2013-03-03
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| dwie połówki (czytano: 420 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: http://www.youtube.com/watch?v=EHSYKNXl3fo
Dwie połówki, czyli dwa półmaratony w dwa weekendy.
W ubiegłą niedzielę udało mi się po baaardzo długiej przerwie pierwszy raz pokonać dystans półmaratonu. Wczoraj identyczną trasę jak w niedzielę pokonałam drugi raz. Dwie połówki, a zupełnie inny komfort biegu.
Niedziela, koniec lutego, odwilż (czy ta zima kiedyś się skończy...?). Biegło się w miarę dobrze. Śnieg amortyzował kroki. Gdzieniegdzie spore kałuże trzeba było omijać szerokim łukiem. Przez 2 godziny biegu w głowie dźwięczała mi pieśń, którą wcześniej słuchałam na niedzielnym nabożeństwie. Libera nos domine - w linku, jest jakaś taka podniosła i śpiewana właśnie w wielkim poście. Powtarzana i nucona spowodowała że zatraciłam się w jakimś mistycznym świecie duchowego przeżywania tego okresu.
Odwilż dała znać o sobie. Ze 2 razy bym się przewróciła, gdy pod śniegiem była woda i na nierówności stopa mi odjechała. A po 15 km woda chlupała w butach i przy każdym kroku wylewała się przez siateczkę w okolicach palców. Mimo tych trudności i czasu rzędu 2h i 16 minut byłam zadowolona z biegu.
Następnego dnia i nawet aż do środy pobolewały mnie czworogłowe mięśnie ud. Był to nawet dość przyjemny ból i tak naprawdę pierwszy w tym sezonie. Pierwszy w ogóle od 2-3 miesięcy gdy wróciłam do biegania. Przypuszczam nawet, że bolało raczej ze względu na te roztopy i trudne warunki niż na dystans. W każdym bądź razie - pierwsze koty za płoty.
A wczoraj...? Trasa ta sama, a jednak zupełnie inna. Po śniegu nie było już ani śladu. Gdzieniegdzie błocko, ale w większości ładnie wyschły leśne dukty. Największą niespodzianką było cudowne marcowe słoneczko :) Aż żal było biegać wśród drzew, z kolei na polu bardzo wiało by biegać na otwartej przestrzeni.
Znów w moim lesie byli "wojskowi". Ci sami co 2 tygodnie temu, tylko w mniejszej liczebności. I jak przebiegałam przez "obóz" to słyszałam: te, to nie jest ta mikołajowa co ostatnio? Ale nie odpowiadałam na zaczepki. Może gdybym nie wzięła ze sobą picia to bym się zatrzymała z nadzieją...
Właśnie picie. Zimą jest ten plus, że nawet jak się idzie na 10-15 km biegu to nie trzeba brać "flaszeczki". Wczoraj wybiegłam z domu i... się wróciłam. Po wodę. A i tak się potem okazało, że ubrałam się za ciepło. Jakoś też się nawet męczyłam pod koniec. Biłam się z myślami - 16km czy biec dalej? Generalnie moja trasa na 21 km to połączenie leśnej 16 i osiedlowej 6. Nie dobiegając do domu i skracając o 500 m krótszy dystans wychodzi idealne "oczko". Strasznie bolały mnie stopy i miałam wrażenie, że okolice palców całkowicie mi drętwieją. Nie wiem czy zużyły się buciki, czy po prostu źle wkładki włożyłam po suszeniu po odwilży. Nie ugięłam się i pokonałam półmaraton w czasie lepszym niż w niedzielę - o jakieś 10 minut. Końcówka w marnym stylu, ale jakoś przebierałam nogami. W końcu za 1,5 miesiąca Wiedeń...
A na zdjęciu - osiedlowa trasa :)
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora michu77 (2013-03-04,08:20): w zimie też się można odwodnić ;p ineczka16 (2013-03-15,19:49): Michał - z pewnością masz rację. Jednakże to odwodnienie będzie w mniejszym stopniu niż przy temperaturach powyżej +15 stopni C.
|