2013-05-12
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| 30 cm ponad chodnikami. 2. Bieg 10km Szpot Swarzędz. (czytano: 254 razy)
Staje się już pewną tradycją to, jak wyglądają moje poranki w dniu startu. I nie jest to tradycja chlubna. Zasypiam, zapominam zapakować wszystkiego do plecaka lub (o zgrozo) okazuje się, że bateria w moich biegowych gadżetach jest rozładowana. Obiecałam sobie, pomna porannego stresu przed ostatnim poznańskim półmaratonem, że tym razem będze inaczej. Było? Hmmm, niecałkiem:)
2. Bieg 10km Szpot Swarzędz. Nie liczyłam na to, że będzie to udany bieg. Popełniłam bowiem jeden podstawowy błąd. Na dwa dni przed startem poszłam na siłownię oraz forsowny aerobik, których skutki odczuwam do teraz. Zakwasy, bo o nich mowa, mimo stosowania różnych zabiegów niestety nie ustąpiły i zwleczenie się dziś z łóżka już samo w sobie stanowiło wyzwanie. Cóż, człowiek uczy się błędach. Na dodatek podczas szybkiego pakowania okazało się, że bateria mojego Garmina umarła, a próby jej kilkuminutowej reanimacji przed samym wyjściem skończyły się tym, że spóźniłam się na tramwaj a sama bateria nawet nie drgnęła. Na szczęście u Eli i Macieja miałam jeszcze zapas około 20 minut, który stał się kluczowy dla zegarka:)
A sam bieg? Zaczęłam szybko. Za szybko. Między 2 a 3 km minęła mnie Ela i widząc tempo z jakim biegłam sama stwierdziła, że chyba biegnę za szybko. Oczywiście ja to wiedziałam i czułam:) Co rusz zerkałam na cyferki i monitorowałam swój czas. Zaskoczyło mnie jednak to, że biegło mi się bardzo dobrze. Jakbym sunęła 30cm ponad chodnikami. Nie mogłam nie wykorzystać takiej okazji. A więc biegłam i biegłam. Założenie optymistyczne było takie, aby nie pobiec gorzej od zeszłorocznego wyniku (a jednocześnie mojej życiówki) tj. 55:52:xx. Były oczywiście momenty gorsze (zjedzone za późno śniadanie dało o sobie znać-kolejny błąd) i lepsze. Na 9km zegarek wskazał 48:34:xx. Szybka kalkulacja w głowie: nawet jeśli pobiegnę ostatni kilometr w tempie 6min/km to i tak będzie to moja życiówka. Biegłam więc tak ten ostatni kilometr lekko i radośnie. Nie wierzyłam własnym oczom gdy przekraczałam linię mety a Garmin wskazywał 53:52:xx. Życiówka, życiówka, życiówka. Wynik lepszy o całe 2 minuty. Ja też potrafię biegać szybciej. Czasami, ale potrafię:)
Na koniec wielkie podziękowania dla Eli, bez której moje bieganie nie byłoby BIEGANIEM. Dzięki Eluś!
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora paulo (2013-05-13,08:33): Gratuluję Ago. Czyli okazuje się, że nie należy jakoś pesymistycznie sie nastawiać. bartus75 (2013-05-13,15:05): gratulacje .. nie lubię 10-ek a za dwa tygodnie znowu start :) Aga Es (2013-05-13,20:02): Paweł,ale to nie jest kwestia pesymistycznego nastawienia.Jeśli się mało biega (a tak właśnie ostatnimi czasy miałam) to nie można liczyć na życiówki. A jednak...:) Aga Es (2013-05-13,20:03): Też nie lubię 10tek Bartek,ale na półmaraton to raczej kondycyjnie nie jestem obecnie przygotowana;)Powodzenia! Marfackib (2013-05-15,11:55): Powrót w wielkim stylu. Gratulacje !!! U mnie niedziele 10 km na zawodach a wynik 6:35 gorszy od życiówki :-)))) Marfackib (2013-05-15,12:02): Aha... fajny wpis. Czytam początek a tu smęcenie, czarnowidztwo, myślę... pewnie tragedia na zawodach a na końcu happy end jak w dobrej komedii romantycznej :-)))) nastrój zdecydowanie mi się poprawił na plus. :-))) Aga Es (2013-05-15,13:15): BO napięcie trzeba budować Marku:)
|