2012-04-22
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Wytrwać kolejny maraton... XI Cracowia Maraton, 22 kwietnia 2012 (czytano: 310 razy)
Kolejny raz przekonałam się, że maraton to niezwykle ciężki kawałek życia.
Miałam dodatkowego „stresa” - kolega Marcin biegł swój pierwszy maraton i umówili¶my się, że będę go prowadzić.
Problem miałam w tym, że on biega szybciej ode mnie. Mój rekord na półmaratonie to 2 godziny, a jego 1h 37 minut. Różnica znacz±ca.
Wytrzymałam jego tempo do 23 kilometra, a gdy minęły nas baloniki na 4h15 - ja spasowałam. Nie dałam rady. Marcin dał się przekonać i doł±czył do grupy , a ja zaczęłam walkę, aby tylko dobiec - wiedziałam już, że się „spaliłam”.
Na 25 km noga odmówiła mi posłuszeństwa. Tak po prostu powiedziała :
„Na mnie nie licz! Ja mam do¶ć. Wysiadam.”
I udała, że jej nie ma. Tak normalnie - stawiam stopę na ziemi i usiłuję się wesprzeć na nodze, a w niej totalne zero podparcia - nie czuję żadnego mię¶nia i prawie upadam.
Sku¶tykałam z trasy- masuję mię¶nie i przyczepy, głaszczę, przekonuję nogę, że jest mi potrzebna, że j± lubię, że mię¶nie s± przecież silne i wytrenowane..., że dadz± radę...
Minęło trochę czasu i noga powoli zaczynała działać. Wróciłam na trasę w chwili, gdy z przeciwnej strony trasy nadbiegała rozradowana Ewelina z u¶miechniętym Mateuszem. Zatańczyli¶my w miejscu skrzyżowania naszych szlaków piruety rado¶ci, a potem pognali¶my w swoje strony - ja obiec w Nowej Hucie osiedla: Hutnicze, Stalowe, Willowe i Wandy, a oni, będ±c około 3 kilometry przede mn±, już prosto w stronę Krakowa.
Przed 30 kilometrem trasy leżał obok trasy jeden z „naszych”. Dwoje ludzi polewało go wod±. W chwili gdy przebiegałam - wła¶nie podjechała karetka z gło¶nym, przejmuj±cym wyciem syreny. Zmęczenie spotęgowało moje emocje i wzruszyłam się ogromnie.
Czasem wydaje się nam, że możemy wszystko, ale przychodzi chwila i okazuje się, że jednak nie dajemy rady... I wtedy znów przekonujemy się, że wszystko może tylko Wszechmog±cy, i to my go potrzebujemy, a nie on nas...
Pomimo kryzysu i mroczków przed oczami od 33 do 37 kilometra, udało mi się powoli zbliżać do Wawelu - a potem było już z górki!
Przebiegłam Cracovia Maraton szybciej niż rok temu o 2 minuty i 25 sekund. Pewnie było lepiej dlatego, że ostatnie metry do mety ci±gła mnie rozradowana chrze¶nica, mój siostrzeniec Kubu¶ oraz mój tato. Cała reszta rodziny pytała; „A gdzie Mirek? Nie było twojego męża?”
A on stoj±c obok, ¶miał się, że to ewidentny dowód, iż człowiek nie jest w stanie dostrzec rzeczy, które ma przed oczami, ale których się nie spodziewa w danym miejscu zobaczyć.
O co mu chodziło? O to, że końcówkę biegł obok nas i nikt go nie dostrzegł. Nikt nie zwrócił uwagi, że metę maratonu przebiegł rozradowany facet w lakierkach i w czarnej skórzanej kurtce z aparatem w ręce. Dla wszystkich był „niewidzialny”:) Dla wszystkich, ale nie dla mnie :)
Teresa nr startowy 1173- www.mysljakzyjesz.pl
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora Inek (2012-05-01,19:10): Gratuluję ukończenia, w tak trudnych okoliczno¶ciach, kolejnego maratonu! Mam nadzieję, że noga miała tylko jaki¶ chwilowy "stres" :)
|