednak podczas tej aktywności zwracać szczególną uwagę na obciążenia stawów, niektóre zadania należy odpowiednio skalować w czym pomagają wykwalifikowani instruktorzy. Niejednokrotnie po latach biegania nasze mięśnie są bardzo słabe i nie jesteśmy w stanie wykonać ich pod obciążeniem, dlatego skalujemy je lub rezygnujemy. Ponieważ każdy trening jest inny, możemy sami sobie wybrać te, które nie wymagają pracy z ciężarami a główna praca polega na szybkości i dynamice. Tak samo jak w bieganiu, również w crossficie należy kierować się zdrowym rozsądkiem. Dobrze jest, jeżeli wiemy co robimy i jaki to może mieć wpływ na nasz organizm w przyszłości. Tylko uwaga, crossfit uzależnia i może się okazać po jakimś czasie, że owy romans, który miał być na krótki okres, przerodzi się w stały i gorący związek.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu snipster (2014-01-28,08:55): zajebiaszcze ;) kiedyś chodziłem na Kettlebell workout, a na Crossfita przymierzam się spory kawałek czasu. Niestety jak pisałeś... okres startowy, czy ciężki przygotowawczy jest trochę nie po drodze z takimi zabawami i czasem żal ich sobie odmawiać, albo minimalizować ;) Olbrycht (2014-01-28,09:05): Witam!Też całkiem niedawno,,odkryłem"dla siebie tą formę ruchu i staram się ukierunkować pod kątem biegania.Dużo ćwiczeń na pełnej intensywności(,,ogólnorozwojówek"),sprintów,400,600,czy 800 metrów z przerwą minutową,a po niej skipy,podskoki,pompki,czy(uwielbiam)skakanka!Cały trening nie trwa nawet 20 minut,ale odkąd wprowadziłem elementy Crossfitu do treningu poprawiłem wynik na,,dyszkę" o prawie minutę,a kilometraż,,uciął"się przecież!;)Czasem istota tkwi nie w ilości,a w jakości,czy intensywności.Ćwiczenia typowo kulturystyczne biegaczom mogą nie służyć(wiem,trenowałem kiedyś)),ale crossfit jak najbardziej,bo w ciekawy sposób ćwiczymy siłę i ogólną sprawność,dość jednak potrzebną.Pozdrawiam...;)
benek88 (2014-01-28,09:29): również polecam zwłaszcza teraz gdzie zima nie odpuszcza. dla tych mniej zmotywowanych by wychodzić na mróz cross fit to świetny substytut. po półtorej miesiąca 2x w tyg czuje się dużo silniejszy i ogólnie sprawniejszy, a przede wszystkim nogi biegają a nie człapią, a w boksie w Toruniu mawiają że nogi są najważniejsze;) Andante78 (2014-01-28,11:11): Michał, świetny artykuł, gratulacje, bardzo dobrze się czyta. Generalnie podzielam tezy zawarte w Twoim wpisie - wiadomo, dobry biegacz, to biegacz kompletny, czyli dbający o wszystkie partie mięśniowe, bo wtedy łatwiej po prostu uniknąć kontuzji. Jestem jednak zwolennikiem ćwiczeń własnym ciałem, ale we własnym że tak powiem zakresie. Pompki, podciąganie, brzuszki i co najważniejsze SYSTEMATYKA I REGULARNOŚĆ w ich wykonywaniu to warunek konieczny i niezbędny element okołobiegowego treningu, a przy ambitnych celach biegowych (np. ultra) motywacji nie brakuje. Jestem przekonany, że tak w bieganiu jak i w tego typu ćwiczeniach trzeba sobie dobrać taką intensywność, żeby móc trzymać ją przez całe życie. W końcu chodzi o to, żeby być sprawniejszym, a nie bujać się od kontuzji do kontuzji.
Przyjdź w końcu w środę na biegowy trening z trenerami z FC 24 ja Orlika na Jasną (18.00), to się sprawdzisz ;). Do zobaczenia! michal71 (2014-01-28,16:45): Dobrze wiedzieć, że nie tylko ja doznałem tej przyjemności i zmęczyłem się inaczej niż biegiem. Moja przygoda z crossfitem się zaczyna, wraz z narastaniem doświadczenia będę dzielił się w kolejnych częściach progresem. Po maratonie wszystko będzie jasne, na razie czeka mnie dwumiesięczny trening przed połówka w Wawie a potem już tylko 2 tygodniowa regeneracja prze Łodzią. Andante, wybacz, ale środa o 18 wykracza poza moje możliwości. Piotr Fitek (2014-02-03,09:06): bardzo przydatny tekst, dziękuję, poleciłem go dalej :)
|