Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [55]  PRZYJAC. [139]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Zulus
Pamiętnik internetowy
Wynurzenia stajennego

Krzysztof Wojtecki
Urodzony: 1964-04-27
Miejsce zamieszkania: Wilków/Grójec
58 / 81


2011-11-26

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Odznaka (czytano: 664 razy)

 

Po pracy (pracuję 10 godzin) wyjazd do stajni (50km) w weekendy albo wyjazd z koniem do Przykorów, albo treningi u nas, czasem prawie o północy. Chwilami mam totalnie dosyć, postępy nikłe. Współpraca z Szarżą nie układa się po naszej myśli – miałem sobie wybrać konia na którym będę zdawał i na nim ćwiczyć. Tymczasem dostaję za każdym razem innego konia, innego instruktora, który czego innego wymaga. Czarę goryczy przelewa trening skokowy, na który umawia się Klaudynka z facetem od skoków. Jedziemy, z Kaśką z Przykorów, a tam natrafiam na trening średnio zaawansowanych skoczków z trenerem Piaseckim (sławą skoków). Oczywiście kolejna moja porażka ,aczkolwiek szereg (pierwszy i może ostatni w życiu) udało się przejechać. Po tym „doświadczeniu” podejmujemy decyzję że zdajemy na Arkanie. Umawiamy się na przyjazd nim do Szarży we wtorek. We wtorek prosto z pracy pakujemy konia do przyczepy i tu natrafiamy na opór. O ile wcześniej wchodził z marszu, to teraz mocno się opiera, fakt, jest już ciemno, a tak nigdy nie wchodził. W końcu udaje się i jedziemy, pogoda też nie specjalna, mży. Na miejscu wyładunek, siodło i na ujeżdżalnię. Tu znów problem, Arkan jest strasznie pobudzony, Klaudynka poddenerwowana, w dodatku zapominam podciągnąć popręg i siodło zjeżdża niemal na brzuch przy próbie wsiadania, co jeszcze bardziej rozbija konia. Na placu ćwiczy kilka grup, padają głośne komendy instruktorów, plus liczne przeszkody (Arkan ma traumę w stosunku do nich) i mamy konia totalnie rozsypanego psychicznie. Pół godziny jeździ Klaudynka, żeby choć trochę go uspokoić. Nie chce nawet przechodzić do stępa, właściwie cały czas capluje. Później wsiadam ja, ale nic sensownego nie można z niego wyciągnąć. Wreszcie zwątpieni odpuszczamy i zbieramy się do domu. I znów odmowa wejścia do przyczepy. Wszystkie sposoby zawodzą, np. próba miejscowego stajennego z wprowadzaniem z zakrytą głową kończy się dwukrotnie padaniem konia kolanami na trap (w przypadku konia to raczej nadgarstki). Wreszcie przeparkowuję przyczepę wzdłuż parkanu i jakoś wskakuje. Nie wiemy nawet czy nie zrobił sobie „kuku”, sprawdzamy go rano w ruchu , wydaje się być czysty, ale 100-u procentowej pewności nie mamy. Moje szanse lecą w dół. W dodatku Szarża ma przesunąć egzaminy i w tej sytuacji Klaudynka zagrywa va banque – zapisuje mnie do Aromera. Z tym, że konia wieziemy w czwartek celem aklimatyzacji. Teraz dojeżdżam prawie 100km. W piątek Klaudynka pracuje, więc jadę sam. Mamy coś skoczyć. Na rozprężalni Arkan znów nie chce galopować po kole w prawo, więc trenerka postanawia wsiąść na niego. Dziewczyna jest wysoka, popuszcza strzemię o 5 dziurek. To dobra decyzja, dopiero teraz docenia że to co robię nie jest takie beznadziejne, tylko koń bardzo trudny. Stwierdza też że na 99% nie zdam na nim i postanawia mi dać swojego konia, a właściwie kuca, prawie 18-letnia staruszkę, która doskonale zna program. Na koniec wypróbowuję ją i ciężko mi się jeździ, kobyła idzie bardzo opornie. Wcześniej Kasia każe mi kłusować i… galopować (!!!) bez strzemion na Arkanie. Uważam to za bardzo nierozsądne, wróży totalne zakwasy na egzaminie. Czas pokaże jak bardzo mi się ta lekcja przyda. Późno kończymy, w domu jestem po północy, a rano już egzamin. 4 godziny snu i jedziemy. Klaudynka jest rozstrojona, później mówi, że choruje odkąd zaczęliśmy przygotowania. Arkan na szczęście spokojny. Przedstawiam Klaudynce Erikę, przygotowujemy ją i na rozprężalnie- znów opornie chodzi, ale na zmianę za późno – co będzie to będzie. Klaudynka nie wytrzymuje i wychodzi z hali. Przychodzi mój czas; nieco wcześniej, bo dziewczyna przede mną chce mieć jeszcze chwilę, więc wjeżdżam. Erika oporna na rozprężalni, na czworoboku zachowuje się zupełnie poprawnie, ba, kreśli przejazd idealnie w efekcie ratuje mi tyłek, bo błędów w dosiadzie nie ustrzegłem się. Widzę, że trenerka i dziewczyna, która dzierżawi Erikę jarzę się, więc jest dobrze (Klaudynka też ogląda z ukrycia). Najważniejsze zadanie mam za sobą. Teraz teoria. Tu jestem spokojny, w końcu uczyłem się, a jakieś pojęcie o koniach mam też z doświadczeń hodowlanych. Teorię zdaję spokojnie, ale o skoki już taki spokojny nie jestem, choć to niby tylko koperta, dwie stacjonaty i okser, no i zatrzymanie z galopu na odcinku 15m. Idziemy do Arkana, koń spokojny. Dobrze. Idziemy na rozprężalnie i tu, fuck, nad głową mamy głośnik przez który speaker zawodów coś zapowiada. Arkan podpala się natychmiast, zaczynam stępowanie. Przychodzi Kasia i od razu każe mi kłusować, po chwili galopować i zaraz skakać. Pierwsza próba nieudana , przy którejś kolejnej ląduję na glebie. Wsiadam, wreszcie zaliczona próba i decyzja, że idziemy na halę na parcours. Jej pomysłem było, że Arkan z racji wzrostu może skakać niższe przeszkody z kucami, na początku. Pomysł może i dobry tylko powstał za późno. Arkan przy wejściu do hali stawia taki opór, że nie ma sensu go siłą wprowadzać, bo i tak nic nie zrobi. Wycofuję się, wyszukuję Klaudynkę, której nerwy nie pozwoliły na skoki i decydujemy wejść na rozprężalnie. Rozgrzewam Arkana, a zarazem uspokajam, jest jakby lepiej. Próba skoku, jak poprzednio z lewego najazdu, nieudana. Skaczę okser, raz, drugi – skacze, podchodzę do koperty z prawego najazdu, udaje się, jeszcze raz, skoczył, próbuje z lewego, nie chce. Mimo to decydujemy się próbować, nie mamy nic do stracenia. Przez okres naszych wahań dorobiliśmy się fanklubu, więc wjazd był przy dopingu publiczności. Trafiliśmy na krótką przerwę i mogłem zapoznać się z parcoursem. Na moje szczęście okazało się że najazd na drągi i kopertę jest z prawej strony! Ruszyliśmy, stanąłem ukłonić się komisji, Arkan znowu dostaje głupawki, nic to, jedziemy, na drągi udaje mi się go naprowadzić, skoczył, teraz stacjonata z prawego najazdu – nie mogę go skręcić, ten problem z ciasnym galopem w prawo, podchodzimy pod kątem dosłownie 45° i… wyłamanie!!! Do jednego mam prawo. Zbieram go, zagalopowanie, kąt nieco lepszy ale daleki od 90º i jest! Lecimy dalej, najazd z lewej i tym razem lepiej, zostaje okser, najeżdżam ostro i skaczemy, noga wylatuje mi ze strzemienia a tu jeszcze galop w pół-siadzie dookoła parcoursu. I tu przydała się wczorajsza lekcja- daję radę! Nawet opanowuję Arkana chamsko ściągając wodze i zatrzymuję przed linią. Zbieram niezasłużone owacje i nawet nie wiem, czy zaliczyłem. Oglądam się, wszystkie przeszkody całe, więc nic nie strąciłem! Jestem jeźdźcem! Jesteśmy przeszczęśliwi, wreszcie skończył się koszmar ostatnich tygodni. Można odetchnąć.Egzaminująca sędzina skwitowała:”macie wspaniałego konia,a jeździec walczył rozpaczliwie,ale ambitnie o przeżycie”;-)

Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora


euro40 (2011-11-26,16:55): Przeczytałem uważnie ale mam trudności ze specyficznym językiem hipiczno/jeździeckim. Caplanie, koperta itp. Jednak sens uchwyciłem - GRATULUJĘ zaliczenia egzaminu! :)
Truskawa (2011-11-26,17:21): Gratulacje. Relacja niesamowicie wciągająca. Kocham konie ale panicznie się ich boję. Zazdroszczę, podziwiam i jeszcze raz gratuluję. :)
Marysieńka (2011-11-26,17:26): Do tego co napisał mój przedmówca....dodałabym jeszcze to, że już wkrótce chyba będę kumała....dziś moje wnusie oświadczyły mi, że w prezencie pod choinkę chcą konia.....:))
Zulus (2011-11-26,18:11): Na zdjęciu Arkan z poprzednią właścicielką(w modelowym obuwiu do obsługi koni):P
iwa (2011-11-26,18:51): Wreszcie wyczerpująca relacja:))) Czytałam z zapartym tchem:)))Jeszcze raz gratuluję!!! A przy okazji chciałam Truskawie powiedzieć, że moje odczucia co do koni były podobne, ale wystarczył dzień spędzony u Klaudynki i Zulusa (i koni oczywiście), a paniczny strach zniknął. Czarodzieje:)))
Truskawa (2011-11-26,19:31): Nawet taki nabyty strach? Bo ja się go nabyłam jak Hulaka postanowił, że nie będzie mnie już nosił i zrzucił mnie z siebie przez swój własny, piękny i siwy łeb. I trochę się wtedy potłukłam. Tak na pół roku. :))))
iwa (2011-11-26,21:32): Oj, nie wiedziałam, że Twój strach przed końmi wziął się z takiego wypadku.Mój był z dzieciństwa, nieznaczny, ale od tamtej pory konie podziwiałam tylko z daleka.







 Ostatnio zalogowani
Grzegorz Kita
23:42
fit_ania
23:26
romangla
23:20
Andrea
22:49
Artur z Błonia
22:38
Szafar69
22:26
jlrumia
22:25
staszek63
21:51
damiano88
21:51
romelos
21:39
chris_cros
21:31
Personal Best
21:28
szakaluch
21:19
Wojciech
20:56
rafik348
20:47
janusz9876543213
20:42
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |