2007-11-18
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| (czytano: 148 razy)
Niedziela południe- urwałem się z zajęć na uczelni i powoli kończę różne rzeczy związane ze stroną. Za chwilę będą otwarte zapisy na półmaraton, zaczyna się ten sam młyn co przez poprzednie pół roku. Ludziom wydaje się że imprezę robi się sezonowo, a tak naprawdę to chyba więcej wysiłku wymaga robienie czegoś teraz. W marcu robi się już z rozpędu i trochę dlatego że nie ma już innego wyjścia- nie ma na kiedy przekładać różnych spraw. Inna sprawa ze wszystko co robi się teraz bardziej rzutuje na to co dzieje się na imprezie niż te wszystkie pozornie istotne sprawy załatwiane na ostatnią chwilę. Generalnie jeszcze dwa miesiące temu byłem przekonany że akurat w połowie listopada to będę miał luzy. A tutaj nic z tego.
Mam dziwne ochoty na przeróżne rzeczy do jedzenia, jak by , nie przymierzając był w ciąży- dramatycznie ciągnie mnie do tłustego. Nic dziwnego że jakoś tak troszkę mnie przybywa. I znowu będę miał rozstępy. Inna sprawa że jakiś czas temu miałem taka metodę że na zimę tyłem kilka kilo i na kilka tygodni przed ważnymi startami zrzucałem je. Daje to taki lekki nadmiar siły. Wiem że można biegać z dociążeniem, ale jakoś mi to mniej pasuje.
Po głowie chodzi mi cały czas kilka z nawyków (siedmiu). Ostatnio trzeci i stale siódmy. Trzeci to znaczy najpierw rób to co ważne a później to co pilne. Jakoś tak jest że mam nawyk ciągłego gaszenia pożarów, cały czas wychodzi na to że o czymś zapomniałem, że muszę coś nadganiać, że staram się robić nie to co rzutuje bardziej na moje przyszłe życie. Jestem w wieku w którym nie mam już za dużo czasu przed sobą. Takie życie to kiepski pomysł.
Siódmy nawyk, Ostrzenie piły to nawyk stałej samoodnowy- dbanie o siebie na wszystkich ważnych płaszczyznach. Jakoś tak jest że staję się coraz bardziej reaktywny, że mam za mało czasu na refleksje, że gubię czasem najważniejsze rzeczy. Szkoda.
A w bieganiu to jakoś ucieka mi gibkość. Dosłownie- strasznie sztywny się robię, ale głownie dlatego że wybiegając po treningu do pracy nie mam czasu żeby się ponaciągać a później jakoś się to rozmywa. Teraz zacząłem rozciągać się tak przy okazji- czekając na autobus, na to aż mi się zagotuje woda. Zobaczymy jaki będzie efekt.
Jak na razie to zaczynam bieganie pod nowy sezon. Wiem że należę do mniejszości, ale lubię takie listopadowe bieganie. Mimo że jest chłodno, depresyjnie i jakoś tak kiepsko. Lubię taki późnojesienny las. Jego niepowtarzalne zapachy, pustkę i szare ale mające w sobie coś kolory. Ciekawy jestem jak będzie mi się biegało w nowym miejscu- koło Milanówka.
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |