2012-03-07
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Rozterki realizacji (czytano: 627 razy)
Weryfikacja zalozen ciag dalszy.
Pomiedzy koncem czerwca, a poczatkiem pazdziernika niewiele sie dzialo. Szczegolnie z moim bieganiem. Zawsze byla jakas wymowka. A to pogoda nie ta, albo “niechciej” dopadl. I tak w kolko. Na wyjezdzie wakacyjnym pobieglem bez przygotowania 20km krosu po lesie Lagiewnickim. Bylem ostatni.
Wrzesien zapowiadal sie pod znakiem maratonu we Wroclawiu.
Przygotowania jakies tam byly. Powiedzmy, ze wiedzialem ze przebiegne. Czas nie mial znaczenia- zmiescic sie w limicie. Dojechale w sobote i zakwaterowalem sie u Brata. Nie zauwazalem, a moze nie chcialem zauwazyc, ze od czterech dni mam problem z zoladkiem i caly czas sie odwadniam. Sobota minela mi na zapisach w biurze maratonu, zwiedzaniu Wroclawia i unikaniu kibicow szykujacych sie na walke Adamka z Kliczki. Niedziela rano byla fatalna. Odwodnienia ciag dalszy, jednak pojechalem na START. W TOYTOYu przesiedzialem prawie do samego startu. Z “zadumy” wyrwalo mnie “10, 9, 8, 7, 6, 5, 4, 3, 2, 1…START”. Tak to byl ten sygnal na ktory czekalem. Wybieglem jak sie mozna spodziewac z papierem w ….
Zaczolem spokojnie, moze nawet za spokojnie. Na drugim kilometrze organizm znowu sie odezwal. Dobieglem do 6km i cale szczescie, ze jakis Wroclawianin udostepnil mi WC. Niby lepiej sie czujac kontynuowalem bieg. Na 9km zszedlem z trasy. Decyzja byla bardzo trudna, nie chcialbym jej podejmowac kolejny raz. Lepiej byloby nie startowac. Dotarlem na START, znowu TOYTOY, przekapalem sie, wykonalem telefon do jadacego po mnie Taty ze juz skonczylem, zeby sie nie spieszyl i zaczolem isc w kierunku mieszkania Brata. Widzialem, jak do METY nie dociera jeden z Kenijczykow, po prostu przewrocil sie 20m przed meta i potrzebowal pomocy medycznej. Ten fakt dal mi duzo do myslenia…
Droga powrotna tylko dzieki Tacie nie byla powrotem przygnebialacym.
W polowie pazdziernika zaczolem cos tam biegac. Bardziej, zeby sie poruszac, bo waga znowu skoczyla do gory. Zaplanowalem, ze pod koniec listopada pobiegne w biegu na 15km kolo mnie w Belchatowie.
Zapisale sie i faktycznie pobieglem. Dwa kolka po 7,5km. Wygral Henryk Szost. Naturalnie zdublowal mnie jeszcze przed koncem pierwszego kolka :-). No coz, bywa.
Bieg naprawde bardzo dobrze przygotowany. Ciekawa trasa. Za rok znow pobiegne!
Szkoda, ze nic nie wylosowalem :D.
W grudniu przygotowania przed biegiem sylwestrowym w Lodzi.
Jadac na ten bieg i wiedzac, ze jest okolo 1200 zapisanych biegaczy, a tylko 640 medali, wiedzialem, ze bede walczyl o medal :D. No I faktycznie … walczylem, ale nie wywalczylem.
Coz napisac o samym biegu. Trasa waska jak na okolo 1000 uczestnikow. A META dla mnie byla jakies 200m przed META. Po prostu zatrzymano nas w ogonku do przejscia przez linie METY. Medalu nie bylo, braklo jakies 40 miejsc.
Chcialbym cos napisac cos pozytywnego, ale jak dotarlem na posilek to nawet herbaty dla mnie braklo. Moze po prostu mialem pecha. Moje zle przygotowanie do samego biegu, zbyt duze mniemanie o swoich mozliwosciach. Lekcja pokory. Jak to powiedzial moj Brat “my to chyba musimy dostac w d… zeby sie wziasc do roboty”. Niestety trafnie.
Od stycznia porzadne przygotowanie do maratonu w Krakowie. Poczytalem pare ksiazek (tzn. dwie, obie p.Skarzynskiego – ktore dostalem pod choinke – od Mikolaja – chyba bylem grzeczny :-)) I chyba najwazniejsze – zaczolem swoj marathon z niepiciem. Oczywiscie alkoholu.
I co? I poprawilo sie. I to niespodziewanie szybko. Tetno spadlo, oddech sie wyrownal, no I w koncu moglem okreslic swoj drugi zakres (WB2). No I chyba najwazniejsze ZADOWOLENIE (nie tylko moje).
Tak dobrze sie czulem ze wybieglem w sobote o 5.45 przy -20 I zrobilem 30km wycieczki biegowej. Po skonczonym biegu mialem wejsc do sklepu osiedlowego i kupic bulki do szkoly, no i oranzade. Kiedy pilem sobie w sklepie przeszczesliwy ze w koncu udalo mi sie zrobic taki trening, przejrzalem sie w szybie sklepowej. Wasy zamarzniete, to nawet nie byl szron to byl lod, normalnie sople, to samo na brodzie. Jak troche oddtajalem to sie okazalo, ze bylo tego ze dwie garscie. Fajnie musialem wygladac. Po dotarciu do domu przesiedzialem z pol godziny w wannie cieszac sie jak dziecko, z cieplej wody.
No coz teraz pozostaje zrealizowac zalozenia i ukonczyc ten krolewski dystans. Po drodze dwa sprawdziany: Pabianice 21.095km (estymowany czas: 2:08:00) I Czestochowa 10km (55:00).
P.S. Poprawie polska czcionke :).
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu 1katarzynka (2012-03-07,22:53): Trzymam kciuki za konsekwencję w treningach ( dla Ciebie )i niepiciu ( dla rodziny ) piotrbp (2012-03-07,22:58): Dziekuje bardzo
|