2012-12-03
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| … bo każdy powinien mieć swój dzwonek… (czytano: 1030 razy)
Ja wiem, że to fajne przeżycie stanąć na starcie biegu, który niesie dobro, pomoc potrzebującym i emanuje radością każdym swym krokiem. Wiem, bo w ubiegłym roku stanęłam, ruszyłam jak inni do mety w czerwonej koszulce i czapce z białym pomponem… jednak nie było mi dane wracać do domu z medalem. Czasem tak bywa, że dobre decyzje bywają trudne i bolesne. Czasem trzeba coś przełknąć by bardziej ‘żelaznym się stać’. Życie nas uczy pokory, czas nas uczy żyć a przecież to nie był ostatni mój raz… jeszcze będzie okazja…
Mijały tygodnie, pogodziłam się już z faktami, minęła wiosna, lato i ogłosili Orgi :) zapisy na Mikołaje. Wszyscy wokół o tym mówili ale mnie tam nie ciągnęło. Wręcz przeciwnie. Nie chciałam wracać do złych wspomnień, nie chciałam powtórki i jakoś nie było mi potrzebne zmierzać się z tym jeszcze raz. Odpuściłam sobie. Temat dla mnie nie istniał, ‘niech sobie biegną jak chcą’ ja pokibicuję pobawię się w fotografa… ale… przyszła jesień a z nią nadszedł dzień moich urodzin… w prezencie urodzinowym laurka z autografami najbliższych memu sercu biegających ludzi… zaproszenie na Bieg Mikołajów :) ‘od dziś możesz dodać go do swojej listy startowej’.
Pierwsze uczucie: wściekłość – przecież mówiłam, że nie chcę, nie planuję. Szybko mi przeszło :) Potem pomyślałam: to wymyślił ktoś, kto wie jak się czuję, że właśnie oto otwiera mi drzwi, puszcza mnie przodem i mówi, że mam drugą szansę, że czas się przełamać i zmierzyć z tą trasą. A ja w myślach miałam obrazy z początku piątego kilometra jak raz po raz się zatrzymuję i w myślach mówię, że schodzę potem podryguję jeszcze na kilka kroków i schodzę… zostaję z tyłu… a rzeka Mikołajów płynie swym nurtem … tylko że ja stoję już z boku i już występuję w roli obserwatora. Umarłam. To wszystko dzieje się a moich oczach. Przed chwilą tam byłam a teraz jestem tu na chodniku. Umarłam. To tak jak w filmach… dusza opuściła ciało i jest już tylko spokojnym obserwatorem. Potem bus pt: koniec maratonu a po mym policzku mokra łza. Czuję ją – żyję. Niestety muszę to przeżyć.
Zebrać się w sobie … i mieć odwagę ruszyć znów ze wszystkimi … myślałam, że jestem silną osobą… to nie było takie proste. ‘Maraton nie lubi pewniaków’ – cytuję Darka. Przez ten ostatni, bardzo rozbiegany startowo rok, nauczyłam się pokory i szacunku nie tylko do maratonu. Każdy dystans to jest jakieś wyzwanie… tak jak kobieta – każda jest inna ;). Rano trudno mi było zebrać myśli, jedząc śniadanie miałam wrażenie, że jestem w kilku kawałkach i chyba się nie posklejam. Do tego świadomość, że po praz pierwszy będę biegać w tym roku w mrozie… a ja nie wzięłam z domu długich spodni… Emi uratowała mój tyłek :) odstąpiła jedne swoje. Próbowałam wymyślić jakąś wymówkę, by uniknąć … by nie przebiegać tego piątego kilometra … w sobotę zaczęłam nawet czuć, że boli mnie udo, że może nie jestem gotowa w tydzień po roztrenowaniu na połówkę… wieczorem uświadomiłam sobie, że to jest po prostu strach. Ja zwyczajnie się boję. I chyba to było najstraszniejsze.
Maraton przyjacielem mym jest. Nigdy się ode mnie nie odwrócił. Zawsze znajdowałam w nim ukojenie, ‘rozładowanie emocji’, radość, satysfakcję… bywało, że niezłą lekcję życia. Ustawiłyśmy się na końcu stawki. Miał być trening, biegniemy na 2h, lekko i na ‘lajcie’. Tego się nie spodziewałam. Na treningi zakładam ciężkie buciory, a tu mam lekkie jak piórka startóweczki… niech nikt mi nie mówi, że buty nie mają znaczenia… to połowa komfortu biegacza. Nogi spragnione biegania w tłumie, niosły. Ciało może jeszcze nie do końca gotowe na wysokie obroty ale jakoś dawało radę. Pilnowałam tylko oddechu by zadyszka mnie nie zabiła i jakoś szło. Emi prawie cały bieg mnie hamowała… zapomniałam już jak to jest ‘śmigać’. Moje treningi po roztrenowaniu były naprawdę ślimacze… Zazdroszczę jej tej lekkości. W niej jest energia, której życzę każdemu.
Chciałam po prostu to przebiec, znaleźć się jak najszybciej na mecie i mieć to już za sobą. Kiedy minął TEN feralny kilometr, emocje powoli zaczęły opadać a ja w sobie. Wiedziałam, że trzeba się trzymać do końca. Trasa w lesie nie specjalnie to ułatwiała, duże kałuże, czasem grząskie błoto, wąskie ścieżki, ciężko było znaleźć swój tor… ale kilometry mijały dość szybko… atmosfera na trasie fantastyczna, Biegacze wokół życzliwi jak zawsze, wesoło dogadują. Kiedy minął 20sty km w oddali słychać było już metę. Znany głos Komentatora przyciągał swym wesołym nawoływaniem. Gdzieś z tyłu usłyszałam ‘to ostatni już podbieg’ … a przed nami spora góreczka… pomyślałam i tak jest mała po tym co przeżyłam na Maratonie Beskidy. Chyba właśnie po to powinno biegać się górskie: by głowa była mocniejsza na płaskich. Zaczęliśmy mijać ludzi z medalami na szyi, oni już mają to za sobą ukończyli. META. Mam ją. Emi z przodu. Ja kilka kroków z nią. Z planu na 2h wyszło 1:54:00… Też może być. Udało się. Tuż za metą szukam picia, ciepła herbata to ’jest to’ bo regeneracja musi być… i błądzę w poszukiwaniu ludzi, którzy wieszają medale na szyjach, ja też chcę! medal zawisł, śliczny mikołajowy dzwonek. I poczułam się jak krowa na pastwisku :) a takich jaka było ponad 2 tys. :)
W drodze powrotnej w aucie zapytałam Pitera… skąd ten pomysł by mnie tu zaciągnąć, przecież mówiłam, że nie planuję, że roztrenowanie, że nie chcę, że nic mnie tu nie ciągnie ? odpowiada: wiesz… chyba przesądziło jedno zdanie, Emi w dyskusji za i przeciw powiedziała: że przecież każdy powinien mieć swój dzwonek a ona go nie ma.
Na zdjęciu: Winogradzki Team na Bulwarze w Toruniu :)
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Marysieńka (2012-12-03,10:28): Gratki....jakie śliczne "mikołajki" :)) alchemik (2012-12-03,10:32): Gratulacje własnego dzwonka ja do swojego muszę jeszcze "dorosnąć" jacdzi (2012-12-03,11:54): Winogradziankowe Mikolajki! Sliczne, szkoda ze Grodzie Piernikowym nie spotkalem Was. tdrapella (2012-12-03,15:36): ciesze się, że w tym roku się udało :) To był dobry rok :)
snipster (2012-12-03,17:57): to teraz każda Wiedźma ma swój dzwon ;] Kedar Letre (2012-12-03,18:14): ...."biegniemy na 2h, lekko i na ‘lajcie’".....Kiedy obok mnie śmignęłyście, to ledwo zauważyłem kto to, a za nim "zajarzyłem", to już Was nie było. :) W sumie niezły "lajcik" :)To dobrze , że już masz swój dzwonek.... renia_42195 (2012-12-03,20:40): A teraz możesz sobie tym dzwoneczkiem "wydzwonić marzenia" :) Czego Tobie serdecznie życzę :))) Namorek (2012-12-04,21:54): Tylko pozazdrościć takiego Teamu biegowego . One/Oni naprawdę Cię kochają . Namorek (2012-12-04,21:57): Trzy lata temu podczas półmaratonu Mikołajów mały chłopczyk woła do swojej mamy " ... mamusiu patrz - ile Świętych Mikołajów biegnie ... " A twarzyczka jego wyraża zachwyt i olbrzymie zdziwienie . Cóż zobaczyć Mikołaja to radość ale zobaczyć prawie 2 tys. Mikołajów to dopiero gratka :-))) gerappa Poznań (2012-12-04,22:27): bo kochać i czuć kochanym każdy chce... :)
|