2013-06-17
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| taki finisz dwa razy się nie zdarza... (czytano: 1531 razy)
Zdarza się, że wybieram się na bieganie na trasę, którą już biegłam wcześniej albo powtarza się tylko jej fragment ... że biegnę w jakąś stronę i niby wiem czego się spodziewać... jednak nigdy nie jest tak samo. Za każdym razem wiatr wieje z innej strony, są inne emocje i za każdym razem inaczej nogi niosą.
Nie boję się startu w zawodach... bo tam się przecież tylko biega. A ja biegać potrafię :) "ćwiczę" całe tygodnie i miesiące, by na takich występach było mi jak najprzyjemniej i jak najlżej :) ...więc kolejne zawody nie robią już na mnie wrażenia. Za to za serce chwytają mnie wspomnienia. W Grodzisku byłam 3ci raz, pierwszy kibicowałam w 2011 obserwując wszystko z tej drugiej strony barierki, w 2012 już było mi lżej bo mogłam biec... [i wiem, że bieganie jest łatwiejsze niż kibicowanie...]. Grodzisk ... tam chyba nigdy nie będzie padał deszcz na zawodach... Uwielbiam to miasto... kiedy nam jadę mam wrażenie, że wszyscy tak na mnie czekają... tego dnia jest święto biegania i to widać w każdym zakątku miasta... [szczególnie po biegu – bo biegacze ... zauważyłam to nie rzadko bałaganiarze, wszędzie zostawiają śmieci... często nie sprzątają po sobie... ale to temat na osobny wątek ...]
Ostatnio na treningi kilka razy założyłam pas do pomiaru tętna. Tak z ciekawości... żeby sprawdzić co tam u mnie słychać... czy może coś zmieniło się przez rok... Zmieniło się. Tętno maksymalne spadło, jestem w stanie lekko i w miarę szybko truchtać na niskim tętnie... na interwałach max wartość to 181 [tu już jestem zagotowana] , na wybieganiach dobrze czuję się od 140 do 150 ... i nawet nie liczyłam ile to jest procentowo... po prostu tak sobie obserwuję...
Kiedy wybieram się do Grodziska spodziewam się upału, wspaniałej atmosfery i fajnego biegania. I tak też było tym razem. Czułam się dobrze... więc postanowiłam pobiec w tempie mojej życióweczki na 15 km w marcu, czyli 4"41... nie miałam wielkiego parcia na wynik ale jak by się udało... to by było miło :)... i tego dnia też z ciekawości założyłam pas na tętno...
Pierwsze kilometry jak zwykle są najlżejsze ale ja lubię je mniej, bo to takie mało ciekawe... ja lubię walczyć a dla mnie walka w półmaratonie zaczyna po 10 km... wtedy zaczynam oczekiwać na 12sty i 13sty - to zawsze dla mnie przełom... i tak też było tym razem... na 10 km przypomniałam sobie słowa Artiego... że radzi mi spróbować biegać na tętno... że to może dużo zmienić ... i nadszedł taki dzień, który wszystko zmienił... przez ok. 9 km garmin pokazywał tętno ok. 170... natomiast na 10 km tętno zaczęło rosnąć ... kiedy zbliżyło się do 180...
fot. nie wiem kto [nie ja]
...postanowiłam wyluzować, nie trzymać tak sztywno tempa, dać sobie odpocząć, obniżyć tętno... no to przez ten czas się dożywiłam, zwolniłam o ok. 10-12-15 sek na km... i tak cały 11 km, 12, 13 i początek 14stego ... odpoczywałam, tętno spadło i zaczęłam delikatnie przyspieszać, kontrolując oddech... i
... i na końcu 14stego km ujrzałam w oddali sylwetkę w pomarańczowej oczojebnej koszulce i takich samych opaskach kompresyjnych ... i widzę jak zamiata równo bioderkami i jak te nóżki pracują i jak łopatki, ramiona pracują... no i przypomniałam sobie rozmowę Pitera z Kusym... "ten kto goni Monię, marnie kończy!" Monia podobno potrafi "zajechać" człowieka na końcu. W tej samej chwili powstał plan: nie będę jej gonić, będę sobie po prostu równo biegła :) i... biegłam biegłam, równo... a on była coraz bliżej. Niestety słabła... i zrobiło mi się jej żal... bo Monia to raczej wymiata... a nie słabnie tam etapie... zaczął się 16sty km... w głowie wciąż słowa Kusego ... nie wolno gonić Moni...
... no ale ja jej przecież nie gonię... podbiegnę i będę się trzymać na ogonie... 17 km... przestało być nudno :) zaczęliśmy wbiegać znów do miasta... i nagle sobie przypomniałam o tętnie... ok. 170, 173, 175 i tak się bujało... więc teraz już nie było po co się oszczędzać... na końcu 18 km byłam 2 m za Monią... po cichutku krzyknęłam cieniutkim głosikiem: "poczekajcie na mnie"... kątem oka zerknęła za siebie... usunęła się na bok i zrobiła miejsce dla mnie... Nie miałam zamiaru jej wyprzedzać... Finisz z Monią ... smakuje lepiej niż piwo na mecie :) Wiem jak się czuje człowiek, który słabnie i jest wyprzedzany ... to trudne, dołujące i rzadko pomaga... a jak dogoniła ją taka ofiara jak ja... masakra... musiało jej się strasznie źle biec... uprzejmie poinformowałam ją, że nie zamierzam jej zostawić :) że od teraz to biegniemy razem aż do mety :) całe 3 piękne km :) biec z Monią ramię w ramię... to naprawdę fajna sprawa... bo ona biegnie ładnie, równo i się stara... nie narzeka, nie jęczy tylko biegnie. Obu nam było ciężko, obie byłyśmy zmęczone i nas obydwie zweryfikowała pogoda... z każdym kolejnym kilometrem cieszyłam się, że pozwoliłam sobie wcześniej na odpoczynek, że mam siłę na finisz i że do mety jest już tak blisko :)
Wiedziałam, że jeśli tylko utrzymam tempo do końca będzie życiówka... po 20 km nogi chodziły nieco szybciej, szybciej, coraz szybciej... ale kiedy zobaczyłyśmy tabliczkę z numerem 21... bez słów przyspieszyłyśmy – ten fragment najbardziej lubię... radość z mety! Radość zwycięstwa! A radość była wielka bo pokonałyśmy kryzys, nie dałyśmy się "położyć" upalnej pogodzie i obie szczęśliwie dotarłyśmy na metę... bo nie wszystkim było to dane...
Cieszę się bo mój eksperyment biegania na tętno zakończył się powodzeniem :) jest życiówka 1:41:20 a to oznacza, że jestem w dobrej kondycji... że nie biegłam w trupa i w takich warunkach... [no... pogoda nie rozpieszczała] ... można robić życiówki z głową. Mnie cieszy jeszcze jedno: że nie jestem zachłanna, że znam siebie na tyle, że potrafię znaleźć umiar, że wciąż, nadal i mam nadzieję będzie tak zawsze mam z tego ogromny fun...
fot. Benia
A finisz z Monią... mam nadzieję, że się już nigdy nie powtórzy... że od tej pory będę oglądać z daleka jej plecy :)
I niby wiedziałam już jak wygląda trasa w Grodzisku, że dwie pętle, że płaska i dużo kibiców... [wszystko to było... cudownie jak zawsze... ] ale nigdy nie będę w stanie przewidzieć tego, co wydarzy się na trasie...
tot. Benia
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Namorek (2013-06-17,23:36): Twoje max tętno to około 185 - 190 .
Czyli biegłaś połówkę w zakresie : 92 % - 95 % tętna maksymalnego . Uwaga - możesz zajechać organizm . Przerost komory serca . Migotanie przedsionków . Zawał a nawet śmierć na trasie (patrz ostatni maraton w Poznaniu)
A szkoda by było tak dobrej i sympatycznej biegaczki . Pozdrawiam .
Proponuję również echo serca i EKG wysiłkowe - koniecznie !
Przy tak intensywnych startach i treningach . michu77 (2013-06-18,08:17): Namorek ... a skąd wiesz jakie max. tętno ma koleżanka? Wzory nie sprawdzają się w każdym przypadku... gerappa Poznań (2013-06-18,08:25): bardzo mi jest przyjemnie jak się ktoś o mnie troszczy ... ale jak się rozczula ... to już mniej :) moje tętno max na wielu [mocnych] treningach, mierzonych różnymi sprzętami osiągnęło 239 i 241 ale to były ekstremalne przypadki... z reguły bywało ok 220 ... to mój max ... wiem, szalone ... dlatego przestałam biegać z paskiem bo mnie wytrącał z równowagi... zaufałam sobie, nauczyłam się słuchać własnego oddechu i... nie jest źle... badania robiłam mam serce jak dzwon! dbam o suplementy i o zbilansowaną, zdrową dietę. Nie biegam na przeciwbólowych ani na polopirynie... jak wielu potrafi... przy tych 180 byłam zagotowana ale nie umierająca... miałam jeszcze zapas i dlatego wyluzowałam tylko troszeczkę... spokojnie... jak wiecie... potrafię w odpowiednim momencie zejść z trasy, przystopować, odpuścić... bieganie ma być zdrowe - tego się trzymam. A Tobie Namorek dziękuję za polecenie laremidu! paulo (2013-06-18,08:40): Gratuluję. Chyba dokonałaś czegoś niezwykłego, przy takiej temperaturze i przy tulu tragediach... Musisz być chyba niesamowita... Jeszcze raz uznanie! Truskawa (2013-06-18,08:45): Agnieszka, ogromne gratulacje. Fantastyczny wynik. I do tego jeszcze w taką pogodę. :) pau (2013-06-18,10:18): Od jakiegoś czasu mam zamiar wrócić do biegania z pulsometrem, aczkolwiek zawsze przed treningiem stwierdzam, że jednak nie chce mi się brać tego paska ze sobą, a czasem po prostu o nim zapominam. :) Ale ten wpis mnie wystarczająco zmotywował, żeby następnym razem na pewno pobiec z pulsometrem. xD I gratuluję świetnego wyniku, w dodatku w upale. papaja (2013-06-18,11:24): Ależ Ty masz formę, dziewczyno! Gratulacje! shadoke (2013-06-18,14:04): Po prostu wymiatasz:) dario_7 (2013-06-18,15:45): Jak potrenujesz trochę z paskiem, to szybko nauczysz się wyczuwać, czy musisz nieco zwolnić podczas wyścigu na zawodach, czy też możesz przyśpieszyć. Ja bynajmniej tak miałem np. na Orlen Maratonie, kiedy biegłem z Jarkiem, który nieznacznie po połówce przyśpieszył (jakieś 5 sekund zaledwie). Dobrze poczułem wtedy te 5 sekund i po małym "odpoczynku", na niewielkim zwolnieniu, znów mogłem przyśpieszyć. Jak widać bieganie to nie tylko przebieranie kopytkami ;))) Wielkie gratki Aga!!! Pokazałaś, że jak się jest dobrze przygotowaną, to żadna pogoda niestraszna :))) Namorek (2013-06-18,19:30): Tętno max 240 !!! Miernik nadaje się do sprawdzenia . Wyobrazasz sobie ze miałaś 4 uderzenia serca na sekundę ! Rozczulanie ? Powiedz to żonie i dzieciom biegacza który odszedł podczas MP w pozdzierniku :-) gerappa Poznań (2013-06-18,22:03): Namorek... wszyscy dobrze wiemy, że nie wszyscy początkujący biegacze biegają "z głową". np Biegacz z maratonu w Poznaniu 2012 ... założył się... miernik został zamieniony... ale to specjalnie nie zmieniło mojego tętna... wiesz... ja jestem nerwus... spoczynkowe mam wysokie... bez picia kawy daję radę całe miesiące... spokojnie, będę pamiętać twoje słowa bardzo długo. I to miło, że się troszczysz :) dziękuję. Namorek (2013-06-18,23:20): :-))) Namorek (2013-06-18,23:21): :-))) jacdzi (2013-06-19,06:56): Jestes "zakrecona" i baaardzo szybka, ale uwazaj na siebie, nie przesadz, zdrowie jest tylko jedno. tdrapella (2013-06-19,08:34): Fajne sa te wasze zdjecia. Gratuluje pieknego finiszu. Razem zawsze fajniej. Co do tetna. Kazdy z nas jest inny. Moja zona na lekkim truchtaniu ma tetno srednie wyzsze od mojego maksymalnego. Tetna powyzej 200 sa u nie bardzo czeste, maksymalnego nigdy nie sprawdzala, bo nie miala ochoty sie doprowadzac do takiego stanu. Za to cisnienie ma czasem rzedu 80/50. I zyje i ma sie dobrze :) gerappa Poznań (2013-06-19,08:37): no właśnie... jestem niskociśnieniowcem... mam zwykle 90/50 lub 80/45 - to u mnie norma... fatalnie się czuję jak mam 110/80 lub tym podobne... więc każdy z nas jest inny...
|