2011-04-18
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| 7 Dni (czytano: 459 razy)
Tytuł, dlaczego akurat taki??? hmm to chyba proste.
17 kwietnia miejsce Kraków, Błonie krakowskie niedaleko stadion Wisły Kraków,.
Godzina 9:30 i start do kolejnego maratonu, do pokonania „ królewski” dystans.
Taktyka przed biegiem, ona już powstała praktycznie po maratonie w Dębnie w ciagu kilku dni została udoskonalona ;) , założenia były proste i oczywiste dobiec do mety i być szczęsliwym.
Maraton w Dębnie nauczył mnie wstrzemiężliwosci (chyba tak to się pisze) ;) bez podpaleń miałem wystartowac w Krakowie i tak też zrobiłem spokojnie biegłem na 4 godz z grupka ok. 20-30 osób momentami, na końcowych kilometrach zakładałem sobie jeśli będę miał siłe i nie dopadnie mnie „sciana” będę chciał przyspieszyc .
Do 28 km biegło mi się super, nagle delikatny ból w prawym kolanie i w lewym udzie grupa oddala mi się na ok. 20 metrów, wiedziałem że sam mogę nie dać rady, mobilizacja i znów biegne w grupie.
33km i pytanie do samego siebie, ryzykujemy? Czemu nie, nie mam nic do stracenia, odłączam się od grupy i zaczynam bieg na podwyższonych obrotach. Na 35 km bodajże słysze okrzyki Adrian dajesz ;) spoglądam i niespodzianka kolega z kluba Aktywni , Artur, któremu dziekuje za mobilizacje, sprawił że biegne do mety z dwojona siła, 7 szalonych kilometrów…. to ja wszystkich wyprzedzam, w Debnie każdy wyprzedzał mnie heh cos nie wiarygodnego, jest moc i siła i czuje że silniki i tak nie pracuja na 100% znajduje się już na błoniach krakowskich do konca jeszcze okrążenie, które psychicznie „ zabijało” ale tego dnia nie mnie jak na fali pokonuje kolejne metry, zegarek wskazuje ze będzie blisko rekordu życiowego i na pewno poprawa rezultatu z Dębna. Ostatnie metry mówiły mi że to ja jestem zwyciężca, w ciągu niespełna 7 dni potrafiłem się zmobilizować i pokazac samemu sobie że mogę i potrafie …walczyć .
Ciekawostka:
To był mój 4 maraton …pierwszy w Sielpi „przez Piekło i Niebo” były momenty gdzie musiałem się zatrzymać przejść do spaceru…. Drugi we Wrocławiu 35 km sciana jakies 2,5 metra wysokości…;) heh znów ide i ostatnio Dębno …. Nie wolno się podpalać, ponownie ide…. 17 kwietnia Kraków 42,195 km od startu do mety –biegne…;)
Do mety dobiegłem na 1285 miejscu z czasem 3 godziny 50 minut i 26 sekund z czego jestem dumny i zadowolony.
To takie pierwsze przemyślenia, które tak na gorąco wychodzą po biegu.
Pozdrawiam, Adrian
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |