2013-08-08
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| MISTRZOSTWO ŚWIATA (czytano: 1583 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: http://kblupus.pl/wordpress/
Start w V Maratonie Karkonoskim zaplanowałem w dniu kiedy dowiedziałem się ze równocześnie będą odbywać się Mistrzostwa Świata w długodystansowym biegu górskim. W dniu zapisów w napięciu siedziałem przed komputerem trzymając palec na myszce gotowy do kliknięcia. Wiedziałem że liczba miejsc jest ograniczona i nie chciałem przegapić takiej okazji. Wziąć udział w mistrzostwach świata i opowiedzieć o tym kiedyś wnukom – bezcenne.
To miał być jeden z najważniejszych startów w tym roku. Nigdy wcześniej nie startowałem w maratonie górskim dlatego postanowiłem zdobyć niezbędne doświadczenie biorąc udział w Chojnik Maratonie (http://www.chojnikmaraton.pl/) oraz Maratonie Gór Stołowych.
Do Szklarskiej Poręby wybrałem się tym razem z kolegą. Żonie na ten weekend dałem dyspensę biegową. Nie musząc dbać o kwaterunek dla rodziny mogłem wreszcie się przespać jak CZŁOWIEK czyli w aucie. Pobudka o 7, słonko już zaczyna grzać a na parking pod Szrenicą zjeżdżaj kolejni zawodnicy. Przed 8 melduję się w biurze zawodów oddaję worek depozytem i zaczynam leciutką rozgrzewkę. Czuję już atmosferę święta no i mam okazję dreptać wokół jeziorka przy wyciągu w towarzystwie reprezentantów Włoch, RPA, Australii, USA i jeszcze kilku innych państw. W drodze na start robię sobie zdjęcie z misiem... , z niedźwiedziem ...... znaczy z Markiem Niedzwiedzkim to specjalnie dla mamy. 8:28 stoję na starcie, na plecach camelbak z litrem izotoniku i pięć żeli w kieszeniach. Patrze na szczyt góry i lekko nogi mi się uginają na myśl ze tam mam wbiec. Przecież to jest kawał drogi, stromo jak jasny gwint, a wcześniej trzeba dobiec jeszcze pod Śnieżkę. Moje dylematy przerywa wystrzał startera. No to lecimy.
Zaczynam spokojnie wiedząc że najbliższe 6 km to ciągły bieg pod górę. Wyprzedza mnie sporo osób ale robię swoje, bo dystans i pogoda nie wybaczą błędów. Słońce już pali więc część biegaczy szuka skrawków cienia na szlaku wiedząc, że od Schroniska Pod Łabskim Szczytem będzie „patelnia”. Na kilku bardziej stromych odcinkach maszeruję, ale generalnie biegnie mi się naprawdę super. Przed pierwszym punktem łykam żelki i popijam go kilkoma kubkami wody oraz izotoniku. Mijam Śnieżne Kotły zerkam w dół a tam stawik, chętnie bym skoczył w tą chłodną wodę. Zaczynam zbieg po kamienistej ścieżce. Wzorem Daniela (http://danekchojnacki.blogspot.com/) daje się ponieść nogą i pędzę na złamanie karku w dół wyprzedzając sporo zawodników. Następnie po kamieniach w górę i znowu w dół i w górę i ponownie w dół wreszcie pojawia się droga asfaltowa, więc zaraz kolejny punktu żywieniowy. Znów to samo żel, izotonik, woda do ust i sporo na głowę i kark. Teraz zaczyna się ostatni stromy podbieg przed Śnieżką choć do niej jeszcze 8 km. Trzymam tempo nie podpalam się wystarczy ze robi to słońce. Gdzieś na wysokości Wielkiego Stawu mija mnie Mitija Kosovlej a zaraz za nim pędzi Ionut Zinca, chłopaki pewnie czują mój oddech na plecach dlatego lecą na złamanie karku. Nim dobrnąłem do schroniska pod Śnieżką minąłem Marcina Świerca, Piotrka Hercoga, Daniela Chojnackiego i jeszcze 145 innych biegaczy uciekających przede mną. Przy Domku Śląskim powtórka żel, izotonik woda i jazda z powrotem teraz już z „górki”. Droga powrotna to prawie to samo z tym że w przeciwnym kierunku ale prawie robi wielką różnicę, więc jest trochę więcej bólu, żaru z nieba, brak wiatru i znów Stawy które kuszą kąpielą. W drodze powrotnej mijam Krzyska Wajerowskiego (klubowy kolega - kblupus.pl) jest tylko 20 min za mną a to przecież jego 7 maraton górski w tym roku. Raz ja wyprzedam kogoś raz ktoś mnie. Często zmieniam się pozycjami z tymi samymi zawodnikami wygląda to tak jakbyśmy biegli przywiązani niewidzialną gumką. Jeszcze kilkaset metrów w dół uciekam po kamieniach przed jakąś zawodniczką i jestem przy Schronisku Odrodzenie. Na punkcie znana procedura żel izotonik woda. Pytam się jeszcze ile do mety,nie mam GPSa, mówią 9 km wiem że kłamią. Krzyczę tylko dziękuję i lecę te 11,5 km. Zaraz potem wpadam na drogę krótki zbieg i ciężkie podejście, słońce wciąż pali asfalt chce stopić podeszwy butów, nic mi się już nie chce, pojawiają się pierwsze skurcze, zaczyna się kryzys. Jakiś dobry człowiek nabiera ze strumienia wodę do butelki i polew mi głowę. Smutno drepczę w górę za plecami słyszę zbliżających się zawodników, tracę wywalczona pozycję. Na zbiegach zmuszam swoje ciało do żwawszych ruchów w końcu wycieńczony docieram do stacji przekaźnikowej przy Śnieżnych Kotłach gdzie na punkcie spędzam sporo czasu. Wolontariusze już nie kubkami, a butlami polewają moją głowę. Łapczywie pije izitonik oraz wodę. Tego mi było potrzeba. Odbudowałem się, ruszyłem biegiem w stronę Szrenicy, ktoś za plecami rzucił: Jeszcze tylko 3 km. Kłamał. Wiedziałem ze prawie 5. Ten odcinek dobrze znałem 2 tygodnie temu pokonałem go 4 razy. Dogoniłem paru zawodników, powoli podszedłem pod Trzy Świnki i ruszyłem „galopem” na metę. Słysze już głos spikera: „nr 10,8 Piotr Bąk, KB Lupus z Oleśnicy, Tuż przed metą zaatakował mnie jakiś golas w sandałach z talerzem naleśników w jednej ręce i z piwem w drugiej. Krzyczał coś „Dajesz Dajesz” podniosłem głowę spojrzałem otępiałym wzrokiem to był Daniel. Zebrałem się w sobie i zacząłem uciekać przed naleśnikami nie wiem czy Danek wiedział ale po maratonie który zorganizował została mi straszna trauma do tego dania. I wreszcie META. Yes, yes, yes 4:57:07 mistrzostwo świata.
Zawody wygrał podobno Matija Kosovelij ale gdyby nie 562 zawodników z którymi mógł rywalizować tytułu by nie zdobył. Bez nas nie było by Mistrza Świata, dlatego każdy uczestnik V Maratonu Karkonoskiego ma swój udział w jego sukcesie i każdy z nas jest MISTRZEM ŚWIATA.
Od 03.08.2013 KB LUPUS OLEŚNICA ma już dwóch MISTRZÓW ŚWIATA.
Na kolejnych czekamy.
Piotrek Bąk
KB LUPUS OLEŚNICA
kblupus.pl
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |