2012-01-25
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Słabiuteńko... (czytano: 625 razy)
Dzisiaj znów nieco o zdrowiu... Ale już mniej wzniośle (bo to grozi bytnością na stronie głównej - a dziś nie mam głowy do klecenia "poczytniejszych" zdań...
Infekcja... Chyba niestety nieubłaganie i po cichu się wdarła. Wczoraj rozchorowała się moja żona, połamało ją niemiłosiernie w kościach i dostała wyższej temperatury i osłabienia. Dzisiaj leży w łóżku cały dzień.
Wczoraj zrobiłem trening z mocniejszymi akcentami - pobiegłem sobie lekkie podbiegi (ok. 160 m) w tempie R, czas ok. 25" na powtórzenie, przerwa ok. 1,5" w truchcie. Jako że nie miałem za wiele czasu, musiałem się ograniczyć do 5 razy. Było dobrze, każdy podbieg, mimo uczucia narastającego zmęczenia, wykonany jakby automatycznie w tym samym czasie. Do tego oczywiście mocna praca rąk, wysoko nogi - dynamika całego ciała - coś czego brakuje gdy się biega tylko "płaszczaki" (stadion mnie do tego nie zmusza za bardzo). Powrót z akcentu, raptem 20 minut - cholernie ciężko... Może narzuciłem za mocne tempo na początku rozbiegnia - przede mną biegł jakiś biegacz i mimowolnie trzymałem się w równej od niego odległości (może robił akurat WB2?), jak się rozbiegliśmy to zwolniłem, ale lekkości biegu nie było...
Wieczór - senny paskudnie (cóż, podobno Słońce wczoraj wybuchło)...
Od rana ociężałość umysłowa i cielesna... Totalne rozbicie - mrówki po plecach, odrętwienie. Pojechałem jednak do pracy, zobaczę czy przetrwam do końca dnia... O treningu dziś mogę zapomnieć - miałem jechać na stadion pobiegać powtórzenia (na 200 i 400 m), nogi raczej nie chcą, nie mówiąc o głowie...
Ciekawe więc, na ile moje wytrenowanie przyczyni się do "ominięcia" choroby (wygląda na "grypopodobną" typową infekcję). Na razie wszelkie fale omijałem, katar pojawia się tak ledwo-ledwo... Czyli zahartowanie polegające na bieganiu w lekkiej odzieży w każdych warunkach pogodowych, jakie mamy tej zimy (poza tęgim mrozem) na razie przyniosło dobry efekt... Ale na grypę podobno to nie działa (jak czytałem, "hiszpanka" po I wojnie światowej zaatakowała głównie silne osobniki (chociaż kto w tamtej sytuacji niedostatków wszelkich mógł być tym "silnym"?)
Więc prowadzę swoją obserwację na swoim ciele. Ja - zahartowany kontra INFEKCJA (na razie nieokreślona). Podobno człowiek który dużo trenuje jest bardziej podatny na infekcje (zwłaszcza po sesji treningowej). Ale taki człowiek, o ile mu warunki nie są straszne, jest również bardziej odporny na wpływ czynników zewnętrznych jak temperatura, wiatr, deszcz... Zobaczymy - na razie ONA się skrada, czuję - zjem, jest OK, mija chwila i coś mnie rozkłada...
Jak ma rozłożyć - to niech to zrobi teraz!
W niedzielę mam kolejny start w Zimnarze w Oławie. Głupio by było rozchorować się w tym czasie - prowadzę w klasyfikacji OPEN, odpuszczenie startu to niestety wypadnięcie z klasyfikacji... A już tak blisko by skończyć cykl na 1 miejscu, tylko 4 biegi, w których mogę sobie pozwolić na odrobinę luzu (ponad 2 minuty przewagi nad kolejnym zawodnikiem)... W tamtym roku przydarzyła mi się tzw. "grypa żołądkowa", pobiegłem w zawodach, wiele nie zawojowałem, ale nie też straciłem pozycji - w tym roku wolałbym tego nie powtarzać...
No, zobaczymy...
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Darek Ł. (2012-01-25,16:48): Życzę zdrowia.Trzymaj się ciepła. Marysieńka (2012-01-25,19:14): Zdrówka życzę i polecam morsowanie...:)) a.Klimczak (2012-01-25,23:09): W sobotę polecam, jak przedmówczyni, morsowanie.
11 pod kładką Siedlecką. benek_b (2012-01-26,12:41): Niestety, morsowanie tak jak i inne formy hartowania ciała, dobre jest na poprawienie ogólnej wytrzymałości na chłód i zmienne warunki pogodowe. Wg badań naukowych wirusów to raczej nie powstrzyma... Ale przyczynia się do szybszej walki z chorobami.
|