2013-02-16
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| pod ostrzałem... (czytano: 456 razy)
Tradycyjnie w sobotę pohasałam do lasu. Trasa identyczna jak tydzień temu, czyli 16km. Zastanawiałam się, czy nie zwiększyć dystansu, gdyż dobrze się czułam, ale stwierdziłam, że najwcześniej za tydzień, żeby zbytnio nie obciążać organizmu.
Co tydzień biegnę do mojego lasu i co tydzień inne niespodzianki. Tym razem znalazłam się na... celowniku! Ale od początku.
Wbiegam do lasu i biegnę do rozwidlenia dróg przy łące. A tam kątem oka widzę tłum ludzi ubranych w wojskowe skafandry moro. Nie zatrzymałam się jednak, tylko pobiegłam na moje pętelki po leśnych duktach. Gdy ponownie dobiegałam w okolice łąki, by skręcić w inne rejony lasu usłyszałam huk i zobaczyłam biały dym. Zapewne to było coś jak armatka - np. taka jak strzelają na różnych imprezach. Oho - coś się dzieje w moim lesie.
Łąka leśna nadal w dużej części zalana, więc znów kluczyłam równoległymi alejkami. Tam gdzie już nie było wody, to biegłam skrajem lasu. Patrzę - trzech "wojskowych" z karabinami stoi, klęczy, kuca itp. na łące i strzelają w drzewa. A ja biegnę tak, że zaraz znajdę się pod ostrzałem.
Myślę sobie - zawrócić? Zwolnić? Zatrzymać się? Ale po chwili mój mały zły duszek szepcze mi za uchem: To twój las, biegnij dalej tak jak teraz, zobaczymy co będzie. I tak też zrobiłam. Szczerze? Nie chciałam zwalniać, ani zatrzymywać się, bo w końcu złapałam TEN RYTM!
Już dawno tak dobrze mi się nie biegło. Sprężysty długi krok, mocne wybicie (kurczę, skąd ta siła?). Dziś było mi nawet mało...
Dobra, wracając do sytuacji w lesie i ostrzału. Dobrze, że ubrałam się na czerwono. Chłopaki z daleka mnie już widziały, ale czekały do ostatniej chwili. Krok za krokiem, zbliżam się, jestem coraz bliżej. Słyszę jak te ich karabiny strzelają... Ja nie zwalniam, a wręcz jak mam "publiczność" przyspieszam.
Strzelają i strzelają. Zaraz wbiegnę im w pole rażenia. Po chwili "wojskowi" orientują się, że ja się nie zatrzymam ani nie zawrócę. Podnoszą broń do góry i słyszę: CYWIL! CYWIL! Śmiać mi się trochę chciało. Normalnie czułam się jak intruz.
Gdy ominęłam pole bitwy skręciłam w kierunku... Eeeee zielonej kupy moro...? Wycelowany prawie we mnie karabin i lecą w drzewa po mojej prawicy kule. Nie zatrzymałam się - raz kozie śmierć.
Jako że byłam ubrana na jaskrawo, to widzieli mnie z daleka jak biegłam, ale pewnie nie myśleli że przebiegnę przez ich "bazę". Domyślam się, że Ci "żołnierze" byli już albo po, albo dopiero przed bitwą. Stali i obserwowali jak tamci strzelają (to było może przez łąkę jakieś 30-50 metrów?). A ten co strzelał w moim kierunku w drzewo, to pewnie sprawdzał broń lub się rozgrzewał.
No i wbiegam w tę kupę moro. Patrzy się na mnie z 50 par oczu. Przeważnie sami faceci, wyżsi ode mnie. Rozstąpili się, więc czułam się na tej łące jakbym biegła wśród drzew. Taki mały czerwony krasnoludek. A po chwili znalazłam się pod gradobiciem pytań:
- Mikołaj...
- Mikołaj?
- Mikołaj!
- Dzień dobry, dzień dobry, dzień dobry, dzień dobry...
- To żona Mikołaja...?!
- A co dostanę na Gwiazdkę?
itp. itd.
Jedyne na co się zdobyłam to głupkowaty uśmiech i może z 2x powiedziałam dzień dobry i pognałam dalej. A 50 par oczu gapiło się za mną. Dodam, że na głowie miałam część pakietu startowego z Torunia :)
Taka kolejna miła przygoda w moim małym lesie :)
A i spotkałam nawet biegacza. Powiedzieliśmy sobie dzień dobry i zapytałam: sam czy z kimś? Bo bieglibyśmy w tym samym kierunku. Ale niestety był z "patyczakiem" i biegał w te i z powrotem by towarzyszyć tamtej osobie.
A gdy już dobiegałam do domu i sznur samochodów nie pozwalał mi przebiec na drugą stronę ulicy, to jakiś kierowca który włączał się do ruchu pokazał mi dość miły gest ręką. Normalnie gest znany z pewnego portalu, na którym mnie nie ma ;P LUBIĘ TO! Lepsze takie coś niż trąbienie :)
Na dziś to już wszystko.
A na zdjęciu droga w kierunku mojego lasu :) na horyzoncie widać zarys drzew...
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora paulo (2013-02-17,11:11): fajnie mieć swoje lasy. Ja zakochałem się w Strzeszyńskim :) Namorek (2013-02-17,20:12): Oj gdyby trafili byłby problem - który upolował tak "smakowitą zwierzynę" - jeszcze by sie chłopaki pobili lub co gorsza ostrzelali ! :-))) ineczka16 (2013-02-21,15:43): Paweł - ja lubię także tereny nad Rusałką, tylko czasami szkoda mi czasu na jazdę przez cały Poznań. Mój las jest mi czasem już trochę mały, no i znam go jak własną kieszeń... ineczka16 (2013-02-21,15:44): Oj Roman, Roman - ty jak coś czasami wymyślisz to boki można zrywać ze śmiechu... Namorek (2013-02-22,08:42): Uśmiechnij się ! Życie jest naprawdę bardzo krótkie .
Szkoda czasu na dąsanie się . Ja bardzo często śmieję się sam z siebie . Powaga jest dobra ale tylko przed Sądem . ;-)
|