2013-01-07
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Dzik ... niekonecznie zły, choć dziki jest (czytano: 294 razy)
Kolejne dni nowego 2013 roku mijają. To już tydzień. A ja co? Ot, biegam sobie, jak bywało w starym roku. Przemierzam standardowe ścieżki i standardowe kilometry, ale zdarzają się i te niestandardowe. Dzisiaj np. ruszyłem w nieznane. Znowu zaryzykowałem i postanowiłem poszukać czegoś nowego, jakiś nowych ścieżek. No bo ile można biegać po tych samych, nawet jeśli są bardzo malownicze? A wierzcie mi, że są. Tak więc dzisiaj rano pobiegłem sobie nieco inaczej. Chciałem dokręcić do standardowych kilkunastu jeszcze kilka. Wszak coraz bliżej maratony, a przede wszystkim Rzeźnik, na który udało nam się (Jackowi i mi) zapisać. Ruszyłem rano, bo to dla mnie najlepsza pora na bieganie. I właściwie nie wiedziałem do końca, gdzie pobiegnę i ile kilometrów zrobię. Już w trakcie zaświtała mi idea: a może w końcu uda mi się obiegnąć nie dwa, a trzy jeziorka: Płotki, Jeleniowe i Bagienne (pilanie widzą, o które chodzi)? Plan piękny i możliwy do zrealizowania. Dwa pierwsze poszły szybko, łatwo i przyjemnie. W pewnym momencie ruszyłem w rejony dla mnie nieznane. Trochę się obawiałem, bo raz już się w lesie pogubiłem, ale co tam. Miałem ze sobą telefon z GPSem. Okazało się, że ponownie się przydał. Trasa była piękna, malownicza i … pachnąca dziką zwierzyną. Po raz pierwszy coś takiego przeżyłem. Widać, że te tereny są rzadko odwiedzane przez „zwierzynę” na dwóch nogach, że jest to królestwo tych czteronożnych. Tylko patrzeć, a zaraz zza drzewa wyskoczy jakiś jeleń albo stado dzików. I … wyskoczyły. Kilka pięknych dzików, jakieś roczniaki. Wokół ściółka była zryta, więc zapewne niechcący wpadłem do „dzikowej stołówki”. Dziki czmychnęły, z pewnością niezadowolone z moich odwiedzin, a ja trochę zawstydzony ruszyłem dalej. Dzięcioły tłukły w pnie drzew, kruki krążyły, a ja biegłem sobie. A biegło mi się bardzo przyjemnie. Tyle tylko, że … znowu się pogubiłem i tu właśnie przydał się niezawodny GPS. Szybko zlokalizowałem, gdzie właściwie się znajduję i ruszyłem dalej. Jeszcze kilka kilometrów i byłem „w domu”, czyli w okolicach gościńca Rębajło. Stamtąd to już tylko „rzut beretem”, jakieś 3 km i w domu. 20km wykręcone. Przygoda przeżyta. Na Rzeźnik zapisany i opłacony. Piękny poranek, piękny dzień, kolejny dzień z życia biegającego amatora. A jutro też jest dzień i jutro też sobie pobiegam … rano. A może znowu jakąś przygodę w lesie przeżyję. Kto wie?
Fotka: nasze pilskie "trzy jeziora"
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora michu77 (2013-01-07,22:16): Powodzenia zatem podczas Rzeźnika! Zapisy poszły błyskawicznie... Mijagi (2013-01-07,22:17): Michu, to był ... sprint. Teraz tylko biegać zostało ... jacdzi (2013-01-08,11:16): Fajnie ze udalo Ci sie zapisac na Rzeznika. A tereny masz takie ze nie da sie nie biegac.
|