2013-05-30
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| 3. dzień rajdu rowerowego na Litwę (czytano: 426 razy)
Wróciłem by w końcu coś napisać o naszym wyjeździe rowerowym do Trok na Litwie. Naszym wyjeździe, czyli moim i moich trzech kumpli z KM AKTYWNI Sochaczew - Arturem Kazimierskim, Damianem Smusem i Jakubem Aksamitem... Często na tego ostatniego bardzo narzekam, ale to z czystej sympatii do tego chłopaka. Kuba to człowiek, który zdecydował o wyjeździe dzień przed startem. Może i postanowił, że z nami pojedzie dużo wcześniej, ale wszystko załatwiał dzień przed. Jedyne co załatwił sobie wcześniej to kolano na jednym z maratonów, na których startował na kilka tygodni przed Trokami... Kolano mocno poturbowane, a mimo to trzymał się świetnie, chociaż często krzyczał z bólu...
Trzeci dzień naszej wyprawy w przeciwieństwie do dnia drugiego był pełen nieoczekiwanych zwrotów akcji. Już godzina pobudki mogła zaskoczyć. O ile drugiego dnia wstaliśmy bardzo późno, a na trasę ruszyliśmy grubo po 12, o tyle w czwartek 9 maja wstaliśmy chwile po 6. Dość sprawnie spakowaliśmy bagaże, zjedliśmy śniadanie i chwilę po 7 byliśmy znowu na trasie. Ruszyliśmy bardzo spokojnie, tempo nie przekraczało 18km/h. Takie utrzymywało się przez całą Puszczę Biebrzańską. Po drodze udało nam się wejść na duży drewniany punkt widokowy... Ja z Arturem bardzo męczyliśmy się tym tempem i w końcu uciekliśmy chłopakom, odskakując ich na kilkanaście minut, dopiero pewien strumień zachęcił nas do zejścia z rowerów. Moczenie stóp było świetne, a woda lodowata, na szczęście miałem ze sobą w sakwach resztki w wczorajszej kolacji, piwo Łomża:) idealne, moczenie stóp i piwko, lepiej nie można trafić:)
W międzyczasie dojechali również Kuba i Damian. Damian pojechał robić zakupy, a Kuba dołączył do nas...
Muszę się w tej chwili do czegoś przyznać: Minęły 3 tygodnie od dnia, który teraz opisuję i niestety nie pamiętam szczegółów, nazw miejscowości, itp.
Wracam do pisania.
Po moczeniu stóp i nie tylko:P również zrobiliśmy zakupy, mieliśmy już przejechane 45km i celem na ten dzień było przekroczenie granicy. Wstaliśmy rano, mieliśmy dużo siły, wielkie aspiracje, Kuba też się całkiem trzymał więc wszystko było realne, to że jeszcze w czwartek będziemy nocować na litewskiej ziemi również. Jak się później okazało trzeba było przełknąć ślinę i nocować tam gdzie to w ogóle możliwe. Jak pisałem na samym początku, czwartek był dniem pełnym niespodzianek. Na trasie do Augustowa w miejscowości Dolistowo (jedna z nielicznych miejscowości, których nazwę udało mi się zapamiętać) chcieliśmy wykąpać się w jeziorze. Pamiętam, że zadzwonił do mnie wtedy Adrian Kowalski, człowiek, który miał jechać z nami do Trok, ale z własnych powodów zrezygnował. Zdałem raport z dotychczasowej trasy trzeciego dnia, mówiłem o planach na resztę dnia. Mieliśmy przed Augustowem skorzystać z balii, w których mieliśmy bawić się w jakuzzi. Niestety, najpierw okazało się, że jezioro było bardzo brudne i musieliśmy zrezygnować z kąpieli, a następnie sekundy po tym jak rozłączyłem się, Damianowi pękł łańcuch na podjeździe. I trzeba się cieszyć, że pękł mu w tej miejscowości. gdyby pękł kilka kilometrów dalej byłoby bardzo ciężko, mieliśmy do przejechania ponad 20km przez drogi wzdłuż rozlewisk, wszędzie mnóstwo ptaków, różnych, ale żadnego domu, punktu, gdzie moglibyśmy naprawić defekt. Na szczęście łańcuch rozsypał się w tej małej miejscowości. Dolistowo. Szybko znaleźliśmy pomocną dłoń. Pan Włodek, konserwator w szkole podstawowej, z uśmiechem na twarzy przyjął nas, pomógł naprawić łańcuch. Naprawa trwała ponad dwie godziny, później okazało się, że łańcuch został źle założony, kolejne 30 minut i w końcu można było ruszać. Pan Włodek życzył nam dobrej drogi i wypoczęci pognaliśmy dalej. Wypoczęci to fakt, ale nie wszyscy czyści. Damian i jego białe spodenki... eee... to znaczy one już nie były białe;)
Spokojnie przedostaliśmy się przez rozlewiska i pomału jechaliśmy do Augustowa. Po drodze z Damianem i Kubusiem rozpracowaliśmy 4 piwka na spółkę, Artur nam mocno odskoczył. Dopiero 15km dalej przy spożywczaku go znaleźliśmy. Kończył jeść. Zostawiliśmy rowery w stojakach i poszliśmy również coś przekąsić. Godzina odpoczynku to było dużo. Po akcji z łańcuchem straciliśmy bardzo dużo czasu, jak się zaraz okaże traciliśmy go dalej. Najpierw moje koło. Co się stało? "Chińska ósemka". Przednie koło wygięło mi się w esskę. Tył roweru był bardzo obciążony, sakwy,itp. Stojak bardzo niski i tak wąski, że ledwo wepchnąłem w niego oponę. A mogłem go gdzieś oprzeć. Damian niechcący lekko popchnął mój rower, ten się przewrócił, ale koło zostało na miejscu, jedynie mocno się zniekształciło. Co teraz robić? Kupić nową obręcz? Zabić Damiana i wziąć jego rower? Może zabrać Kubusiowi rower? W końcu jechał moim drugim sprzętem. Nic z tych rzeczy... Do Augustowa miałem 15km, nawet nie zamierzałem tam jechać po nową obręcz. Odkręciłem koło, włożyłem je ponownie do stojaka i ręcznie naprostowałem. Elastyczna stal bardzo mi w tym pomogła. Pięć minut i gotowe. Założyłem koło i ... i da się jechać. Nie ma co dłużej czekać, jedziemy dalej, już późno, a do granicy jeszcze 60km. Coraz mniej prawdopodobne byśmy ją przekroczyli tego dnia. Wracając do akcji z kołem. Wiecie co było najlepsze w całym tym zamieszaniu? Ani na chwilę nie straciłem dobrego uśmiechu, cały czas się śmiałem i żartowałem z tej sytuacji. W końcu to była nasza przygoda, a nie wyścig:)
Około 19 robiliśmy kółka po Augustowie, Artur pomylił trasę, jechaliśmy przez las, piaszczyste drogi nie pomagały. Mało tego kolejna akcja. Arturowi wkręcił się kawał kija w koło, pogięło mu błotnik z przodu, na szczęście dość szybko sobie z tym poradził. Kilka rund po ulicach miasta i w końcu nadkładając kilkanaście kilometrów opuściliśmy Augustów. Było już po 20, nie było sensu jechać dalej. Dotarliśmy do Gib, 15km od granicy z Litwą i zaczęliśmy szukać noclegu. Znaleźliśmy dość szybko. Pole namiotowe, nie najtańsze, ale szło wytrzymać. Jeszcze zanim rozstawiliśmy namioty zrobiliśmy zakupy. Zamiast piwka, postanowiliśmy wypić dobrego wina. Dużego wyboru nie było, w końcu wybraliśmy jakieś za 24zł. Półsłodkie, chorwackie. Drugie słodkie, gruzińskie:) Cytat ze sklepu: "Kuba, a Ty pijesz z nami wino?" chwila zastanowienia, w końcu takie długie, mocne "taaaaa" :) Kuba to dopiero smakosz;P
Postawiliśmy namioty, Artur rozpalił ognisko, naszykowaliśmy kije. Ja i Artur poszliśmy nad jezioro. Woda lodowata, ale czysta. Wszedłem do kolan i zmiękłem, szybko uciekłem. Na szczęście Artur powiedział, że się boję i nie wskoczę do wody. Nie musiał powtarzać dwa razy, ja chociaż nie umiem pływać to wody się nie boję. Krzyknąłem głośno i wskoczyłem. W wodzie krzyknąłem jeszcze raz. Szybko wyszedłem. Ale od razu wskoczyłem jeszcze raz. Wyszedłem. Artur został dłużej. Wytarłem się i biegiem wróciłem do bazy. Nic na siebie nie zakładałem. Dopiero wchodząc na teren pola namiotowego okryłem się ręcznikiem. Tego było mi trzeba. Orzeźwiłem się jak nigdy dotąd. Szybki prysznic i ognisko:) kiełbaski choć nie dopiekły się wystarczająco bardzo smakowały. A do kiełbaski oczywiście wino. Bez korkociąga daliśmy sobie radę, ale całość trwała nieco dłużej. Wino świetne, nim jednak zdążyliśmy skosztować Kuba już krzyczał "polewaj!". Nie ważne co on pije, wszystko wchodzi tak samo...
Sporo czasu posiedzieliśmy jeszcze przy ognisku, korzystając z ciepła, jakie daje, uciekając jednocześnie od komarów. Tematów nie brakowało. Późno w nocy poszliśmy spać. Litwa już na wyciągnięcie ręki, ale do Trok jeszcze 140km. Słaby ze mnie recenzent, dopiero teraz uświadomiłem sobie, że nie podałem dystansu, jaki przejechaliśmy w czwartek 9 maja... 154km. Kilka razy pomyliliśmy trasę, było kilka awarii. Trzeba przyznać, że to i tak nie najgorszy wynik:)Litwa czeka... My jednak już śpimy, komary chyba o nas zapomniały, to dobrze:) wino nas dzisiaj uniosło, ale czy jutro nas poniesie? To się okaże:)
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Przemes6 (2013-05-30,23:20): Kurcze.....fajna przygoda-jest i będzie co wspominać. Pozdrawiam Mistrzu ;) kejzim90 (2013-05-31,01:05): Dzięki:) zapraszam na inną przygodę. 16 czerwca spływ kajakowy:)
|