2012-12-30
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Podsumowań czas.. (czytano: 656 razy)
Rok 2012 zaczął się pięknie… Na dobry początek 12 km w doborowym towarzystwie opalenickich biegaczy… Czy można chcieć czegoś więcej? ;) Pierwsza sobota stycznia – GP Poznania, 5km w błocie nad Rusałką… ale nie ma złej pogody, są tylko źle ubrani biegacze. Następnego dnia organizowany był charytatywny bieg z okazji WOŚP z Grodziska do Ptaszkowa (jakieś 5-6km). Ale my stwierdziliśmy, że najpierw pobiegniemy do Grodziska (10km), a potem z nimi dalej. W sumie tego dnia zrobiłam 25km. Dusza była uradowana, gorzej z ciałem, a dokładniej kolanami, które z dnia na dzień słabły coraz bardziej. Doszło do tego, że kulałam, początkowo na prawe, a potem i na prawe i na lewe. Upadałam pod ciężarem swego ciała nie mając czucia w nogach. Przerażały mnie wielostopniowe schody w szkole. Sam fakt tego, że codziennie musiałam do niej chodzić, 2 km tam i 2 z powrotem. Codziennie szukałam okazji i dzwoniłam do znajomych, czy ktoś może mnie zawieźć, bo nie dojdę. Byłam wykluczona z biegania na 2 miesiące.
Ale nie zrezygnowałam z ruchu. Podczas mojej biegowej nieobecności, zrobiłam Aerobiczną 6 Weidera, która przyniosła dość niezłe, jak na moją systematyczność, efekty. Starałam się w miarę możliwości ruszać się jak najwięcej, ale… nogi odmawiały posłuszeństwa. W akcie desperacji napisałam bloga, który pojawił się na str. głównej MP i naszła mnie fala wiadomości od osób próbujących pomóc, doradzających i wspierających. Przekonałam się wtedy, jaką wspaniałą grupą są biegacze… moi znajomi reagowali na moją kontuzję „po co tak dużo biegałaś?”, „teraz przynajmniej będziesz miała więcej czasu na inne rzeczy, a nie ciągle tylko bieganie, bieganie i bieganie”… Czułam się jak ścierwo słysząc takie słowa. Każdemu odpowiadałam dobitnym tonem, uświadamiając im, że bieganie to moje życie, tak jak dla nich alkohol, imprezy i inne rzeczy, którymi się zajmują. Biegacze pomogli mi, zrozumiałam wtedy, że porażki są potrzebne, że nie można cały czas być najlepszym, że są chwile gorsze, ale zawsze po nich nadchodzą te lepsze.
I nadeszły… po mojej pierwszej dyszce, czyli Maniackiej (której nie wspominam zbyt dobrze ze względu na ogromny upał i brak możliwości napicia się), uwierzyłam w siebie i swoje możliwości. Miesiąc później przebiegłam pierwszy w swoim życiu półmaraton, na który zdecydowałam się 3 dni przed startem. To osiągnięcie (bo dla mnie było osiągnięciem) strasznie mnie umocniło. Sprawiło, że poczułam się wyjątkowo silna i potężna. Może to głupie, ale to wydarzenie zmieniło moje życie. Gdy czegoś nie umiałam w szkole, chciałam rzucić wszystko, myślałam „dziewczyno, przebiegłaś półmaraton, więc sinusa też wyliczysz”… :)
Miesiąc po tym wydarzeniu przeżyłam koszmar na dyszce w Wolsztynie, gdzie poprzez „kobiece sprawy” nie pamiętam jakichś 6 kilometrów z trasy i do dziś traktuję ten dzień jako ten, który mi się przyśnił… totalna abstrakcja;) W czerwcu nastąpił debiut mojej siostry na połówce, kilka dni potem odebrałyśmy medale za zaliczenie wszystkich biegów w GP Poznania. W lipcu ścigałam się na mecie w Pszczewie z pewną panią… wygrałam o sekundę;)
W sierpniu 2 ważne dla mnie starty – Bieg Opalińskich na rodzimej ziemi, gdzie wielkim kosztem podczas ogromnego upału udało mi się wywalczyć klonową statuetkę za najlepszą zawodniczkę OKB. Potem Chyża, przed którą nie biegałam 2 tygodnie i gdzie od 5-tego kilometra targały mną bóle żołądka… Istna męczarnia, ale załapałam się na 3. miejsce w mojej kat. wiekowej;)
Wrzesień to okres kibicowania – najpierw na dyszce w Zielonej Górze, potem w Świebodzinie, gdzie tata zrobił życiówkę a następnie Bieg Zbąskich, w którym za rok wystartuję. Październik.. długo oczekiwany przeze mnie start, jakim była Dycha Drzymały w Rakoniewicach… Szczęście było takie, że przed biegiem siedziałam w biurze zawodów więc nawet nie miałam czasu się denerwować :)) Wtedy poprawiłam życiówkę o 5 minut, znów walcząc na ostatnich dwóch kilometrach z potężnym bólem brzucha. A tydzień później… Maraton Poznański, czyli moja siostra i ja zaiwaniałyśmy na rowerach… a za 3 lata również staniemy się zawodnikami tego maratonu…
Początek listopada nie zapowiadał się za dobrze – podczas biegu na Rusałce od drugiego kilometra zaczęły się „brzuszne problemy”; toteż nie miałam zbyt dobrych przeczuć na bieg, który miał odbyć się tydzień później – Bieg Niepodległości w Luboniu. Jednak dzięki uprzejmości mojego kolegi, który ze mną biegł, znów udało mi się zrobić życiówkę poprawiając się o ponad minutę i czując potem lekki niedosyt, bo tak mało zabrakło do złamania 50 minut..:)) A grudzień równał się tylko z jednym – Półmaraton św. Mikołajów:) Przyprawił mnie on co prawda o 9 nowiutkich bąbelków, ale dzwonek na szyi w kształcie głowy Mikołaja całkowicie mi to zrekompensował… choć bąble mam do dziś;)
Jutro kończy się ten rok. Rok, który pozornie zaczął się szczęśliwie, by potem na 2. miesiące zmienić się w piekło.
Czy spełniłam swoje cele? Czy zmieniłam coś na lepsze? Przede wszystkim zmieniłam się JA – jestem silniejsza (bo przecież przebiegłam półmaraton!, hi hi), twardo stąpam po ziemi, odnalazłam swoje miejsce w tym świecie, poznałam masę wspaniałych ludzi, którzy stali się moimi najlepszymi przyjaciółmi. Przeżyłam wiele niezapomnianych chwil… a przede wszystkim: NIGDY SIĘ NIE PODDAŁAM. I tego właśnie życzę sobie i Wam w tym nadchodzącym roku:) Abyśmy nigdy nie zwątpili w siebie i swoje możliwości!
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Werq (2012-12-30,21:40): Honda...pięknie ten rok opisałaś, na początku były piątki, potem dyszka a i półmaraton jeden i drugi, kibicowania, zaiwanianie na rowerach z górki i pod górkę...było wspaniale a w tym Nowym Roku 2013 zrobisz kolejną połówkę, dyszki, piątki, zostaniesz ciocią...ha, będzie cudownie:) Razem coś przebiegniemy;P snipster (2012-12-30,22:15): Hondzia, napiszę jedynie tak "dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą" :) jacdzi (2012-12-30,22:50): Brawo. Swietne podsumowanie, ale i wspaniala walka. Zycze Ci samych zwyciestw w 2013 paulo (2012-12-31,08:49): to, że nigdy się nie poddałaś to było i dla mnie czasami inspiracją do walki ze sobą. Gratuluję zwyciężania nad sobą. W Nowym Roku bądź tak samo szczęśliwa. bartus75 (2012-12-31,09:18): radość z biegania ... bezcenne ... tego życzę Ci w 2013 roku !! kasjer (2012-12-31,09:23): Hmmm, tak czytam Twoje wpisy, dziecko, i jestem pod dużym wrażeniem. Bardzo dojrzałe i sensowne. Wszystkiego dobrego. darianita (2012-12-31,13:57): ...no to do "miłego" biegowego w Nowym 2013 roku.
|