2012-01-09
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| I tydzień przygotowań do Cracovia Maraton (czytano: 249 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: http://www.endomondo.com/workouts/user/1060973
Podsumowanie pierwszego tygodnia przygotowań do Cracovia Maraton.
Z początkiem roku wielki sukces i jeszcze większy apetyt na więcej i więcej …..
Poniedziałek: fatalna pogoda która nie zbyt pozytywnie nastrajała na wieczorne wybieganie. Musiałem się troszkę zmusić i powalczyć sam ze sobą, lecz gdy już wystartowałem nic nie było w stanie mnie zatrzymać. Skłamał bym gdybym powiedział, że z „bananem” na twarzy wychodziłem na trening ale generalnie to w takim stanie wróciłem do domu.
Spokojne wybieganie w tempie 5’09”/km przez 58’58” co dało 11,45km a w tym na koniec 5x100m przebieżek. Wszystkie czasy i prędkości nie brane z przypadku. Są to czasy i tempa jakie są podane w tabelach treningowych które proponowane są przez wybitnego amerykańskiego trenera Jecka Danielsa.
Wtorek: Po dwóch dniach gdzie łącznie wyszło około 30km musiałem zrobić sobie jedno dniową przerwę aby zregenerować organizm.
Środa: To siła biegowa a może raczej podbiegi, które miałem robić na zewnątrz lecz perspektywa kolejnego w tym tygodniu biegu w deszczu nie napawała optymizmem. Dlatego wybrałem bieżnię no i może dobrze ponieważ w pełni mogłem kontrolować wszystkie parametry. Najpierw 30’ rozgrzewki ( 5’00” ) następnie 9x200m podbiegu pod nachyleniem 4% w tempie 4’26”/km plus 10’ wyciszenie w tempie 5’00”. Było ciężko ale wiem że ten bodziec treningowy jest bardzo potrzebny i nie można go opuszczać bo w późniejszym terminie może się odbić „czkawką”.
Czwartek: To kolejny dzień na regenerację ale tym razem aktywną tzn. basen&sauna, która w całość wyniosła około 1h30’.
Piątek: Lżejsze wybieganie w tempie 5’03” przez 66’35” co dało 13,19km a w tym 6x60m przebieżek w tempie około 3’20”/km. Pod wieczór zaczęła mnie pobolewać lewa stopa w taki sam sposób jak po Maratonie Poznańskim i zaczęło mnie to troszkę martwić. Zastosowałem kilka cykli z zimnymi okładami i rano było już wszystko OK.
Sobota: Według tabel Danielsa maił to być trening tempowy który miał wyglądać następująco: 5x2km w tempie 4’09”/km przerwy między każdym odcinkiem miały wynosić około 2minut. Niestety albo STETY NIE UDAŁO mi się zrealizować tego treningu w zamian za to pojechałem na sprawdzenie formy na GP Poznania w biegach przełajowych na dystansie 5km. Początkowo nie wiedziałem czy w ogóle mam szanse dobrze pobiec tę bieg z racji tego że dzień wcześniej zrobiłem za długie wybieganie (jak na mnie) i jeszcze od rana bardzo mocno to odczuwałem. Podczas dojazdu do biura zawodów bardzo mocno udzielał mi się stres co świadczyło tylko o jednym BĘDZIE WALKA, od samego początku do końca. Wiedziałem, że nie mogę pozwolić na to aby za wcześnie ten stres dochodził do głosu bo może mnie za mocno wypalić. Dopiero przed samym startem można udzielić mu głosu gdyż powoduje to wzrost poziomu adrenaliny a co za tym idzie wzrost „mocy”. Dlatego spokój, spokój i jeszcze raz spokój. Po zapisach które przebiegły bardzo sprawnie kilka minut rozgrzewki podczas której przetruchtałem około 2,5km plus delikatne rozciąganie.
Stojąc na linii startu miałem mieszane uczucia co do tego jak mi pójdzie. Z jednej strony miałem wielki apetyt na poprawienie życiówki ale z drugiej strony czułem zmęczenie w nogach co bardzo wpływało na moją psychikę. No ale po co przyjeżdża się na zawodowy, po to by walczyć od samego początku do końca. I taki też miałem zamiar. Po pierwszym kilometrze wiedziałem że ta walka nie będzie łatwa ale czy jakikolwiek sukces przychodzi łatwo?
Na pierwszym między czasie stoper pokazał 3’46” co mogło świadczyć o tym że jest szansa, ALE NOGI WOŁAŁY JUŻ DOŚĆ!!! Od tego momentu musiałem przestać myśleć o nogach i starać skupić się na czymś zupełnie innym. Nie mogłem też myśleć o tym ile dopiero przebiegłem ale ile TYLKO mi zostało do końca. Budujące dla mnie i podtrzymujące na duchu było też to jak na trasie wyprzedziłem kilka osób które wiedziałem że są lepsze ode mnie albo przynajmniej na poprzednich edycjach były lepsze ode mnie.
Najgorszy był dla mnie chyba ostatni kilometr na którym strasznie mi się dłużyło do mety i wiedziałem że zbyt częste zerkanie na stoper może mnie tylko podłamać. Dlatego nałożyłem sobie nakaz patrzenia na zegarek i rozpocząłem myślenie kategoriami - jeszcze tylko jeden zakręt i …..
No i nareszcie po wybiegnięciu z lasu jest upragniona META. Ostatnia kontrola czasu na stoperze i szybka analiza czy jest SZANSA i ku mojemu zaskoczeniu JEST.
Wpadam z wielkim impetem na METĘ i oczom nie wierzę. Początek sezonu a ja ma poprawioną życiówkę o 7sekund. Niewiele bo nie wiele ale JEST. Nawet nie mam siły się cieszyć, jestem naprawdę wykończony. Nawet przez chwilę klęczę na kolanach aby dojść do siebie.
Dopiero po chwili do mnie jeszcze raz dociera co się stało i w tym momencie wielka fala euforii, szczęścia i zadowolenia przelewa się przez moje ciało i umysł. JESTEM MEGA SZCZĘSLIWY. No ale apetyt rośnie w mirę jedzenia dlatego już mi jest mało.
Biorąc pod uwagę wszystkie czynniki jakie miały wpływ na wynik wiem, że realne jest złamanie przeze mnie bariery 19min na dystansie 5km. Kolejne zawody już za dwa tygodnie i zobaczymy co da się zrobić.
Niedziela: Po sobotnim mocnym akcencie przyszła kolej na długie wybieganie w leśnej scenerii, które wyniosło 21,20km przy tempie 5’09”/km. Całkowity czas treningu wyniósł 1h49’05” i powiem szczerze że było mi jeszcze MAŁO.
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |