2013-04-21
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Biegowy dublet (czytano: 706 razy)
W tym roku startuje bardzo mało. Dotychczas mam zaliczony tylko jeden start, za to konkretny bo maraton w Barcelonie. Zwykle w kwietniu miałem na koncie udział w co najmniej trzech wyścigach, ale w tym roku obrałem inna taktykę wymuszoną częściową brakiem czasu i wolnych weekendów.
Nadszedł czas aby tę statystykę nieco poprawić i nareszcie się pościgać, bo szczerze mówiąc trochę się za tą rywalizacją stęskniłem. Postawiłem sobie ambitny plan bu pobiec w dwóch zawodach jednego dnia. Rano 10 km w ramach Orlen Warsaw Marathon, a wieczorem około 17 wyślig na 5 km na ostatniej zmianie sztafety maratońskiej Ekiden. Zapowiadało się to bardzo ciekawie. Już kiedyś biegałem w dwóch zawodach jednego dnia podczas Korporacyjnych Igrzysk w Budapeszcie, ale wtedy to była dyszka i 1500m. Wtedy było ok.
Do zawodów przygotowywałem się bardzo spokojnie. Upłynęło nie wiele czasu od maratonu więc wytrenowany byłem dobrze. Trzeba było tylko wypocząć i podtrzymywać w miarę możliwości resztki formy pozostałe po maratonie.
Nadszedł czas wyjazdu do Warszawy. Na zawody wybrałem się z Karoliną i naszym kibicem Dominikiem. Resztę biegaczy naszego TKKF-u mieliśmy spotkać dopiero na miejscu.
W tygodniu poprzedzającym starty nie czułem zbytnio mocy, więc byłem sceptycznie nastawiony co do wyników biegów. Postanowiłem pobiec ostrożnie, asekuracyjnie. W miasteczku maratońskim zjawiłem się półtorej godziny przed biegiem. Wszystko było perfekcyjnie przygotowane. Z racji tego, że jestem pracownikiem jednej ze spółek Orlenu dostałem zaproszenie do reprezentacji Orlenu. Dzięki temu miałem darmowy numer startowy, kurtkę reprezentacyjną i możliwość startu z sektora elity. To ostatnie podobało mi się najbardziej bo uczestników biegu było 10 tysięcy a szosa na starcie niezbyt szeroka. Poza tym mogłem z bliska zobaczyć Justynę Kowalczyk, Małysza i pogadać z dużo szybszymi ode mnie kolegami z biegowych tras.
Wystartowaliśmy o 9:40. Pierwszy kilometr przebiegłem swobodnie, bez spinania. Było sporo wyprzedzania bo trochę dałem się „zamknąć” na starcie. Dodatkowo ktoś mnie mocno podrapał. Miałem 5-centymetrową szramę na ramieniu. Pierwszy raz mi się coś takiego zdarzyło.
Zgodnie z wcześniej wymyśloną taktyką hamowałem się na pierwszych kilometrach. Było bardzo dużo biegaczy na bardzo wysokim poziomie, więc nareszcie nie musiałem biec samotnie. Brakowało mi tego na ostatnim maratonie w Barcelonie. Spokojnie pokonałem podbieg tamką na Stare Miasto, gdzie oderwałem się od grupy z którą biegłem od mostu Świętokrzyskiego. Czułem zapas prędkości, ale nie szarpałem starając się oszczędzać siły na dalszą część biegu. W ogóle nie widziałem oznaczeń kilometrów, więc czasu nie dało się kontrolować. Może to i lepiej bo przynajmniej nie traciłem czasu na gapienie się na zegarek no i nie przejmowałem się że biegnę za wolno czy za szybko.
To, że jednak biegnę szybko okazało się dopiero na macie na 5 kilometrze. Pokonałem połowę dystansu w 16 minut i 12 sekund. Jak na mnie to bardzo szybko. Jednak najtrudniejsze było dopiero przede mną. Zbiegliśmy na Wisłostradę i przez następne 2,5 kilometra zaczęła się walka z bardzo silnym przeciwnym wiatrem. Jestem przekonany, że gdyby wiało z zachodu to tego dnia miałbym szansę zawalczyć o rekord życiowy, a tak na tym odcinku straciłem sporo sekund i jeszcze więcej sił. Na ostatnim kilometrze stoczyłem jeszcze walkę z Kamilem Poczwardowskim, klubowym kolegą Arturem Kamińskim i elitą kobiet i niestety „zgrzali” mnie na ostatnich metrach. Osiągnąłem wynik 33:26 czyli 26 sekund słabszy od życiówki i zająłem 65 miejsce w klasyfikacji generalnej. Poziom był bardzo wysoki. Z wyniku jestem bardzo zadowolony, bo czas wydaje mi się bardzo dobry. Tym bardziej że po maratonach nigdy nie biegało mi się rewelacyjnie, a Tm razem wyszło całkiem nieźle.
Dodatkowo zdobyłem pierwsze miejsce w kategorii pracowników Orlenu i wygrałem spotkanie z Orlen Teamem.
Po biegu musiałem szybko odpoczywać bo zbliżał się czas następnego startu tego dnia. Wkrótce dołączyłem do pozostałych zawodników Płockiego TKKF-u walczących już od godziny 14 na trasie Ekidenu. Na rozgrzewce czułem się fatalnie. Nogi miałem jak z betonu, ale gdy już wystartowałem wtedy adrenalina zrobiła swoje i trochę luzu odzyskałem. Rozpędziłem się do prędkości 3:24/km i z taka prędkością przebiegłem całe 5 km. Uzyskałem wynik 17:02, a nasza sztafeta 3:05.38 i dało to nam 32 miejsce. Druga z naszych drużyn była odrobinę wolniejsza zajmując 60 miejsce z wynikiem 3:13.42. Było sympatycznie. Biegi sztafetowe mają swój niepowtarzalny klimat.
21 kwiecień był bardzo ciekawym intensywnie przeżytym dniem!
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora Krzysiek_biega (2013-05-12,22:12): Przemku mamy już maj, a Ty o kwietniu piszesz:), a tak w ogóle słyszałem że zdaje się zostałem wujkiem, zatem gratuluję:) Przemek_G (2013-05-12,22:26): Leżała relacja na papierze i jakoś się przepisać sama nie chciała na komputer:) A w życiu dzieje się sporo i czasu mało... Master Piernik (2013-05-12,22:48): Ważne ze napisał ;)
Mam nadzieję ze niebawem spotkamy się na zawodach, powodzenia !
|