2013-04-14
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Jak ja lubię Legionowo - 13.04.2013 (czytano: 419 razy)
Przełaje Legionowskie dla dla mnie impreza szczególna. Przyjeżdżam towarzysko, a wyjeżdżam z pucharkiem. I tak było 4 razy na 5 startów. Raz była wtopa organizatorów z dystansem i nie chciało mi się już walczyć, choć początkowo szłam na swój rekord trasy.
Przełaje są trzy razy w roku - wiosną, z końcem lata (Pożegnanie lata) i mikołajkowe. Zawsze na tej samej, leśnej trasie o długości 5.6 km (panowie robią dwie pętle czyli 11.2 km). Trasa nie jest jakoś specjalnie trudna - jedna górka, trochę piachu, większość po przyzwoitym leśnym dukcie.
W tym roku z uwagi na szczególnie dłuuuugą zimę, zamiast szybkiego wiosennego ścigania, mieliśmy zimę pod stopami i letnie słońce z góry. Efekt? Już po pierwszych 100m w roztopionym śniegu buty były mokre i przestaliśmy się zastanawiać czy obiec kolejną śniegową breję czy dawać przez środek. Środkiem!!! Pewnie, w miarę możliwości biegliśmy po suchym, gdzieś skrajem lasu, no i były też suche odcinki drogi. Mokre stopy zupełnie mi nie przeszkadzały, w pięknym, ciepłym słońcu nie czułam dyskomfortu termicznego, a świetne buty (Salomony speed cross) zapewniają dobre trzymanie stopy, nawet jak noga jest totalnie mokra.
Najgorzej wyglądał odcinek zaraz po starcie, który potem ponownie pokonywaliśmy wbiegając na metę. Szacun dla gościa, który skąpał się po kolana!!! próbując ambitnie biec drogą, a nie tak większość lasem. Hehehe, potem w drugą stronę już biegł lasem ;-)
Impreza kameralna i zasadniczo dobrze przygotowana. Pakiety w dwóch wariantach z koszulką (25zł) lub bez (15 zł). Dużo osób żałowało później rezygnacji z koszulki, gdyż była techniczna, a jej żarówiasty zółto-zielony kolor się podobał i stanowi miłą odmianę po większości białych koszulkach na innych zawodach. Również na jedzono nie było co narzekać - gulasz z kawałkami mięsa wielkości ziemniaka przypasował głównie panom, a dodatkowo był jeszcze makaronik.
Malkontenci będą narzekać na brak porządnej szatni i pryszniców po biegu. Trudno, to jest mały, tani bieg w lesie i to na krótkim dystansie. Bez przesady. Jak ktoś chce marudzić niech nie przyjeżdża. Ta sama ekipa startujących od dość dawna naprawdę nam wystarczy. Dla wielu z nas te zawody to głównie impreza towarzyska, gdzie bieg jest przerywnikiem w ploteczkach i omawianiu poważnych startów. Ale takie imprezy też są potrzebne. A dla paru "świeżynek" biegowych, takie kameralne zawody z atmosferą bardziej pikniku, niż poważnego ścigania to doskonała szansa na debiut bez stresu (opinia tegorocznej debiutantki).
Plusem było też w miarę sprawne przeprowadzenie dekoracji.
Nie udało mi się dogonić dziewczyny, którą od początku biegu miałam w zasięgu wzroku. Identycznie rozłożyłyśmy siły - na końcówce obie przyśpieszałyśmy, a na bajorku nie było szans na szaleńczy pościg. Tym sposobem na metę wpadłam 4 w open kobiet, co dało mi 3 lokatę w kategorii wiekowej.
Mimo tak trudnych warunków na trasie, do swojego rekordu trasy zabrakło chyba 4 sekund... odbiję sobie jesienią :-)
Taaa... o ile znów nie będę tydzień po maratonie. To już prawie norma, że Legionowskie przełaje biegam na zmęczeniu... a we wrześniu mogę być po B7D.
Hmmmm....Dwa tygodnie po pierwszej setce zrobiłam ówczesną życiówkę w maratonie (2011r. Maraton Pieszy w Kampinosie i Maraton w Poznaniu), historia lubi się powtarzać, to czemu nie miałoby się udać z B7D i Pożeganiem Lata w Legionowskich przełajach? ;-)))
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |