2011-05-14
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Półmaraton Kruszwica - Inowrocław (czytano: 874 razy)
Prawie o nim zapomniałam ale, że prawie stanowi istotną różnicę stąd nie omieszkam o nim wspomnieć by za rok czy dwa sięgnąć pamięcią wstecz i powiedzieć...
To były zawody.
Ale od początku. Z Płocka wyruszyliśmy w bojowych nastrojach. No może Panowie, z którymi jechałam w samochodzie. Ja byłam w zdecydowanej mniejszości i stanowczo trzymałam się wersji co będzie to będzie. Nie jadę się ścigać tylko szlifować formę. Ciekawe czy to łyknęli? Wszak wiedzieli, że z Wiednia w mojej opinii wróciłam raczej na tarczy niż z tarczą i będę chciała atakować życiówkę.( ale podobno ja tak zawsze mam)
Pytanie jakie pozostawało bez odpowiedzi brzmiało: czy na pewno dzisiaj?
Po załatwieniu wszelkich formalności udaliśmy się do podstawionych autobusów, które przewoziły zawodników do Kruszwicy gdzie usytuowana została linia startu. Krótka rozgrzewka, odliczanie i ruszamy.
Cholercia, pierwsze dwa kilometry wskazują, że biegnę w tempie na życiówkę. Widzę tylko dwa scenariusze tej ułańskiej fantazji albo wytrzymam co przy słonecznej pogodzie i wysokiej temperaturze powietrza jest małoprawdopodobne albo też w niedługim czasie zapłacę za tą szarżę pokonując kolejne kilometry w biegowej męce za ekstrawagancje na trasie.
Po niespełna 5 km mój proroczy scenariusz zaczął się spełniać. Najpierw drastycznie spadło tempo. Każdy kolejny kilometr zaczął przypominać istną walkę z samą sobą. W mojej podświadomości zaczęła kiełkować myśl o zejściu z trasy, która z każdym kolejnym metrem zaczęła coraz bardziej dojrzewać. Na 10 km złapałam wodę i banana.
Znowu wstąpiło we mnie życie.
Teraz tylko przetrwać do piętnastego kilometra, a później to już jakoś będzie. Oczywiście tempo nadal spada jakby tego było mało dochodzą problemy z oddychaniem.
Biegnę i wyzywam a może wyzywam i biegnę?
Już sama nie wiem. W każdym razie nakręcam się chyba tak bardzo, że to adrenalina pozwala mi w dalszym ciągu kontynuować moją walkę.
Jestem już tak bardzo nabuzowana, że lepiej by nikt nie wchodził mi w drogę.
Jak ja nienawidzę biegać!!!!! AAAAAAAAAAAAAAAA
W końcu przed moimi oczami ukazuje się brama z napisem META
Dzisiaj chociaż w nie najlepszym czasie ukończyłam zawody to udowodniłam sobie, że jeżeli tylko czegoś bardzo się pragnie można to osiągnąć.
Wygrałam z samą sobą.
Spotkałam wielu znajomych, a złość? Przeszła.
Wszak każda kobieta zmienną jest:)
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |