2011-11-07
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| 43:00 połamane i oficjalna życiówka na dyszkę! (czytano: 1533 razy)
Witam! Wczoraj razem z ekipą z Wrocławia wybraliśmy się do Ostrowa Wielkopolskiego. Planowany cel, złamanie 43:00min został osiągnięty! Trasa była ciekawa, sporo ciasnych zakrętów, zmian kierunku biegu, co nie pozwalało się nudzić. Szczególnie ten podbieg za rondem :P Super atmosfera, bardzo ładne miasteczko.
Przed biegiem przeprowadziłem zbyt długą regenerację - tydzień niebiegania, jedynie basen. Myślałem, żeby nie obciążać nóg. Sądziłem, że dość intensywny basen w zupełności wystarczy na zachowanie kondycji przy jednoczesnej regeneracji. Jednak nogi odmówiły posłuszeństwa na czwartej pętli, co skutkowało brakiem kompletnym finiszu i przyspieszenia. Płuca dały radę, ale nogi miękły! Nie róbcie nigdy zbyt długiej przerwy przez zawodami, wystarczą dwa, góra trzy dni. Ale to już wiem z doświadczenia, nie marnujcie czasu a powtarzanie tego doświadczenia :P
Zapewne po zajęciach na uczelni, gdzie nam nie to przeprowadzano poizometryczną relaksację mięśnia czworoboczny lędźwi odczuwałem bardzo niekomfortowy DOMS po prawej stronie kręgosłupa. Dziwne, ponieważ na zajęciach wydawało mi się, że relaksujemy lewy czworoboczny, a bolało po prawej... To mniej istotne, ważne, że bolało tak, iż nie mogłem nabrać pełnego oddechu, a wręcz nie potrafiłem prosto położyć się na podłodze, wykonać skrętu tułowia w prawo... I bardzo martwiłem się czy nie przeszkodzi mi to w zawodach. Raz zakłuło, zwoniłem, prawie przystanąłem, ale wstrzymałem oddech, zbliżyłem przyczepy, potem rozciągnąłem - ustąpił. Potem się już nie odezwał. Dziś jest kilka dni po zawodach i to zapewne był DOMS - kolejna rada, nie róbcie nieznanych organizmowi ćwiczeń ze zbyt duża intensywnością. Nawet niewielkie, kilkukrotne napięcie mięśni, które przedtem nie pracowały latami może wywołać w nich zakwasy, a potem DOMSy...
A teraz coś z trasy. Ciekawa, szybka pomijając podbieg, na którym niewątpliwie trzeba było zwolnić, choć znowu do najtrudniejszych i najdłuższych nie należał. Nie miałem z nim specjalnych trudności, tzn. równym tempem sobie wbiegłem i nie miałem żadnego dołka przed czy w trakcie. Gdyby był dłuższy - to już inna gadka :) Ciekawe zakręty i możliwość dosięgnięcia wzrokiem kolejnego zakrętu nie pozwalała na stagnację i bieg typu "Ja... Ile jeszcze tej prostej". Choć na początku przez taką ciasnotę i ilość uczestników kilka razy dostałem łokciami, a żeby się przebić wybrałem chodnik. Trochę małe zainteresowanie biegiem. W uliczkach tylko kilku przechodniów dopingujących, mało klaskania i pokrzykiwania.
Ale cel główny został zrealizowany. Teraz trzeba obrać następny, ale dopiero po kilku dniach odpoczynku, bo nogi mnie bolą... Tak, tak, nawet po takiej dyszce nogi mnie bolą. To przez to, że szok im zafundowałem tą głupią regeneracją. Ale to się już więcej nie powtórzy :) Jak znajdę cel, dopiszemy go w tym blogu i będziemy się przygotowywać. Pozdrawiam :)
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |