2012-04-24
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| WPIS, KTÓRY SIĘ NIE UKAZAŁ (czytano: 1750 razy)
Ten wpis miał się ukazać przed XI Cracovia Maraton. Czemu ta się nie stało? Nie wiem. Wie wiem też czy ktokolwiek będzie czytał te gryzmoły. Ale przecież i wielcy pisarze pisali czasami do szuflady. Niech więc to będzie taka moja szuflada.
W maratonach startuję od 29 lat. Wprawdzie miałem małą przerwę przypadającą na lata 1984-2010, ale cóż z tego reguły matematyki są nieubłagane: 2012 minus 1983 równa się 29.
W ciągu tych lat stanąłem na starcie „aż” trzech maratonów czyli biegów na dystansie 42km195m.
Pierwszy mój start miał miejsce 25 września 1983r w Warszawie w Maratonie Pokoju (obecnie Warszawski). Treningi jakie przed nim przeprowadziłem liczyły łącznie 90km. Było to więc swoiste porywanie się z motyką na Słońce. Tyle, że słońca w tym dniu nie było. Wprost przeciwnie, było zimno (ok. 5oC), deszczowo i w dodatku wiał silny wiatr. Dobiegłem jakoś do 30km, a potem sobie raz to biegłem, raz to maszerowałem. Z dwóch ostatnich kilometrów najbardziej zapamiętałem przydrożne latarnie, bo końcowy odcinek podzieliłem sobie na odcinki: od latarni do latarni – czyli bieg i marsz na zmianę. Pamiętam także, że wspomniana pogoda mocno dała się we znaki moim „zawiasom” – wszystkie zardzewiały.
Po raz drugi na starcie maratonu stanąłem 17 kwietnia ubiegłego roku w Krakowie. Ty razem miałem już przebiegnięte aż 160km. I biegło mi się naprawdę dobrze. Tyle tylko, że gdzieś na 18km odezwał się Achilles i szepnął mi do ucha „Facet, na dzisiaj masz dość. Dalej nie pobiegniesz”. Próbowałem mu udowodnić, że się myli i doczłapałem jakoś do półmetka. Tam niestety musiałem mu przyznać rację. Na mecie byłem jakieś trzy godziny po starcie. Tyle tylko, że dotarłem na nią tramwajem.
I wreszcie trzeci i jak na razie ostatni start w maratonie czyli Maraton Wrocławski, który odbył się 11 września ubiegłego roku. I znów nie udało się przebiec całego dystansu. Pewnie przygotowanie było jeszcze nie takie jak trzeba, ale swoje zrobiła także pogoda. W przeciwieństwie do Warszawy, we Wrocławiu było gorąco. Za gorąco. Po prostu dla maratończyka-amatora istne piekło. Tym razem udało mi się dobiec do 22km, gdzie świadomie zmieniłem bieg na marszobieg. I była to chyba decyzja słuszna, bo udało mi się tą „drogę przez mękę” zaliczyć. A wierzcie mi, było paru delikwentów, którzy wyglądali gorzej ode mnie. W tych warunkach osiągnięty czas (4:08:51) muszę uznać za sukces.
W najbliższą niedzielę czyli 22 kwietnia staję po raz drugi na starcie maratonu krakowskiego. Cel główny to w końcu przebiec od „S” do „M”, najlepiej w czasie poniżej 4 godzin. No a co z tą tytularną próbą golenia brody? Mój rekord życiowy w maratonie wynosi jak na razie 3:54:26 i pochodzi z roku 1983 czyli ze wspomnianego wyżej maratonu warszawskiego. O takich „wiekowych” rekordach potocznie mówi się, że to „rekordy z brodą”. Czas najwyższy aby mu tę brodę zgolić. Czy to nastąpi już w niedzielę w Krakowie? Czas (na mecie) pokaże.
Dotychczasowe tegoroczne starty napawają optymizmem. Nie licząc treningowo traktowanego cyklu „Z Biegiem Zimy” (dziesięć biegów na 10km) zaliczyłem kolejno: Półmaraton Marzanny w Krakowie, Półmaraton Żywiecki, Silesia EcoRun (15km) i Półmaraton Dąbrowski. Wszystkie te biegi zakończyłem z rekordami życiowymi. Jednak maraton to maraton, ma swoją specyfikę, np. jest dwa razy dłuższy od półmaratonu. Muszę jednak przyznać, że takiego początku sezonu w swojej „karierze” biegacza-amatora jeszcze nie miałem. I nic to, że to w zasadzie mój drugi sezon startowy. Czego to człowiek nie zrobi żeby się dowartościować.
I to by było na tyle.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu DamianSz (2012-04-25,05:48): I udało się!! Jeszcze raz gratuluję. Teraz obierz sobie kolejny cel, żebyś znów nie zrobił sobie takiej długiej przerwy ,-) cosmita (2012-04-25,07:20): Dzięki. Na przerwę chyba już nie ma czasu. A cel? Będę bił swoje rekordy jak S.Bubka. On po 1cm, ja po 1sek, może minucie zależy od dystansu. Tylko, że on bił na tym kasę a ja ją będę wydawał. nic nie szkodzi.
|